Złote prezenty babci – jak jeden gest może rozbić rodzinę
– Mamo, a czemu ty nigdy nie kupujesz mi takich fajnych rzeczy jak babcia? – głos Antka przebił się przez szum rozmów przy niedzielnym obiedzie. Zamarłam z widelcem w ręku, czując na sobie spojrzenia męża i młodszych dzieci. W powietrzu zawisło napięcie, które narastało od miesięcy, a teraz wybuchło z całą mocą.
Antek miał dziewięć lat i od kilku miesięcy był pod wyraźnym wpływem swojej babci – mojej teściowej, pani Heleny. Zawsze była kobietą z rozmachem, lubiła pokazywać, że ją stać. Odkąd przeszła na emeryturę, jej życie kręciło się wokół wnuków. Niestety, jej sposób okazywania miłości polegał na kupowaniu coraz droższych prezentów: najpierw nowy rower, potem konsola do gier, a ostatnio nawet smartfon, o którym Antek marzył od dawna. Każdy prezent był wręczany z teatralnym rozmachem i obowiązkowym zdjęciem na Facebooku.
Początkowo cieszyłam się, że dzieci mają tak zaangażowaną babcię. Ale szybko zauważyłam, że coś zaczyna się psuć. Antek coraz częściej porównywał nas do babci. – U babci zawsze jest lepiej! – rzucał, kiedy nie pozwalałam mu grać na konsoli po godzinie dwudziestej. Młodsze dzieci – Zosia i Michał – zaczęły się dopytywać, kiedy one dostaną coś „super” od babci. W domu narastała atmosfera rywalizacji i zazdrości.
Mój mąż, Tomek, początkowo bagatelizował sprawę. – Daj spokój, niech dzieci mają trochę radości – mówił. Ale ja czułam, że tracimy kontrolę nad wychowaniem własnych dzieci. Zaczęłam mieć wrażenie, że wszystko, co robimy jako rodzice, jest mniej warte niż kolejny prezent od babci.
Pewnego wieczoru usiadłam z Tomkiem przy kuchennym stole. – Tomek, musimy coś z tym zrobić – powiedziałam cicho. – Antek już nas nie słucha. Dla niego liczy się tylko to, co dostanie od twojej mamy.
Tomek westchnął ciężko. – Wiem… Ale jak jej to powiedzieć? Przecież ona się obrazi.
– A co z nami? Z naszym autorytetem? – zapytałam z goryczą.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z teściową. Zaprosiłam ją na kawę. Przyszła elegancka jak zawsze, z torbą pełną prezentów dla dzieci.
– Heleno, muszę ci coś powiedzieć… – zaczęłam niepewnie.
– Coś się stało? – zapytała z troską.
– Chodzi o te prezenty… One są naprawdę wspaniałe, ale…
Nie zdążyłam dokończyć.
– Chcesz mi powiedzieć, że nie powinnam rozpieszczać wnuków? Przecież to moja radość! Ty zawsze byłaś taka poważna…
– To nie o to chodzi… Po prostu Antek zaczyna nas porównywać do ciebie. Czuje się gorszy, kiedy nie dostaje od nas tego samego…
Helenie zaszkliły się oczy. – Myślisz, że robię coś złego?
– Nie o to chodzi… Po prostu… Chciałabym, żeby dzieci doceniały też drobne rzeczy. Żebyśmy wszyscy byli jedną rodziną, a nie rywalizowali ze sobą.
Teściowa wyszła obrażona. Przez kilka dni nie odbierała telefonu. W domu atmosfera była jeszcze bardziej napięta. Antek chodził naburmuszony i powtarzał: – Babcia już mnie nie kocha przez was!
Czułam się winna i bezradna. Zosia zaczęła płakać przed snem: – Mamo, czy babcia już nigdy nie przyjdzie?
Tomek próbował łagodzić sytuację, ale sam był rozdarty między mną a matką. W końcu zadzwonił do niej i poprosił o spotkanie.
Spotkaliśmy się wszyscy razem w niedzielę. Helena przyszła z pustymi rękami i smutnym uśmiechem.
– Dzieciaki, dzisiaj przyszłam tylko na herbatę – powiedziała cicho.
Antek spojrzał na nią z wyrzutem. – Nie masz dla mnie prezentu?
Helenie drżały ręce. – Nie zawsze muszę coś przynosić…
Wtedy Zosia podbiegła do niej i mocno ją przytuliła. Michał usiadł jej na kolanach.
Patrzyłam na tę scenę ze łzami w oczach. Może właśnie tego nam brakowało? Bliskości bez prezentów?
Wieczorem Antek przyszedł do mnie do pokoju.
– Mamo… Babcia była smutna przez nas?
Przytuliłam go mocno.
– Nie przez nas… Po prostu czasem trzeba sobie przypomnieć, co jest naprawdę ważne.
Od tamtej pory staramy się rozmawiać więcej jako rodzina. Prezenty są rzadziej, ale za to spotkania pełne śmiechu i rozmów.
Czasem jednak zastanawiam się: czy można znaleźć złoty środek między miłością okazywaną prezentami a tą codzienną, zwyczajną bliskością? Czy dzieci kiedykolwiek docenią to, co niewidoczne dla oka? Jak wy radzicie sobie z podobnymi sytuacjami?