„Czy zawsze będę tą drugą?” – Moja teściowa, mój mąż i ja w jednym domu emocji
– Znowu dzwoni – powiedziałam przez zaciśnięte zęby, patrząc na ekran telefonu leżącego na stole. „Mama”. Zawsze „Mama”. Zawsze w środku obiadu, rozmowy, śmiechu, nawet kłótni. William spojrzał na mnie z wyrzutem, jakbym to ja była problemem.
– Muszę odebrać, wiesz, że ona się martwi – rzucił i już był w przedpokoju, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Słyszałam jego czuły głos zza drzwi: „Cześć, mamuś. Tak, wszystko dobrze. Tak, zjadłem. Tak, Haśka też tu jest”. Haśka. Tak mnie nazywała Grażyna – moja teściowa. Zawsze z lekkim przekąsem, jakby to imię było dla niej żartem.
Wrócił po piętnastu minutach, jakby nic się nie stało. Ja już nie jadłam. Wpatrywałam się w zimny kotlet i myślałam o tym, jak bardzo czuję się niewidzialna.
– Przesadzasz – powiedział, kiedy próbowałam porozmawiać o tym wieczorem. – Mama jest sama. Po rozwodzie wszystko na mnie spadło. Muszę jej pomagać.
– Ale przecież ona nie jest bezradna! Ma pracę, znajomych, jeździ na fitness i do fryzjera częściej niż ja! – wybuchłam. – To nie jest normalne, żeby dzwoniła do ciebie pięć razy dziennie!
William wzruszył ramionami i poszedł do łazienki. Zostawił mnie z moją frustracją i poczuciem winy.
Grażyna mieszkała w Piasecznie, ale miałam wrażenie, że jej duch unosi się nad naszym mieszkaniem w Warszawie. Była wszędzie: w jej ulubionych ciasteczkach w naszej kuchni (bo „przecież William je uwielbia”), w zdjęciach z jego dzieciństwa na półkach (które sama przyniosła), w jej perfumach, które zostawiała po wizytach.
Najgorsze były niedziele. Grażyna przyjeżdżała rano z torbą pełną jedzenia („bo wy pewnie nic nie gotujecie”) i zaczynała rządzić kuchnią. William był zachwycony: „Mama robi najlepszy rosół”. Ja czułam się jak gość we własnym domu.
Pewnego dnia nie wytrzymałam.
– Grażyno, może dziś ja ugotuję obiad? – zaproponowałam z wymuszonym uśmiechem.
Spojrzała na mnie chłodno:
– Ale William lubi mój rosół. Ty możesz zrobić sałatkę.
William nawet nie spojrzał w moją stronę. Zajął się krojeniem marchewki dla mamy.
Wieczorem wybuchła kłótnia.
– Czy ty naprawdę nie widzisz, co się dzieje? – zapytałam drżącym głosem. – Ona traktuje mnie jak powietrze! A ty… ty pozwalasz jej na wszystko!
– Przesadzasz! – krzyknął William. – To moja matka! Wychowała mnie sama! Jestem jej coś winien!
– A ja? Co mi jesteś winien?
Nie odpowiedział. Wyszedł z domu i wrócił dopiero nad ranem.
Zaczęłam unikać Grażyny. Przestałam odbierać jej telefony, ignorowałam wiadomości. William był coraz bardziej rozdrażniony.
– Ona cię lubi – powtarzał. – Tylko musisz się bardziej postarać.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę przez drzwi łazienki:
– Synku, ona cię nie docenia… Ja zawsze będę przy tobie.
Wyszedł blady.
– Co ona ci powiedziała?
– Nic ważnego – mruknął i poszedł spać na kanapie.
Zaczęłam się zastanawiać: czy to ze mną jest coś nie tak? Może rzeczywiście jestem zazdrosna? Może powinnam być wdzięczna za to, że mam „kochającą” teściową?
Ale potem przyszły święta. Grażyna zapowiedziała się na cały tydzień.
– Przecież to normalne, że spędzamy święta razem! – powiedział William z uśmiechem.
Przez siedem dni czułam się jak intruz we własnym domu. Grażyna poprawiała wszystko: od ustawienia talerzy po moje ubrania („Może byś założyła coś bardziej kobiecego?”). William był szczęśliwy jak dziecko.
W Wigilię usiadłam sama w sypialni i płakałam. William nawet nie zauważył mojej nieobecności przy stole.
Po świętach postanowiłam porozmawiać z Grażyną.
– Proszę pani… Chciałabym mieć trochę prywatności z mężem. Może mogłybyśmy ustalić jakieś zasady?
Spojrzała na mnie z wyższością:
– Mój syn zawsze będzie dla mnie najważniejszy. Ty jesteś tylko dodatkiem.
To zdanie dźwięczy mi w głowie do dziś.
William nie stanął po mojej stronie. Powiedział tylko:
– Nie rozumiesz, co to znaczy być rodziną.
Od tamtej pory coraz częściej myślę o rozwodzie. Kocham Williama, ale nie chcę być wiecznie tą drugą.
Czy naprawdę muszę rywalizować z własną teściową o miłość męża? Czy to ja jestem egoistką… czy może ktoś inny przekroczył granicę? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?