Między miłością a bezsilnością: Moja walka o mamę w domu opieki
– Mamo, proszę, nie płacz… – mówię cicho, ściskając jej dłoń, która drży jak liść na wietrze. Siedzimy na twardej ławce w ogrodzie domu opieki pod Warszawą. Pachnie lipą i świeżo skoszoną trawą, ale dla mnie ten zapach miesza się z goryczą. Mama patrzy na mnie oczami pełnymi łez i niezrozumienia. – Dlaczego mnie tu zostawiłaś, Aniu? Przecież obiecałaś…
To słowo – „obiecałaś” – rozdziera mnie na pół. Obiecałam jej, że zawsze będę przy niej. Że nie pozwolę, by była sama. Ale życie nie pyta o nasze obietnice. Życie rzuca nas na kolana i każe wybierać między tym, co słuszne, a tym, co możliwe.
Mama ma 78 lat i od kilku lat choruje na Alzheimera. Najpierw zapominała drobnych rzeczy – gdzie położyła klucze, jak się robi rosół. Potem zaczęła mylić imiona wnuków, gubić się w drodze do sklepu. Ostatni rok był najgorszy. Zdarzało się, że nie poznawała mnie ani mojego męża Pawła. Zdarzało się, że budziła się w nocy i krzyczała, że ktoś chce ją skrzywdzić. Próbowałam wszystkiego – opiekunki, dziennego domu pobytu, terapii zajęciowej. Ale to było za mało.
Mam dwójkę dzieci – Zosię i Michała. Pracuję na pełen etat jako nauczycielka polskiego w liceum. Paweł też pracuje dużo, a jego mama jest po udarze i wymaga opieki. Każdy dzień był walką z czasem i własnym sumieniem. Kiedy mama przewróciła się w łazience i przez godzinę leżała na zimnych kafelkach, bo nie słyszałam jej wołania zza zamkniętych drzwi, zrozumiałam, że nie dam rady sama.
Decyzja o domu opieki była najtrudniejsza w moim życiu. Szukałam miejsca przez kilka miesięcy. Chciałam, żeby było czysto, domowo, żeby personel był czuły i cierpliwy. Znalazłam dom „Słoneczna Przystań” – nowoczesny budynek z ogrodem, salą do rehabilitacji, biblioteką i kaplicą. Wszyscy mówili: „To najlepsze miejsce w okolicy”.
Ale kiedy przyszedł dzień przeprowadzki, mama patrzyła na mnie z takim bólem, jakby zdradził ją ktoś najbliższy. – Aniu, zabierz mnie stąd… – powtarzała przez łzy. – Ja tu nie chcę być…
Przez pierwsze tygodnie odwiedzałam ją codziennie po pracy. Czasem siedziałyśmy razem w ogrodzie, czasem czytałam jej książki albo przynosiłam ulubione ciastka z makiem. Ale ona coraz częściej milczała albo patrzyła przez okno z pustym wzrokiem. Raz usłyszałam od pielęgniarki: – Pani mama często pyta o panią w nocy. Mówi, że pani ją zostawiła.
W domu nie było lepiej. Michał miał pretensje: – Mamo, czemu babcia nie może mieszkać z nami? Zosia płakała po kątach: – Babcia mówiła, że już mnie nie pamięta… Paweł próbował mnie pocieszać: – Nie miałaś wyboru. Ale ja czułam się jak zdrajczyni.
Pewnego dnia przyszłam do mamy wcześniej niż zwykle. Siedziała sama przy stole i układała puzzle. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko – przez chwilę była znów moją mamą sprzed choroby. – Aniu! – zawołała radośnie. – Chodź, pomóż mi znaleźć ten kawałek z niebieskim niebem.
Usiadłam obok niej i przez godzinę układałyśmy razem obrazek. Mama śmiała się z własnych pomyłek, opowiadała mi o swoim dzieciństwie w Lublinie, o tym jak poznała tatę na potańcówce w remizie. Było tak dobrze… aż nagle spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem i zapytała: – A ty kim jesteś?
Serce mi pękło.
Wyszłam na korytarz i rozpłakałam się jak dziecko. Podeszła do mnie pani Basia z personelu – starsza pielęgniarka z siwymi włosami spiętymi w kok. – Pani Aniu… Proszę nie mieć do siebie pretensji. Choroba pani mamy postępuje bardzo szybko. Tu ma opiekę całą dobę, lekarzy pod ręką… A pani jest dobrą córką.
Ale czy naprawdę jestem dobrą córką? Czy można być dobrą córką, oddając własną matkę obcym ludziom?
Wieczorem zadzwonił do mnie brat – Tomek mieszka w Gdańsku i widuje mamę raz na kilka miesięcy.
– Anka, może przesadzasz? Może to tylko taki etap? Może powinnaś ją zabrać do siebie?
– Tomek, nie rozumiesz… Ja już nie daję rady.
– To może spróbuj jeszcze raz znaleźć opiekunkę?
– Próbowałam! Nie wytrzymały nawet miesiąca.
– No to co chcesz zrobić?
Zamilkłam. Nie wiedziałam.
Każda wizyta u mamy to dla mnie walka ze sobą. Czasem mam ochotę zabrać ją do domu choćby na jeden dzień – żeby poczuła zapach naszej kuchni, żeby dzieci mogły ją przytulić przed snem. Ale boję się kolejnego upadku, kolejnej nocy bez snu, kolejnego ataku paniki.
Czasem myślę o tym, jak wygląda starość w Polsce. O tych wszystkich samotnych ludziach zamkniętych w domach opieki, o ich dzieciach rozdartych między pracą a rodziną. O tym, jak łatwo oceniać innych z boku: „Ja bym nigdy nie oddał matki do domu starców!”. A potem życie pokazuje ci środkowy palec.
Dziś znów idę do mamy. Wchodzę do jej pokoju – siedzi przy oknie i patrzy na zachód słońca.
– Mamo…
Odwraca głowę powoli.
– Dzień dobry pani…
Uśmiecham się przez łzy.
Czy można pogodzić miłość do rodzica z własnymi ograniczeniami? Czy jestem egoistką? A może po prostu człowiekiem? Czasem myślę: co byście zrobili na moim miejscu?