Mój chłopak kupił mi prezent za pieniądze moich rodziców – czy można wybaczyć taką zdradę?
– Znowu nie przyszedł? – zapytała mama, patrząc na mnie z troską, kiedy wróciłam do domu późnym wieczorem.
Nie odpowiedziałam od razu. W głowie miałam tylko jedno: Bartek. Chłopak, który jeszcze kilka miesięcy temu wydawał się być spełnieniem wszystkich moich marzeń. Poznaliśmy się w tramwaju numer 9, kiedy wracałam z pracy. Byłam zmęczona, a on – nieznajomy o ciepłym uśmiechu – ustąpił mi miejsca. To była drobnostka, ale wtedy poczułam, że świat może być lepszy.
Nasza znajomość rozwinęła się błyskawicznie. Bartek był czarujący, dowcipny, miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się wyjątkowa. Po miesiącu znajomości zaprosił mnie na kolację do eleganckiej restauracji przy Nowym Świecie. Byłam zachwycona – nigdy wcześniej nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Wtedy wręczył mi srebrną bransoletkę z grawerem: „Na zawsze razem”.
– Skąd wiedziałeś, że marzę o czymś takim? – zapytałam wzruszona.
– Po prostu czuję, co cię uszczęśliwia – odpowiedział z uśmiechem.
Nie wiedziałam wtedy, że ten prezent stanie się początkiem końca mojego zaufania do ludzi.
Po kilku tygodniach zaczęły się pojawiać drobne sygnały ostrzegawcze. Bartek coraz częściej narzekał na brak pieniędzy. Raz nie miał na bilet autobusowy, innym razem prosił mnie o pożyczenie drobnych na lunch. Tłumaczył się, że czeka na przelew z pracy albo że coś mu się opóźniło. Nie chciałam być podejrzliwa – przecież każdemu może się zdarzyć gorszy okres.
Pewnego dnia mama zapytała mnie przy obiedzie:
– A ten Bartek… czym on się właściwie zajmuje?
Zawahałam się. Wiedziałam tylko, że pracuje „w marketingu”, ale nigdy nie widziałam jego biura ani nie poznałam żadnego z jego znajomych z pracy. Zbyłam temat żartem, ale w środku poczułam ukłucie niepokoju.
Wszystko zmieniło się w moje urodziny. Bartek pojawił się u mnie z ogromnym bukietem róż i… nowym smartfonem. Byłam w szoku.
– Bartek! Przecież to kosztowało fortunę! – wykrzyknęłam.
– Dla ciebie wszystko – odpowiedział i pocałował mnie w czoło.
Przez chwilę byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Dopiero kilka dni później mama przyszła do mnie z pytaniem:
– Czy Bartek pożyczył od nas pieniądze?
Zamarłam.
– Jak to?
– Przyszedł do nas tydzień temu, kiedy byłaś w pracy. Powiedział, że chce ci zrobić niespodziankę na urodziny, ale chwilowo nie ma gotówki i odda wszystko za dwa dni. Pożyczyliśmy mu dwa tysiące złotych…
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Próbowałam sobie przypomnieć każdy szczegół tamtego dnia. Bartek był wtedy wyjątkowo podekscytowany i tajemniczy.
Wieczorem zadzwoniłam do niego:
– Bartek, musimy porozmawiać.
– O co chodzi? – jego głos był lekko spięty.
– Czy kupiłeś mi telefon za pieniądze moich rodziców?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Kochanie… To tylko pożyczka. Oddam im wszystko za tydzień, przysięgam! Chciałem ci zrobić niespodziankę…
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Przez kolejne dni Bartek unikał spotkań ze mną i moimi rodzicami. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na wiadomości. Mama coraz częściej patrzyła na mnie z wyrzutem:
– Mówiłam ci, żebyś uważała…
Tata milczał, ale widziałam w jego oczach rozczarowanie i smutek.
W końcu po tygodniu Bartek pojawił się pod moim blokiem. Wyglądał na zmęczonego i przybitego.
– Przepraszam… Nie mam teraz pieniędzy. Straciłem pracę, wszystko się posypało… Ale oddam wam wszystko, tylko dajcie mi czas – mówił drżącym głosem.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony chciałam mu wierzyć, z drugiej czułam się oszukana i wykorzystana.
Rodzice byli nieugięci:
– Albo odda pieniądze do końca miesiąca, albo zgłaszamy sprawę na policję – powiedział tata stanowczo.
Bartek próbował jeszcze kilka razy przekonać mnie do rozmowy na osobności:
– Ola, przecież wiesz, że cię kocham! To wszystko przez głupie okoliczności…
Ale ja już nie potrafiłam mu zaufać. Każde jego słowo brzmiało jak kolejne kłamstwo.
Miesiąc minął szybko. Bartek przestał się odzywać. Rodzice nigdy nie odzyskali swoich pieniędzy. Ja przez długi czas nie mogłam sobie wybaczyć własnej naiwności i tego, że naraziłam rodzinę na stratę.
Dziś patrzę na tamtą bransoletkę i zastanawiam się: czy można wybaczyć komuś taką zdradę? Czy miłość naprawdę potrafi zaślepić nas do tego stopnia? A może to ja powinnam była wcześniej zauważyć sygnały ostrzegawcze?
Czasem pytam siebie: czy gdybyście byli na moim miejscu, potrafilibyście wybaczyć Bartkowi? Czy warto jeszcze wierzyć ludziom po takim doświadczeniu?