Kiedy teściowa dzwoni o 17:00: Czy jestem złą matką, czy tylko złą synową?
– Gdzie ty jesteś?! – usłyszałam w słuchawce głos mojej teściowej, zanim jeszcze zdążyłam powiedzieć „halo”. Była godzina siedemnasta, stałam w korku na Alejach Jerozolimskich, a moje serce zaczęło walić jak oszalałe. – Natychmiast przyjedź po Olę! Ja nie mam czasu, muszę wracać do pracy! – krzyczała dalej, nie dając mi dojść do słowa.
Zacisnęłam dłonie na kierownicy. Czułam, jak narasta we mnie złość i bezsilność. To nie był pierwszy raz, kiedy teściowa próbowała udowodnić mi, że jestem złą matką. Zawsze znajdowała powód do narzekań: a to Ola za lekko ubrana, a to za późno odebrana z przedszkola, a to obiad nie taki, jak powinien być. Odkąd znalazła nową pracę w urzędzie miasta, widywałyśmy się rzadziej – i szczerze mówiąc, byłam z tego powodu szczęśliwa. Ale nawet wtedy potrafiła zadzwonić i wylać na mnie wiadro pretensji.
– Mamo, jestem w drodze – próbowałam powiedzieć spokojnie. – Jestem w korku, zaraz będę.
– Nie interesuje mnie to! – przerwała mi. – Jak można być tak nieodpowiedzialną? Zawsze wszystko na mojej głowie! Twój mąż też nic nie robi! – Jej głos był coraz bardziej histeryczny.
Spojrzałam w lusterko. W oczach miałam łzy. Ola była dla mnie wszystkim. Pracowałam na pół etatu, żeby mieć dla niej czas. Ale czasem musiałam poprosić teściową o pomoc – nie miałam nikogo innego w Warszawie. Moja mama mieszkała w Białymstoku i widywałyśmy się tylko w święta.
Gdy w końcu dotarłam pod blok teściowej, Ola już czekała na klatce schodowej. Miała na sobie za cienką kurtkę i sandały bez skarpetek – mimo że był październik i padał deszcz. Teściowa stała obok niej z założonymi rękami i miną, która mówiła wszystko.
– Widzisz? – rzuciła do mnie. – Dziecko zmarznie przez twoją nieodpowiedzialność!
Ola patrzyła na mnie wielkimi oczami. Była przestraszona. Uklękłam przy niej i przytuliłam ją mocno.
– Chodź, kochanie, jedziemy do domu – powiedziałam cicho.
Teściowa jeszcze przez chwilę coś mamrotała pod nosem, ale już jej nie słuchałam. Wsiadłyśmy do samochodu. Przez chwilę jechałyśmy w milczeniu.
– Mamusiu, babcia była dziś zła – szepnęła Ola.
– Wiem, kochanie. Czasem dorośli są zmęczeni i źli, ale to nie twoja wina – odpowiedziałam, choć sama nie byłam tego taka pewna.
Wieczorem zadzwonił mój mąż, Tomek. Był w delegacji pod Poznaniem.
– Mama dzwoniła do mnie – powiedział od razu. – Mówiła, że zostawiłaś Olę na klatce schodowej i spóźniłaś się godzinę.
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Tomek, byłam w korku! Twoja mama sama wyprowadziła Olę na klatkę i kazała mi się spieszyć! – głos mi się łamał.
– Wiem… Wiem, że przesadza… Ale ona się martwi o Olę…
– Nie! Ona się martwi tylko o to, żeby pokazać mi, jaka jestem beznadziejna! – wybuchłam. – Nigdy nie będę dla niej wystarczająco dobra!
Po tej rozmowie długo płakałam w łazience. Ola zasnęła wtulona we mnie. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej.
Następnego dnia rano dostałam SMS-a od teściowej: „Mam nadzieję, że dziś odbierzesz dziecko sama i nie będziesz robić problemów”.
Przez cały dzień chodziłam jak struta. W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, Ania, zauważyła moje rozkojarzenie.
– Coś się stało? – zapytała delikatnie.
Opowiedziałam jej wszystko. O tym, jak trudno jest być matką bez wsparcia własnej rodziny. O tym, jak bardzo boli mnie każda krytyka ze strony teściowej.
– Moja teściowa też taka była – westchnęła Ania. – Dopóki nie postawiłam granic. Musisz powiedzieć Tomkowi jasno: albo on stanie po twojej stronie, albo zwariujesz.
Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy stole. Ola bawiła się w swoim pokoju.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam spokojnie. – Nie mogę dłużej znosić tego traktowania przez twoją mamę. Potrzebuję twojego wsparcia.
Tomek spuścił wzrok.
– Wiem… Przepraszam cię za nią. Ale ona zawsze była taka…
– To nie jest wymówka! – przerwałam mu. – Jeśli nie postawisz jej granic, ja to zrobię sama. Ale wtedy może być już za późno na naprawienie naszej relacji.
Tomek długo milczał. W końcu przytulił mnie mocno.
– Masz rację. Porozmawiam z nią jutro.
Nie wiem, czy coś się zmieni. Może teściowa nigdy mnie nie zaakceptuje. Może zawsze będę dla niej tą „obcą”, która zabrała jej syna i wychowuje wnuczkę „nie tak jak trzeba”. Ale wiem jedno: Ola zasługuje na spokojny dom i szczęśliwą mamę.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można być dobrą matką i jednocześnie złą synową? Czy muszę wybierać między własnym szczęściem a spełnianiem cudzych oczekiwań? Może każda z nas kiedyś stanie po drugiej stronie tej historii…