„Moja matka mnie oszukała i wszystko zostawiła bratu” – Historia, której nigdy się nie spodziewałam
— To nie jest twoje, Zosiu. — Głos mojego brata, Pawła, rozbrzmiał w salonie tuż po pogrzebie mamy. Siedział na kanapie, z nogą założoną na nogę, jakby był u siebie. — Mama wszystko przepisała na mnie. Twój dom też.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Jeszcze kilka dni temu trzymałam mamę za rękę w szpitalu, szeptałam jej do ucha, że wszystko będzie dobrze. Wierzyłam w to, bo musiałam wierzyć. Teraz jej już nie było, a ja zostałam sama z bratem, który patrzył na mnie z chłodnym spokojem.
— Co ty mówisz? — zapytałam cicho. — Przecież tata kupił nam oba domy. Każde z nas miało mieć swoje miejsce.
Paweł wzruszył ramionami. — Tak było, ale mama zmieniła testament. Wszystko jest na mnie. Twój dom też.
Nie mogłam uwierzyć. Przez całe życie byłam tą „odpowiedzialną”. To ja opiekowałam się rodzicami, kiedy tata zachorował na raka. To ja jeździłam z mamą na badania, gotowałam jej obiady, kiedy już nie miała siły stać przy kuchni. Paweł zawsze był gdzieś obok — wiecznie zajęty, wiecznie nieobecny. Ale mama go kochała. Może nawet bardziej niż mnie?
W głowie zaczęły mi się przewijać sceny z dzieciństwa: jak Paweł rozbił szybę w kuchni i to ja dostałam karę, bo „powinnam go pilnować”. Jak mama zawsze mówiła: „Paweł jest jeszcze mały, ty musisz być mądrzejsza”. Byłam starsza o trzy lata i przez całe życie czułam się odpowiedzialna za niego i za wszystko wokół.
— Chcesz mnie wyrzucić z domu? — zapytałam drżącym głosem.
Paweł spojrzał na mnie z czymś na kształt współczucia, ale szybko się opanował.
— Nie chcę cię wyrzucać. Ale musimy to jakoś rozwiązać. Może ci wynajmę ten dom? Albo sprzedamy i podzielimy się pieniędzmi?
— To był mój dom! — krzyknęłam nagle, nie poznając własnego głosu. — Tata kupił go dla mnie! Mama obiecała…
— Obietnice nic nie znaczą, jeśli nie są zapisane — przerwał mi Paweł zimno.
Wyszłam z salonu i zatrzasnęłam za sobą drzwi. W łazience osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Przecież byliśmy rodziną! Zawsze myślałam, że takie rzeczy zdarzają się innym ludziom — tym z telewizji albo sąsiadom, o których plotkuje cała ulica.
Przez kolejne dni chodziłam jak w transie. Próbowałam znaleźć testament mamy, ale Paweł już wszystko załatwił u notariusza. Dokument był jasny: cały majątek — dwa domy i oszczędności — należały do niego. Ja miałam dostać „wsparcie według uznania brata”.
Zadzwoniłam do cioci Basi, siostry mamy. Może ona coś wiedziała?
— Zosiu… — westchnęła ciocia przez telefon. — Twoja mama bardzo kochała Pawła. Bała się o niego. Mówiła, że ty sobie poradzisz w życiu, a on… zawsze miał pod górkę.
— Ale przecież to niesprawiedliwe! — wybuchnęłam.
— Wiem, kochanie. Ale czasem rodzice popełniają błędy…
Nie spałam całą noc. Wpatrywałam się w sufit i próbowałam zrozumieć, jak mogło do tego dojść. Czy naprawdę byłam aż tak silna i samodzielna, że mama uznała, iż nie potrzebuję niczego? Czy może po prostu zawsze byłam dla niej przezroczysta?
Następnego dnia Paweł przyszedł do mojego domu bez zapowiedzi.
— Musimy ustalić, co dalej — powiedział od progu.
— Nie będę z tobą rozmawiać o pieniądzach — odpowiedziałam twardo.
— To nie chodzi tylko o pieniądze! — podniósł głos. — Mama chciała dobrze! Bała się, że sobie nie poradzę…
— A ja? Ja się nie liczę? — zapytałam cicho.
Paweł spuścił wzrok.
— Ty zawsze byłaś silna…
W tej chwili poczułam tylko pustkę. Przez całe życie starałam się być tą „silną”, „rozsądną”, „dojrzałą”. I co mi to dało? Zostałam sama, bez rodziców i bez domu.
Przez kolejne tygodnie próbowałam walczyć o swoje prawa. Rozmawiałam z prawnikiem, ale testament był ważny. Mogłam próbować podważyć go w sądzie, ale wszyscy mówili mi to samo: szanse są niewielkie.
W końcu musiałam się wyprowadzić. Spakowałam rzeczy do kilku kartonów i wynajęłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Każdego dnia budziłam się z poczuciem niesprawiedliwości i żalu.
Czasem zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś inaczej. Może powinnam była częściej rozmawiać z mamą o swoich uczuciach? Może powinnam była walczyć o siebie wcześniej?
Dziś patrzę na zdjęcia rodziców i pytam samą siebie: czy naprawdę bycie „silną” oznacza bycie niewidzialną? Czy rodzina to tylko więzy krwi i wspólne wspomnienia? A może najważniejsze jest to, jak traktujemy siebie nawzajem wtedy, gdy przychodzi prawdziwa próba?
Czasem myślę: czy gdybyście byli na moim miejscu, postąpilibyście inaczej? Czy można wybaczyć taką zdradę?