„W kawalerce będziemy się dusić. To dla Kacpra” – Trzy pokolenia na pięćdziesięciu pięciu metrach

– W kawalerce będziemy się dusić. To dla Kacpra, mamo, zrozum – głos Pawła, mojego syna, odbijał się echem od ścian kuchni.

Siedziałam na krawędzi wanny, dłonie zaciskałam na twarzy, próbując stłumić szloch. Wczoraj znów zamknęłam się w łazience. Nie po to, by się umyć czy poprawić makijaż – od dawna już nie mam na to ochoty. Siedziałam tam, bo tylko tam mogłam być sama. Za cienką ścianą rozbrzmiewały głosy syna, synowej i wnuka. Ktoś narzekał, że w lodówce brakuje masła. Ktoś inny się śmiał, ktoś trzaskał szafką.

Pięćdziesiąt pięć metrów kwadratowych. Trzy pokolenia. Jedna łazienka, jeden balkon, kuchnia z oknem na podwórko, gdzie dzieciaki z bloku grają w piłkę i wrzeszczą do późna.

Jeszcze dwa lata temu miałam tu ciszę. Czasem odwiedzała mnie sąsiadka Basia na kawę, czasem wnuk przychodził na naleśniki. Teraz Basia już nie przychodzi – „Nie chcę przeszkadzać” – mówiła ostatnio przez domofon. A ja coraz częściej płaczę w łazience.

– Mamo, musimy jakoś to przetrwać – powtarza Paweł. – Przecież nie zostawię Magdy i Kacpra na pastwę losu.

Magda, moja synowa, patrzy na mnie z wyrzutem, gdy tylko zwrócę uwagę na rozrzucone zabawki albo głośną muzykę z telefonu. Kacper ma sześć lat i jest wszędzie: pod stołem, za kanapą, w moim łóżku, bo „u babci najlepiej się śpi”.

Czasem myślę, że jestem egoistką. Przecież to moja rodzina. Powinnam być szczęśliwa, że ich mam. Ale potem przypominam sobie te wieczory sprzed pandemii, kiedy mogłam usiąść z książką przy oknie i patrzeć na światła miasta. Teraz nawet książki nie czytam – nie mam gdzie.

– Mamo, a mogę dziś spać u ciebie? – Kacper stoi w drzwiach łazienki, trzymając pluszowego misia.

– Kacperku, babcia jest zmęczona…

– Ale ja cię ochronię przed potworami! – mówi z powagą.

Uśmiecham się przez łzy. Jak mam mu odmówić?

Wieczorem Magda trzaska drzwiami od sypialni.

– On znowu śpi u ciebie? – pyta cicho, ale w jej głosie słyszę pretensję.

– Przecież to tylko dziecko…

– A my? My też chcielibyśmy mieć trochę spokoju.

Zamykam oczy. Spokój… O tym marzymy wszyscy.

Paweł wraca późno z pracy. Pracuje teraz zdalnie, ale czasem jeździ do biura na Mokotowie. Ostatnio coraz częściej zostaje tam dłużej.

– Mamo, musisz być bardziej wyrozumiała dla Magdy – mówi mi któregoś wieczoru, gdy siedzimy razem w kuchni.

– Staram się… Ale to wszystko mnie przerasta.

Patrzy na mnie długo.

– Wiem. Ale nie mamy wyjścia.

Nie mamy wyjścia…

Rano budzi mnie hałas garnków. Magda gotuje owsiankę dla Kacpra.

– Dzień dobry – mówię cicho.

– Dzień dobry – odpowiada chłodno.

Kacper już siedzi przy stole i rysuje coś na kartce.

– Babciu, narysowałem ci domek! – woła radośnie.

Patrzę na rysunek: mały domek z czerwonym dachem i wielkim ogrodem. Uśmiecham się smutno.

– Ładny…

– Tam będziemy mieszkać wszyscy razem! – mówi z dumą.

Magda przewraca oczami i wychodzi do łazienki. Słyszę trzask zamka.

Czasem myślę o tym domku z ogrodem. O tym, jakby to było mieć więcej miejsca. Ale przecież nie stać nas nawet na większe mieszkanie. Paweł zarabia przeciętnie, Magda pracuje na pół etatu w sklepie spożywczym. Ja mam emeryturę ledwo ponad dwa tysiące złotych.

Wieczorem dzwoni Basia.

– Jak ty to znosisz? – pyta szeptem.

– Nie wiem… Chyba już nie znoszę.

– Może powinnaś im powiedzieć?

– Co powiedzieć? Że mam dość własnej rodziny?

Basia milknie.

– Może czasem trzeba…

Odkładam słuchawkę i długo patrzę w sufit. Czy naprawdę mogę im powiedzieć prawdę?

Następnego dnia Magda wraca z pracy wcześniej niż zwykle. Jest zmęczona, ma podkrążone oczy.

– Przepraszam za wczoraj – mówi nagle podczas kolacji.

Patrzę na nią zdziwiona.

– Ja też przepraszam… To wszystko jest trudne dla nas wszystkich.

Kacper podbiega do mnie i mocno mnie przytula.

– Babciu, nie płacz już w łazience…

Zamieram. Skąd on wie?

Magda patrzy na mnie ze smutkiem.

– On wszystko słyszy przez te ściany…

Cisza ciąży nam wszystkim.

Wieczorem Paweł siada obok mnie na kanapie.

– Mamo… Może powinniśmy poszukać czegoś większego? Może wynająć coś razem?

Patrzę na niego bezradnie.

– A za co? Ledwo wiążemy koniec z końcem…

Wzdycha ciężko.

– Może spróbuję znaleźć drugą pracę…

Chciałabym mu powiedzieć: „Nie musisz się poświęcać”, ale wiem, że już dawno wszyscy poświęcamy coś dla tej rodziny.

Następnego dnia rano Magda robi mi herbatę i stawia ją przede mną na stole.

– Dziękuję – mówię cicho.

– Ja też dziękuję… Za wszystko – odpowiada równie cicho.

Przez chwilę patrzymy sobie w oczy i wiem, że ona też jest zmęczona. Że też chciałaby mieć własny kąt, własną ciszę. Ale jesteśmy tu razem i musimy jakoś przetrwać.

Wieczorem zamykam się w łazience jeszcze raz. Tym razem nie płaczę. Siedzę na krawędzi wanny i myślę o tym wszystkim: o Kacprze, który chce mnie chronić przed potworami; o Magdzie, która walczy o każdy dzień; o Pawle, który próbuje być silny dla wszystkich; o sobie – coraz bardziej zmęczonej i coraz bardziej samotnej we własnym domu.

Czy można kochać rodzinę i jednocześnie czuć się przez nią przytłoczonym? Czy ktoś z was też tak ma?