Zawsze na drugim planie: Gdy partner żyje problemami swojej rodziny

— Znowu dzwoni twoja mama — powiedziałam, patrząc na ekran jego telefonu, który rozświetlił się znajomym imieniem: „Mama”. Adam spojrzał na mnie z wyrzutem, jakby to była moja wina, że jego rodzina nie daje nam spokoju. Westchnął ciężko i odebrał, a ja już wiedziałam, że nasz wieczór we dwoje właśnie się skończył.

— Tak, mamo? — jego głos był czuły, pełen troski. Słuchałam, jak opowiada jej o tym, że zaraz przyjedzie, że pomoże z samochodem, że nie musi się martwić. Widziałam w jego oczach zmęczenie, ale też poczucie obowiązku, które zawsze wygrywało z naszymi planami.

Zostałam sama w kuchni z niedopitą herbatą i kolacją, którą przygotowałam specjalnie na ten wieczór. Miało być wyjątkowo — pierwszy raz od tygodni mieliśmy pobyć tylko we dwoje. Znowu się nie udało. Znowu byłam na drugim miejscu.

Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz spędziliśmy spokojny weekend bez telefonów od jego siostry, która nie radzi sobie z dziećmi, albo od ojca, który potrzebuje pomocy przy remoncie. Adam zawsze jest gotowy rzucić wszystko i biec na ratunek. Ja zostaję w tyle — niewidzialna, nieważna.

— Może przesadzasz? — powiedziała mi kiedyś przyjaciółka. — Przecież to dobrze, że jest taki rodzinny.

Ale czy naprawdę? Czy to normalne, że każda nasza rozmowa kończy się na problemach jego rodziny? Że nawet w łóżku potrafi nagle zerwać się i odebrać telefon od siostry? Że nasze plany są zawsze drugorzędne?

Pamiętam jedną z naszych największych kłótni. Było lato, mieliśmy jechać nad morze. Marzyłam o tym wyjeździe od miesięcy — miał być tylko dla nas. Spakowałam walizki, kupiłam bilety na pociąg. W dzień wyjazdu zadzwoniła jego mama: „Adam, musisz przyjechać, tata się źle czuje”. Adam nawet nie spojrzał na mnie — po prostu wyszedł. Zostałam sama z walizkami i łzami w oczach.

— Nie rozumiesz! — krzyczałam później przez telefon. — Zawsze wybierasz ich!

— To moja rodzina! — odpowiedział. — Nie mogę ich zostawić!

A ja? Kim jestem dla ciebie? — chciałam zapytać, ale zabrakło mi odwagi.

Czasem próbuję z nim rozmawiać spokojnie. Tłumaczę mu, że czuję się samotna, że potrzebuję go tu i teraz. On kiwa głową, obiecuje poprawę, ale potem wszystko wraca do normy. Jego telefon dzwoni częściej niż bije moje serce.

Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czy to ze mną jest coś nie tak. Może jestem zbyt wymagająca? Może powinnam zaakceptować fakt, że Adam nigdy nie będzie tylko mój? Ale potem widzę pary spacerujące po parku, trzymające się za ręce, śmiejące się razem — i czuję ukłucie zazdrości. Dlaczego ja nie mogę tego mieć?

Wczoraj wieczorem znów siedziałam sama przy stole. Adam wrócił późno, zmęczony i rozdrażniony. Próbowałam zacząć rozmowę:

— Adam, musimy pogadać.

— Teraz? Jestem wykończony… — westchnął i usiadł ciężko na krześle.

— Właśnie dlatego musimy. Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz byliśmy razem naprawdę. Zawsze jesteś gdzieś indziej — z mamą, z siostrą, z ojcem… A ja?

Spojrzał na mnie smutno.

— Przepraszam… Wiem, że cię zaniedbuję. Ale oni mnie potrzebują.

— A ja? Ja cię nie potrzebuję?

Zapadła cisza. Patrzyliśmy na siebie długo. Widziałam w jego oczach ból i bezradność.

— Nie wiem już, co robić — wyszeptał w końcu.

Ja też nie wiem.

Czasem myślę o odejściu. O tym, jak wyglądałoby moje życie bez Adama i jego rodziny w tle. Czy byłabym szczęśliwsza? Czy znalazłabym kogoś, kto postawi mnie na pierwszym miejscu?

Ale potem przypominam sobie wszystkie dobre chwile — te rzadkie momenty tylko dla nas: wspólne śniadania w łóżku, wieczory z filmem pod kocem, jego czułe spojrzenia. Kocham go. Ale czy miłość wystarczy?

Dziś znów siedzę sama i piszę te słowa. Adam pojechał do siostry — jej syn złamał rękę na boisku. Zostawił mnie z niedokończoną rozmową i pustką w sercu.

Czy jestem egoistką? Czy mam prawo chcieć więcej? Czy można kochać kogoś i jednocześnie czuć się tak bardzo samotnym?

Może ktoś z was zna odpowiedź na te pytania…