„Oddać mieszkanie bratu? Historia rodzinna, która rozdarła moje serce”
– Aniu, musisz to zrobić dla rodziny – głos mamy drżał, jakby sama nie wierzyła w to, co mówi. Stałam przy oknie mojego dwupokojowego mieszkania na warszawskim Mokotowie, patrząc na szare niebo i próbując zrozumieć, jakim cudem znalazłam się w tej sytuacji.
– Mamo, to jest moje mieszkanie. Sama na nie pracowałam przez lata. – Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć. – Dlaczego miałabym oddać je Krzyśkowi i Magdzie?
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Słyszałam tylko jej cichy oddech i szum telewizora w tle. W końcu odezwała się z rezygnacją:
– Bo oni mają dziecko, Aniu. Ty jesteś sama. Im jest trudniej.
Zacisnęłam pięści. To było jak policzek. Czy naprawdę bycie samotną oznaczało, że moje potrzeby są mniej ważne? Przypomniałam sobie wszystkie wieczory spędzone nad projektami, nadgodziny w agencji reklamowej, rezygnację z wakacji i spotkań ze znajomymi – wszystko po to, by kiedyś mieć własny kąt.
Kilka godzin później zadzwonił Krzysiek. Jego głos był chłodny, rzeczowy:
– Słuchaj, Anka, nie rób scen. Magda jest w ciąży, a nasze mieszkanie to klitka. Ty możesz wynająć coś mniejszego albo zamieszkać z mamą. To tylko mieszkanie.
– Tylko mieszkanie? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Dla mnie to wszystko.
– Przesadzasz – rzucił i się rozłączył.
Przez kolejne dni atmosfera w rodzinie była napięta jak struna. Mama przestała dzwonić, tata milczał, a Magda wysyłała mi zimne SMS-y: „Nie rozumiem twojego egoizmu”.
W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanka z biura, Kasia, zauważyła moją apatię:
– Co się dzieje? Wyglądasz, jakbyś nie spała od tygodnia.
Opowiedziałam jej wszystko. Słuchała uważnie, a potem powiedziała coś, co utkwiło mi w głowie:
– Wiesz, rodzina potrafi być okrutna. Ale jeśli teraz się zgodzisz, już zawsze będą cię wykorzystywać.
Wieczorem wróciłam do pustego mieszkania i usiadłam na podłodze wśród kartonów z książkami i zdjęciami z dzieciństwa. Przypomniałam sobie, jak Krzysiek zawsze był tym „lepszym” synem – sportowiec, dusza towarzystwa, oczko w głowie mamy. Ja byłam tą cichą, ambitną dziewczyną z książką pod pachą.
Zadzwoniłam do taty. Odebrał po kilku sygnałach:
– Cześć, Aniu.
– Tato… czy ty naprawdę uważasz, że powinnam oddać im mieszkanie?
Westchnął ciężko.
– Nie wiem, córeczko. Wiem tylko, że twoja mama bardzo się tym przejmuje. Ale to twoja decyzja.
W jego głosie słyszałam smutek i bezradność.
Następnego dnia Magda przyszła do mnie bez zapowiedzi. Stała w drzwiach z rękami na biodrach i spojrzeniem pełnym pretensji.
– Aniu, nie rozumiem cię. Myślałam, że jesteśmy rodziną. Krzysiek zawsze ci pomagał.
– Pomagał? – parsknęłam gorzko. – Kiedy ostatnio spytał mnie, jak się czuję? Albo czy czegoś potrzebuję?
Magda wzruszyła ramionami.
– Teraz my potrzebujemy pomocy. Jeśli nie chcesz nam oddać mieszkania, to przynajmniej powiedz to wprost.
Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę w milczeniu. W końcu powiedziałam:
– Nie oddam wam mieszkania. Przykro mi.
Magda odwróciła się na pięcie i wyszła trzaskając drzwiami.
Wieczorem zadzwoniła mama. Była roztrzęsiona:
– Aniu, co ty narobiłaś? Magda płacze, Krzysiek jest wściekły…
– Mamo – przerwałam jej łamiącym się głosem – a ja? Czy ktoś pomyślał o mnie?
Po tej rozmowie długo płakałam. Czułam się winna i samotna jak nigdy wcześniej. Ale po raz pierwszy od dawna poczułam też coś jeszcze – ulgę. Postawiłam granicę.
Minęły tygodnie. Rodzina przestała się odzywać. Święta spędziłam sama z kubkiem herbaty i starymi zdjęciami. Bolało mnie to wszystko, ale wiedziałam, że gdybym ustąpiła raz, już zawsze byłabym tą „do oddania”.
Czasem zastanawiam się: czy rodzina naprawdę powinna wymagać od nas takich poświęceń? Czy lojalność wobec bliskich oznacza rezygnację z własnych marzeń? Może czasem trzeba wybrać siebie… Nawet jeśli oznacza to samotność.