Zerwane zaręczyny przez dzieci mojego narzeczonego – czy można wygrać z rodziną?

– Nie mogę tego zrobić, Aniu. Przepraszam… – Marek nie patrzył mi w oczy. Jego głos był cichy, jakby bał się, że usłyszę prawdę, którą już przeczuwałam. Stałam w kuchni, wciąż trzymając w dłoni kubek z niedopitą kawą. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.

– Co masz na myśli? – zapytałam, choć serce już waliło mi jak oszalałe. – Marek, ślub jest za dwa tygodnie. Wszystko jest gotowe. Moi rodzice… twoja mama…

– Wiem – przerwał mi, a jego ramiona opadły bezradnie. – Ale nie mogę. Dzieci… nie chcą tego. Nie chcą ciebie.

Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Dzieci Marka – Ola i Bartek – od początku patrzyły na mnie z dystansem. Byli już dorośli, Ola miała 24 lata, Bartek 21. Ich matka zmarła kilka lat temu i nigdy nie ukrywali, że nie chcą nikogo nowego w życiu ojca. Ale Marek zawsze powtarzał, że to nasza sprawa, że kocha mnie i będziemy razem.

– A co z nami? – wyszeptałam. – Co ze mną?

Marek milczał długo. W końcu powiedział tylko: – Przepraszam.

Wyszedł. Zostawił mnie samą w mieszkaniu, które przez ostatnie dwa lata stawało się naszym domem. Przez chwilę miałam nadzieję, że wróci, że to tylko chwilowy kryzys. Ale minęły godziny, potem dni. Telefon milczał.

Moja mama przyjechała następnego dnia. Zastała mnie siedzącą na podłodze wśród porozrzucanych zaproszeń ślubnych.

– Aniu, dziecko…

– Mamo, co ja zrobiłam nie tak? – zapytałam przez łzy. – Przecież starałam się…

Mama przytuliła mnie mocno. – To nie twoja wina. Niektórzy ludzie nie potrafią pogodzić się ze zmianami.

Ale ja wiedziałam swoje. Przypomniałam sobie wszystkie niezręczne kolacje z Olą i Bartkiem. Ich spojrzenia pełne chłodu, milczenie przy stole, wymuszone uśmiechy Marka. Próbowałam rozmawiać z nimi o wszystkim: o studiach Bartka, o pracy Oli w banku, o ich wspomnieniach z dzieciństwa. Zawsze kończyło się tak samo – krótkimi odpowiedziami i szybkim wyjściem.

Najgorsze było to, że Marek nigdy nie stanął po mojej stronie otwarcie. Zawsze tłumaczył dzieci: „Muszą się przyzwyczaić”, „Daj im czas”. Ale czas mijał, a ja coraz bardziej czułam się intruzem.

Po tygodniu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Marka.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Spotkaliśmy się w parku, gdzie kiedyś chodziliśmy na długie spacery. Teraz siedzieliśmy na ławce jak obcy ludzie.

– Marek, powiedz mi prawdę. To naprawdę przez dzieci?

Westchnął ciężko.

– Tak… Ola powiedziała wprost, że jeśli się z tobą ożenię, przestanie się ze mną kontaktować. Bartek też… groził, że wyprowadzi się do matki chrzestnej i zerwie kontakt.

– I co? Pozwolisz im decydować o swoim życiu?

Marek spuścił głowę.

– Nie chcę ich stracić.

Poczułam gniew. – A mnie możesz stracić?

Nie odpowiedział.

Wróciłam do pustego mieszkania i długo płakałam. Próbowałam zrozumieć Marka – stracił żonę, bał się stracić dzieci. Ale czy to znaczyło, że moje uczucia nic nie znaczą? Czy zawsze będę tą „obcą”, która przyszła za późno?

Przez kolejne dni dzwoniły koleżanki, rodzina pytała o ślub. Wstydziłam się przyznać do porażki. Czułam się jak ktoś gorszy – jakby to ze mną było coś nie tak.

Pewnego wieczoru zadzwoniła Ola.

– Aniu… przepraszam za wszystko – powiedziała cicho. – Ale my po prostu nie jesteśmy gotowi na nową mamę.

– Nie chciałam być waszą mamą – odpowiedziałam szczerze. – Chciałam być po prostu częścią waszej rodziny.

Ola milczała długo.

– Może kiedyś…

Rozłączyła się pierwsza.

Zrozumiałam wtedy, że są rzeczy, których nie da się wymusić ani przyspieszyć. Że czasem miłość to za mało, jeśli druga strona nie potrafi postawić granic i zawalczyć o wspólne szczęście.

Dziś minęły już trzy miesiące od tamtego dnia. Powoli wracam do siebie. Czasem myślę o Marku i zastanawiam się, czy żałuje swojej decyzji. Czy dzieci naprawdę są szczęśliwe? Czy ja kiedykolwiek będę potrafiła zaufać komuś na nowo?

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy warto było poświęcić własne szczęście dla cudzych oczekiwań? Czy rodzina zawsze musi wygrywać z miłością? Co wy byście zrobili na moim miejscu?