Nigdy nie spodziewałam się, że mój były mąż osądzi mnie tak surowo: Wszystko przez alimenty
— Naprawdę myślisz, że zasługujesz na te pieniądze? — głos Pawła odbił się echem od ścian urzędu. Siedział naprzeciwko mnie, z twarzą wykrzywioną w grymasie pogardy. Wokół nas ludzie udawali, że nie słyszą, ale czułam na sobie ich spojrzenia. — Przecież ty nawet nie pracujesz na pełen etat! — dodał ciszej, ale z jeszcze większą złością.
Zacisnęłam dłonie na torebce, żeby nie zaczęły mi drżeć. Nie chciałam płakać. Nie tutaj, nie przy nim. Spojrzałam na Pawła — mojego byłego męża, ojca naszej siedmioletniej Zosi — i poczułam, jak coś we mnie pęka. Jeszcze niedawno byliśmy rodziną. Gotowałam dla niego rosół w naszej małej kuchni na Pradze, śmialiśmy się z głupich żartów Zosi, planowaliśmy wakacje nad Bałtykiem. Teraz siedzieliśmy po przeciwnych stronach stołu, a on patrzył na mnie jak na wroga.
— Paweł, ja nie proszę o nic dla siebie — powiedziałam cicho. — To są pieniądze dla Zosi. Ona potrzebuje nowych butów na zimę, zajęć z angielskiego…
— Przestań grać ofiarę! — przerwał mi ostro. — Gdybyś chciała, znalazłabyś lepszą pracę. Ale łatwiej ci wyciągać ode mnie kasę.
Wyszłam z urzędu z głową spuszczoną nisko. Deszcz zacinał mi w twarz, ale nie czułam zimna. Czułam tylko wstyd i bezsilność. Chciałam wrócić do mojego przytulnego, choć ciasnego mieszkania. Do kuchni, gdzie mogłabym ugotować coś pysznego dla siebie i Zosi, a potem schować się pod kocem i zapomnieć o całym świecie.
Ale świat nie dawał o sobie zapomnieć. Telefon zadzwonił jeszcze zanim zdążyłam wejść do tramwaju.
— Mamo, kiedy wrócisz? — głos Zosi był cichy i niepewny.
— Już niedługo, kochanie. Chcesz żebym zrobiła twoją ulubioną zupę pomidorową?
— Tak… A tata dzisiaj dzwonił. Powiedział, że chyba już nas nie lubi.
Zacisnęłam powieki, żeby nie rozpłakać się na środku przystanku.
— Tata cię kocha, Zosiu. Po prostu czasem dorośli się kłócą. Ale to nie twoja wina.
Po powrocie do domu rzuciłam torbę na podłogę i od razu weszłam do kuchni. Zosia siedziała przy stole z kredkami i rysowała coś zawzięcie.
— Pokaż mi swój rysunek — poprosiłam.
Na kartce była nasza trójka: ja, Zosia i Paweł. Trzymaliśmy się za ręce, a nad nami świeciło słońce. Poczułam ukłucie w sercu.
— Chciałabym, żeby tata znowu tu mieszkał — powiedziała nagle Zosia.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Usiadłam obok niej i przytuliłam ją mocno.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Myśli krążyły wokół dzisiejszej rozmowy z Pawłem. Przypominałam sobie jego słowa: „łatwiej ci wyciągać ode mnie kasę”. Czy naprawdę tak mnie widzi? Czy przez te wszystkie lata byłam dla niego tylko ciężarem?
Pracuję w bibliotece osiedlowej. Lubię tę pracę — zapach starych książek, ciszę między regałami, rozmowy z dziećmi o ulubionych bajkach. Ale to tylko pół etatu. Po rozwodzie musiałam wybierać: więcej godzin w pracy czy więcej czasu dla Zosi? Wybrałam ją. Może to był błąd? Może powinnam była być bardziej twarda, bardziej niezależna?
Czasem czuję się jak bohaterka taniego serialu: samotna matka walcząca o przetrwanie w wielkim mieście. Tylko że to nie jest serial — to moje życie.
Kilka dni później Paweł przyszedł po Zosię na weekend. Stał w drzwiach spięty i chłodny.
— Możemy porozmawiać? — zapytał nagle.
Skinęłam głową i weszliśmy do kuchni.
— Słuchaj… Może przesadziłem ostatnio — zaczął niepewnie. — Po prostu… Ja też mam ciężko. Nowa praca, kredyt…
— Wiem, Paweł — przerwałam mu łagodnie. — Ale Zosia potrzebuje nas obojga. I finansowo, i emocjonalnie.
Spojrzał na mnie długo, jakby widział mnie pierwszy raz od lat.
— Czasem mam wrażenie, że wszystko się rozsypało — powiedział cicho.
— Może jeszcze da się coś poskładać — odpowiedziałam równie cicho.
Po jego wyjściu usiadłam przy stole i patrzyłam na kubek po herbacie. W tej kuchni spędziłam tyle szczęśliwych chwil… Teraz była tylko moja i Zosi. Ale może to wystarczy?
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można zacząć wszystko od nowa? Czy jesteśmy skazani na powtarzanie tych samych błędów? Może najważniejsze to nie przestawać próbować…