Moja teściowa ma willę, a ja nie mam na czynsz. Czy naprawdę muszę być aż tak dumna?
— Nie, nie przyjmę tych pieniędzy, mamo — powiedziałam przez zaciśnięte zęby, patrząc na moją teściową, która siedziała naprzeciwko mnie przy dębowym stole w jej ogromnej kuchni. Pachniało świeżo parzoną kawą i drożdżówkami z makiem, które zawsze piekła na specjalne okazje. Ale dziś nie było żadnej okazji. Był tylko wstyd i bezsilność.
— Aniu, nie bądź uparta. To tylko pożyczka — powiedziała spokojnie pani Barbara, poprawiając złoty łańcuszek na szyi. — Wiesz, że z Markiem chcemy dla was jak najlepiej.
Spojrzałam na mojego męża, Pawła. Siedział cicho, bawiąc się obrączką na palcu. Wiedziałam, że jest mu równie ciężko jak mnie. Ostatnie miesiące były dla nas koszmarem — Paweł stracił pracę w banku, ja wciąż pracowałam w szkole na pół etatu, a czynsz za nasze dwupokojowe mieszkanie w Warszawie rósł szybciej niż nasze oszczędności topniały.
A oni? Mieszkali w willi na Wilanowie, jeździli nowym volvo, co roku latali do Hiszpanii. Ich życie było jak z katalogu. Nasze — jak z reportażu o polskiej biedzie.
— Mamo, naprawdę… damy sobie radę — wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Nie chcę być waszym ciężarem.
— Aniu, przestań! — wtrącił się Paweł. — Przecież to nie jest żaden wstyd poprosić o pomoc. Rodzina jest od tego.
Ale ja nie mogłam. W mojej głowie wciąż słyszałam słowa ojca: „Człowiek musi radzić sobie sam. Nie licz na nikogo.” Może dlatego nigdy nie poprosiłam nikogo o wsparcie, nawet gdy byłam dzieckiem i mama płakała po nocach nad rachunkami.
Barbara westchnęła ciężko i spojrzała na mnie z troską. — Aniu, my naprawdę chcemy ci pomóc. Ale jeśli nie chcesz pieniędzy… może chociaż zamieszkacie u nas? Przynajmniej na jakiś czas.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Zamieszkać z teściami? Stracić resztki prywatności? Być codziennie ocenianą przez kobietę, która nigdy nie musiała martwić się o pieniądze?
— Dziękuję, ale… nie mogę — powiedziałam cicho.
Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Oparłam się o zimne kafelki i pozwoliłam łzom płynąć. Byłam zmęczona walką o każdy grosz, zmęczona udawaniem przed synkiem, że wszystko jest w porządku. Miał cztery lata i już pytał, dlaczego nie możemy mieć takich zabawek jak kuzynka Zosia.
Wieczorem wróciliśmy do naszego mieszkania na Ursynowie. Paweł milczał przez całą drogę. W domu rzucił klucze na stół i spojrzał na mnie z wyrzutem:
— Dlaczego jesteś taka uparta? Przecież to twoja rodzina! Moglibyśmy mieć spokój…
— Bo nie chcę być zależna! — krzyknęłam. — Nie rozumiesz? Całe życie słyszałam, że jestem za słaba, za biedna, za mało ambitna! Chcę udowodnić wszystkim — i sobie — że potrafię!
Paweł odwrócił się i wyszedł do drugiego pokoju. Zostałam sama w kuchni, patrząc na rachunki rozrzucone po stole. Przez chwilę miałam ochotę zadzwonić do Barbary i powiedzieć: „Dobrze, pomóżcie nam.” Ale coś mnie powstrzymało.
Następnego dnia w pracy koleżanka zapytała mnie:
— Anka, czemu jesteś taka przygaszona?
Opowiedziałam jej wszystko. Słuchała uważnie, a potem powiedziała:
— Wiesz… moja mama zawsze mówiła: „Duma dumą, ale dzieci jeść muszą.” Może czasem warto odpuścić?
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Słowa koleżanki krążyły mi po głowie jak natrętne muchy. Czy naprawdę byłam aż tak dumna? Czy moja niezależność była ważniejsza niż spokój mojego dziecka?
Kilka dni później zadzwoniła Barbara.
— Aniu… wiem, że nie chcesz pieniędzy. Ale może chociaż pozwolisz nam zabrać Maćka na weekend? Zrobimy mu trochę radości.
Zgodziłam się. Kiedy Maćka nie było w domu, usiadłam z Pawłem przy stole.
— Może powinniśmy spróbować inaczej? — zapytałam cicho. — Może… pozwólmy im pomóc Maćkowi. Nie nam — jemu.
Paweł uśmiechnął się smutno.
— To już coś.
Z czasem zaczęliśmy przyjmować drobne gesty: Barbara kupiła Maćkowi kurtkę na zimę, Marek zabrał go do kina. Nigdy nie prosiliśmy o pieniądze dla siebie. Ale powoli zaczynałam rozumieć, że czasem przyjęcie pomocy to nie słabość, tylko miłość.
Dziś nadal walczymy o każdy dzień. Nadal nie mamy własnego domu ani samochodu z salonu. Ale Maciek jest szczęśliwy, a ja nauczyłam się prosić o wsparcie — choćby dla niego.
Czasem patrzę na Barbarę i zastanawiam się: czy ona też kiedyś musiała wybierać między dumą a rodziną? Czy naprawdę warto być aż tak niezależnym… jeśli przez to cierpią ci najbliżsi?