Wygrałam fortunę, ale straciłam rodzinę? Moja walka o sens i miłość po wygranej w totolotka

– Mamo, czy ty zwariowałaś?! – krzyk mojej córki, Julii, odbił się echem po kuchni. Stała naprzeciwko mnie, z zaciśniętymi pięściami i łzami w oczach. – Wszyscy moi znajomi już wiedzą! Wszyscy się śmieją! Mówią, że jestem idiotką, bo moja matka oddała fortunę na schroniska dla psów i domy dziecka!

Patrzyłam na nią bez słowa. Wciąż czułam na języku smak kawy, którą przed chwilą piłam, kiedy zadzwonił telefon z informacją o wygranej. 600 milionów złotych. Sześćset milionów! Przez chwilę świat zawirował mi przed oczami. Mąż, Andrzej, patrzył na mnie wtedy jak na obcą osobę.

– To jest nasza szansa, Haniu – powiedział cicho. – Możemy kupić dom w Hiszpanii, samochody, spełnić każde marzenie dzieci…

Ale ja już wtedy wiedziałam, że nie chcę być kolejną rodziną, która roztrwoni fortunę na blichtr i kaprysy. Przez całe życie widziałam wokół siebie ludzi, którzy nie mieli nic. Sąsiadka z parteru, pani Zosia, która zbierała butelki, żeby kupić leki. Dzieciaki z domu dziecka w Radości, które odwiedzałam z paczkami na święta. Psy w schronisku pod Warszawą, które tuliły się do krat.

– Andrzej – powiedziałam wtedy stanowczo – chcę pomóc innym. Nie dam dzieciom dziesiątek milionów. Chcę, żeby wiedziały, co znaczy praca i odpowiedzialność.

Myślałam naiwnie, że rodzina mnie zrozumie. Że będą dumni. Ale od tej chwili zaczęło się piekło.

– Ty chcesz nas ukarać za to, że mieliśmy lepiej? – syknął syn, Michał, kiedy dowiedział się o mojej decyzji. – Całe życie powtarzałaś, że mamy być wdzięczni za to, co mamy. A teraz odbierasz nam szansę na normalne życie!

Normalne życie… Co to znaczy? Czy normalne jest to, że dzieci bogaczy nie wiedzą, jak wygląda praca? Że nie potrafią docenić zwykłego obiadu?

Przez kolejne tygodnie dom zamienił się w pole bitwy. Andrzej przestał ze mną rozmawiać. Julia trzaskała drzwiami i wracała coraz później. Michał zamknął się w swoim pokoju i przestał odbierać telefony ode mnie.

Tylko ja nie spałam po nocach.

Pamiętam ten wieczór, kiedy po raz pierwszy poszłam do schroniska jako milionerka. Psy nie wiedziały nic o moich pieniądzach. Lizały mi dłonie tak samo jak zawsze. Wolontariuszka, pani Basia, spojrzała na mnie z wdzięcznością.

– Pani Haniu… dzięki pani będziemy mogli wyremontować boksy i kupić leki dla wszystkich psiaków.

Wtedy poczułam ulgę. Przez chwilę miałam wrażenie, że robię coś naprawdę ważnego.

Ale wracając do domu czułam się jak zdrajca.

– Ty już nie jesteś moją matką – powiedziała Julia pewnego dnia. – Wolałaś obcych ludzi i zwierzęta niż własną rodzinę.

Zamknęłam się w łazience i płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez.

Andrzej próbował mnie przekonać:

– Haniu, przecież możesz dać dzieciom choćby po 10 milionów! To nie jest rozrzutność! Chcą studiować za granicą, mieć własne mieszkania…

Ale ja byłam nieugięta.

– Dostaną tyle, ile wystarczy na start. Reszta pójdzie na fundację. Chcę, żeby byli dumni z tego, co osiągną sami.

Wkrótce plotki rozeszły się po całej rodzinie. Siostra przestała dzwonić. Matka patrzyła na mnie z wyrzutem:

– Zawsze byłaś inna… Ale żeby aż tak?

Zaczęłam wątpić w siebie. Czy naprawdę jestem potworem?

Pewnego dnia przyszła do mnie listonoszka z listem od chłopca z domu dziecka:

„Pani Haniu,
dzięki Pani mamy nowe łóżka i komputer do nauki. Może kiedyś będziemy mogli być tacy jak Pani – dobrzy dla innych. Dziękuję. Kuba”

Czytałam ten list dziesięć razy. Trzymałam go pod poduszką przez wiele nocy.

Ale rodzina coraz bardziej się ode mnie oddalała.

W święta przy stole panowała cisza. Julia nie spojrzała mi w oczy ani razu. Michał wyszedł zaraz po kolacji.

Andrzej spał na kanapie.

Zostałam sama ze swoim sumieniem i pieniędzmi, których nie chciałam dla siebie.

Czasem myślę: czy gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym inaczej? Czy lepiej być kochaną przez rodzinę za pieniądze niż samotną z czystym sumieniem?

Dziś wiem jedno: dobro wraca powoli. Ale czy rodzina kiedykolwiek mi wybaczy? Czy można być szczęśliwym bez akceptacji najbliższych?

A może to ja powinnam nauczyć się wybaczać sobie?