Czy naprawdę jestem już tylko ciężarem?

– Mamo, musimy poważnie porozmawiać. – Głos Ewy, mojej córki, drżał lekko, choć próbowała brzmieć stanowczo. Siedziała naprzeciwko mnie przy kuchennym stole, a jej brat, Marek, nerwowo bawił się kluczami od samochodu.

– O czym? – zapytałam, choć przeczuwałam, co chcą mi powiedzieć. Od kilku tygodni atmosfera w domu była napięta. Czułam się jak nieproszony gość we własnym życiu.

– Mamo, nie możesz już mieszkać sama – powiedział Marek, unikając mojego wzroku. – To dla twojego dobra. Wszyscy się o ciebie martwimy.

Zacisnęłam dłonie na filiżance herbaty. „Dla mojego dobra” – ile razy już to słyszałam? Od śmierci mojego męża minęły dwa lata. Było mi ciężko, ale przecież nie jestem jeszcze zupełnie bezradna. Codziennie gotuję, robię zakupy, odbieram wnuki ze szkoły.

– Przecież sobie radzę – wyszeptałam. – Pomagam wam, opiekuję się dziećmi. Czy naprawdę uważacie, że jestem już tylko ciężarem?

Ewa spojrzała na mnie z mieszaniną współczucia i irytacji.

– Mamo, to nie tak… Ale ostatnio zapomniałaś odebrać Antosia ze świetlicy. Zgubiłaś klucze do mieszkania. Boimy się, że coś ci się stanie.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Tak, zdarzyło mi się zapomnieć. Ale czy to powód, by odbierać mi wszystko?

– Chcecie mnie oddać do domu starców? – zapytałam cicho.

Zapadła cisza. Marek odchrząknął.

– To nie dom starców, tylko nowoczesny ośrodek. Będziesz miała opiekę, towarzystwo… Tam są zajęcia, wycieczki. Nie będziesz sama.

Sama? Przecież codziennie widuję wnuki! Mała Zosia przytula się do mnie przed snem, Antoś pokazuje mi swoje rysunki. Czy naprawdę myślą, że zamienię to na bingo i telewizję w świetlicy?

– A co z moim mieszkaniem? – spytałam z trudem.

Ewa spojrzała na Marka.

– Mamo… Chcemy je sprzedać. Potrzebujemy pieniędzy na twoją opiekę i… na nasze sprawy.

Zrobiło mi się słabo. To był mój dom przez czterdzieści lat! Tu wychowałam was oboje, tu świętowaliśmy każde Boże Narodzenie, tu płakałam po śmierci taty.

– Rozumiem – powiedziałam drżącym głosem. – Już nie jestem wam potrzebna.

Ewa złapała mnie za rękę.

– Mamo, nie mów tak! Kochamy cię. Po prostu… świat się zmienił. My pracujemy, dzieci mają swoje zajęcia. Nie możemy być przy tobie cały czas.

Patrzyłam na nią i widziałam w jej oczach zmęczenie. Ale czy to znaczy, że można tak po prostu wyrzucić matkę z jej życia?

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w ciszę mieszkania. Przypominały mi się czasy, gdy dzieci były małe. Marek miał astmę – ile nocy spędziłam przy jego łóżku! Ewa płakała po pierwszym zawodzie miłosnym – tuliłam ją do siebie aż zasnęła.

A teraz? Teraz jestem problemem do rozwiązania.

Następnego dnia przyszła do mnie Zosia, moja wnuczka. Miała siedem lat i była moim promyczkiem.

– Babciu, czemu płaczesz? – zapytała cicho.

Przytuliłam ją mocno.

– Nic się nie stało, kochanie. Po prostu trochę smutno mi dzisiaj.

Zosia spojrzała na mnie poważnie.

– Mama mówiła, że będziesz mieszkać gdzie indziej. Ale ja nie chcę! Kto będzie mi czytał bajki?

Łzy popłynęły mi po policzkach.

– Nie wiem, Zosiu… Może mama albo tata?

Zosia pokręciła głową.

– Oni zawsze są zajęci. Tylko ty masz czas.

Te słowa bolały bardziej niż wszystko inne.

Kilka dni później Ewa przyszła z dokumentami do podpisania.

– Mamo, musisz podpisać pełnomocnictwo do sprzedaży mieszkania – powiedziała chłodno. – To formalność.

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– Naprawdę nie mogę zostać? Przynajmniej jeszcze trochę?

Ewa westchnęła ciężko.

– Mamo… Próbowałyśmy wszystkiego. Ale ty nie rozumiesz, że my też mamy swoje życie!

Poczułam w sobie bunt. Czy naprawdę jestem już tylko przeszkodą? Czy moje życie przestało mieć znaczenie?

Postanowiłam porozmawiać z Markiem sam na sam. Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko jego pracy.

– Synku… Czy ty naprawdę uważasz, że dom opieki to dla mnie najlepsze miejsce?

Marek spuścił wzrok.

– Mamo… Ja nie wiem. Może po prostu boję się o ciebie? Ale też… Ewa ma trudną sytuację finansową. Ja mam kredyt na mieszkanie. Nie damy rady inaczej.

Zrozumiałam wtedy coś ważnego: dla nich to nie tylko kwestia troski o mnie. To też wygoda i pieniądze.

Wróciłam do domu i długo patrzyłam na stare fotografie: dzieci w piaskownicy pod blokiem, ja z mężem na Mazurach, pierwsze urodziny Zosi…

Następnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Halina.

– Zosiu, słyszałam… Dzieci chcą cię oddać do domu opieki?

Przytaknęłam smutno.

– A ty chcesz tam iść?

Pokręciłam głową.

– To walcz! – powiedziała stanowczo Halina. – Masz prawo decydować o sobie! Nie podpisuj niczego pod presją!

Te słowa dodały mi otuchy. Postanowiłam porozmawiać z prawnikiem. Okazało się, że dopóki jestem samodzielna i sprawna umysłowo, nikt nie może zmusić mnie do opuszczenia mieszkania ani sprzedaży go bez mojej zgody.

Kiedy powiedziałam o tym dzieciom, wybuchła awantura.

– Mamo! My chcemy dla ciebie dobrze! – krzyczała Ewa przez telefon.

– A może po prostu chcecie mieć święty spokój? – odpowiedziałam gorzko.

Przez kilka dni nikt się do mnie nie odzywał. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej. Ale jednocześnie poczułam ulgę: odzyskałam choć odrobinę kontroli nad swoim życiem.

Po tygodniu przyszła Zosia z laurką: „Babciu, kocham cię najbardziej na świecie”.

Przytuliłam ją mocno i postanowiłam walczyć o każdy dzień z moimi wnukami.

Nie wiem, co będzie dalej. Może dzieci w końcu zrozumieją moje uczucia? Może kiedyś same będą w mojej sytuacji i przypomną sobie tę historię?

Czy naprawdę starość musi oznaczać samotność i utratę godności? Czy dzieci mają prawo decydować za swoich rodziców tylko dlatego, że są starsi?