Czy powinnam była się wtrącać? Historia teściowej, która nie potrafiła milczeć

— Nie możesz tego zrobić, Piotrze! — mój głos drżał, gdy patrzyłam na syna siedzącego przy kuchennym stole. W jego oczach widziałam zmęczenie, jakiego nie znałam. — Rozwód to nie jest rozwiązanie. Przecież przysięgałeś jej miłość na dobre i na złe!

Piotr spuścił wzrok, bawiąc się obrączką na palcu. — Mamo, to nie jest takie proste. Już od dawna nie jesteśmy szczęśliwi. Ja… ja już nie mogę tak żyć.

Wtedy poczułam, jak narasta we mnie gniew. Od początku nie akceptowałam Magdy. Była inna niż sobie wymarzyłam dla mojego jedynego syna — zbyt pewna siebie, zbyt niezależna, a do tego zawsze miała ostatnie słowo. Ale przecież to nie znaczyło, że powinni się rozstać! Przecież mają dwójkę dzieci, dom na kredyt, wspólne życie…

— A dzieci? — zapytałam ostro. — Pomyślałeś o nich? O tym, jak będą cierpieć?

Piotr westchnął ciężko. — Wiem, mamo. Ale czasem lepiej się rozstać niż żyć w ciągłych kłótniach.

Nie mogłam tego słuchać. W mojej głowie kłębiły się wspomnienia — jak Magda odsuwała mnie od wnuków, jak nie pozwalała mi decydować o niczym, nawet o tym, co kupić dzieciom na urodziny. Zawsze czułam się obca w ich domu. Ale mimo wszystko… rozwód?

Tego wieczoru nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo rozmowy z Piotrem. W końcu podjęłam decyzję: muszę porozmawiać z Magdą. Może uda mi się przemówić jej do rozsądku.

Następnego dnia zadzwoniłam do niej. — Magda, musimy porozmawiać — powiedziałam bez ogródek. — To ważne.

Spotkałyśmy się w kawiarni na rynku. Siedziała naprzeciwko mnie z chłodnym wyrazem twarzy.

— Jeśli przyszłaś mnie przekonywać, żebym została z Piotrem dla świętego spokoju, to szkoda twojego czasu — powiedziała od razu.

— Nie chodzi o święty spokój — odpowiedziałam ostrożnie. — Chodzi o rodzinę. O dzieci. O to, żebyście spróbowali jeszcze raz.

Magda spojrzała na mnie z ironią. — A gdzie byłaś przez te wszystkie lata? Gdy Piotr wracał późno z pracy i nawet nie zauważał, że płaczę po nocach? Gdy próbowałam ratować nasze małżeństwo, a on tylko uciekał?

Zatkało mnie. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Zawsze widziałam tylko swoje krzywdy i swoje rozczarowanie.

— Może gdybyś czasem spojrzała na nas bez uprzedzeń… — dodała cicho Magda. — Ale ty zawsze wiedziałaś lepiej.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z Piotrem, przekonywać go, żeby jeszcze raz spróbowali terapii małżeńskiej, żeby pomyśleli o dzieciach. On jednak był coraz bardziej zamknięty w sobie.

W końcu przyszedł dzień, kiedy Magda wyprowadziła się z dziećmi do swojej matki. Piotr został sam w pustym mieszkaniu. Przyszedł do mnie wieczorem, usiadł na kanapie i rozpłakał się jak dziecko.

— Mamo, ja już nie mam siły…

Objęłam go i po raz pierwszy poczułam prawdziwy żal — nie do Magdy, ale do siebie. Czy moja ingerencja tylko pogorszyła sprawę? Czy powinnam była pozwolić im samym podjąć decyzję?

Od tamtej pory nasze relacje są napięte. Magda nie odbiera moich telefonów, wnuki widuję rzadko i tylko wtedy, gdy Piotr je przyprowadzi. W domu panuje cisza, której nie potrafię znieść.

Często wracam myślami do tamtej rozmowy w kawiarni i słów Magdy: „Zawsze wiedziałaś lepiej”. Czy rzeczywiście? Czy moja troska była tylko przykrywką dla kontroli? Czy powinnam była pozwolić im samym przejść przez kryzys?

Czasem patrzę na stare zdjęcia rodzinne i zastanawiam się: czy gdybym wtedy milczała, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można kochać za bardzo i przez to ranić najbliższych? Może powinnam była po prostu być obok i słuchać…

A Wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy matka powinna ingerować w życie dorosłego syna?