„W wieku 60 lat postanowiłam odnaleźć swoją pierwszą miłość”: Kiedy stanęłam przed drzwiami jego domu, otworzyła mi kobieta, która wyglądała zupełnie jak ja

– Co ty tu robisz? – zapytała kobieta, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Stałam na progu jej domu, z walącym sercem i dłońmi drżącymi tak mocno, że ledwo utrzymałam torebkę. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Patrzyłam na nią jak zahipnotyzowana – miała moje oczy, mój nos, nawet sposób, w jaki poprawiała włosy, był znajomy.

– Szukam… Pawła – wyszeptałam w końcu, czując jak głos więźnie mi w gardle.

Kobieta zmrużyła oczy. – A pani to kto?

Wzięłam głęboki oddech. Przez całą drogę z Warszawy do tego małego miasteczka na Mazurach powtarzałam sobie, że jestem gotowa. Że nie boję się już przeszłości. Ale teraz, stojąc twarzą w twarz z kobietą, która mogłaby być moją siostrą bliźniaczką, poczułam się jak dziecko przyłapane na kradzieży cukierka.

– Nazywam się Barbara Nowak. Byliśmy kiedyś… blisko – odpowiedziałam niepewnie.

Kobieta przez chwilę milczała, po czym odsunęła się od drzwi. – Proszę wejść.

Weszłam do środka. W powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej kawy i starego drewna. W salonie na ścianach wisiały zdjęcia rodzinne – dzieci, wnuki, śluby. Zatrzymałam wzrok na jednym z nich. Paweł. Starszy, siwe włosy, ale ten sam uśmiech. Obok niego stała ona – kobieta tak podobna do mnie, że aż zabolało.

– Paweł jest w ogrodzie – powiedziała cicho. – Zaraz go zawołam.

Usiadłam na kanapie i zaczęłam nerwowo bawić się obrączką na palcu. Przez głowę przelatywały mi obrazy sprzed lat: Paweł pod szkołą, jego listy pachnące atramentem, nasze pierwsze pocałunki nad Wisłą. Potem rozstanie – on wyjechał na studia do Gdańska, ja zostałam w Warszawie. Życie potoczyło się dalej: ślub z Andrzejem, dzieci, praca w szkole…

Ale zawsze gdzieś w środku czułam niedosyt. Po śmierci Andrzeja dzieci rozjechały się po świecie. Zostałam sama w pustym mieszkaniu i coraz częściej wracały do mnie wspomnienia o Pawle. Zaczęłam go szukać – najpierw nieśmiało w internecie, potem przez znajomych. W końcu znalazłam adres.

Drzwi ogrodowe skrzypnęły i wszedł Paweł. Zatrzymał się w progu, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

– Basia? To naprawdę ty?

Wstałam powoli. – Tak, Pawełku…

Przez chwilę staliśmy naprzeciwko siebie w milczeniu. W jego oczach zobaczyłam wszystko: zdziwienie, radość, żal.

– Myślałem… że już nigdy cię nie zobaczę – powiedział cicho.

– Ja też tak myślałam – odpowiedziałam i poczułam łzy pod powiekami.

Kobieta weszła do pokoju i usiadła naprzeciwko nas. – Jestem Maria – przedstawiła się chłodno. – Żona Pawła.

Zrobiło mi się głupio. Przyszłam tu bez zapowiedzi, burząc ich spokój.

– Przepraszam… Nie powinnam była…

Maria przerwała mi gestem ręki. – Lepiej powiedzcie sobie wszystko teraz. Ja już swoje wiem.

Paweł usiadł obok mnie i przez chwilę milczał. W końcu odezwał się cicho:

– Basia… Myślałem o tobie przez te wszystkie lata. Ale życie…

– Wiem – przerwałam mu łagodnie. – Ja też miałam swoje życie.

Nagle Maria wstała i podeszła do okna. – Wiecie co jest najdziwniejsze? Że przez całe życie czułam, że coś jest nie tak. Że Paweł kocha kogoś innego…

Zapanowała cisza tak gęsta, że aż bolało.

– Maria… – zaczął Paweł.

– Nie! – odwróciła się gwałtownie. – Nie chcę słuchać wyjaśnień po tylu latach! Chcę tylko wiedzieć jedno: czy gdybym nie była taka podobna do niej… czy wybrałbyś mnie?

Paweł spuścił głowę.

– Nie wiem…

Poczułam ukłucie żalu i winy jednocześnie. Przecież nie chciałam burzyć ich życia! Chciałam tylko zamknąć pewien rozdział…

Maria spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Całe życie żyłam w cieniu twojej miłości! Nawet nie wiedząc o tym…

Nie wiedziałam co powiedzieć. Chciałam ją przytulić, przeprosić za wszystko, ale wiedziałam, że to niemożliwe.

Paweł podszedł do Marii i objął ją delikatnie.

– Przepraszam… Przepraszam was obie.

Usiadłam ciężko na kanapie. W głowie miałam mętlik: czy dobrze zrobiłam przyjeżdżając? Czy miałam prawo rozdrapywać stare rany?

Nagle Maria spojrzała na mnie uważnie.

– A może jesteśmy siostrami? – rzuciła nagle.

Zamarłam.

– Co?

– Moja matka była służącą u twoich rodziców w Warszawie… Zawsze mówiła mi, że mam gdzieś siostrę bliźniaczkę oddaną do adopcji…

Serce zaczęło mi bić jak oszalałe.

– Moja mama nigdy o tym nie wspominała… Ale zawsze czułam, że coś ukrywa przede mną…

Paweł patrzył na nas obie jakby widział duchy.

– To niemożliwe…

Maria wyciągnęła z szuflady stary list i podała mi go drżącą ręką.

– Przeczytaj.

Otworzyłam kopertę i zaczęłam czytać: „Moja kochana Mario, musisz wiedzieć prawdę o swoim pochodzeniu…”

Łzy zaczęły płynąć mi po policzkach. Wszystko nagle nabrało sensu: podobieństwo, dziwne przeczucia, tęsknota za czymś nieuchwytnym.

Siedziałyśmy naprzeciwko siebie w milczeniu przez długą chwilę. Paweł wyszedł do ogrodu zostawiając nas same.

– Przepraszam cię za wszystko – powiedziałam cicho.

Maria pokiwała głową ze smutnym uśmiechem.

– Może tak miało być? Może musiałyśmy się spotkać właśnie teraz?

Objęłyśmy się ostrożnie jak dwie kobiety próbujące poskładać swoje życie na nowo z rozsypanych kawałków.

Wieczorem siedzieliśmy we trójkę przy stole pijąc herbatę i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Czułam ulgę i smutek jednocześnie – zamknęłam pewien rozdział życia, ale otworzyłam zupełnie nowy.

Wróciłam do Warszawy z poczuciem spokoju i nowej nadziei. Maria zadzwoniła kilka dni później:

– Siostro… Przyjedź jeszcze kiedyś.

Uśmiechnęłam się przez łzy.

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze tajemnic kryje nasze życie? Czy warto wracać do przeszłości? A może właśnie wtedy możemy naprawdę zrozumieć siebie?