Wstyd, gdy w wieku 30 lat mieszkasz z rodzicami – Moja mama nie chce, żebym wyszła za Pawła
– Marta, ile razy mam ci powtarzać, że to nie jest chłopak dla ciebie? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, myjąc kubek po kawie, i czułam, jak w gardle rośnie mi gula. Miałam trzydzieści lat, a czułam się jak nastolatka przyłapana na paleniu papierosa.
– Mamo, Pawła znam już dwa lata. Pracujemy razem, widzisz przecież, że jest porządny – odpowiedziałam cicho, ale stanowczo. Tata tylko westchnął zza gazety, jakby chciał zniknąć.
To nie była pierwsza taka rozmowa. Od kiedy powiedziałam rodzicom, że chcemy z Pawłem zamieszkać razem i myślimy o ślubie, dom zamienił się w pole minowe. Mama zaczęła wyciągać wszystkie argumenty: że Paweł nie ma własnego mieszkania, że jego matka jest rozwódką, że on sam nie wie jeszcze, czego chce od życia. A ja? Ja miałam już dość życia na walizkach emocji.
Wstydziłam się. Wstydziłam się tego, że mając trzydzieści lat nadal mieszkam w tym samym pokoju co w liceum. Że muszę tłumaczyć się z każdego wyjścia i każdej nocy spędzonej poza domem. W pracy udawałam przed koleżankami, że wynajmuję kawalerkę na Pradze. Tylko Paweł wiedział prawdę.
– Marta, twoja mama się martwi – mówił mi kiedyś wieczorem, gdy leżeliśmy razem na jego rozkładanej kanapie w wynajmowanym pokoju. – Ale przecież nie możemy żyć jej życiem.
– Ona nigdy cię nie zaakceptuje – szepnęłam wtedy. – Boję się, że przez nią wszystko się rozpadnie.
Paweł objął mnie mocniej. – To nasze życie. Musisz w końcu postawić na swoim.
Łatwo powiedzieć. Mama była jak cień – zawsze obecna, zawsze gotowa do krytyki. Gdy tylko wracałam później z pracy, zaczynała się litania: „Gdzie byłaś? Znowu z nim? Nie masz innych znajomych?”. Czułam się jak dziecko uwięzione w ciele dorosłej kobiety.
Najgorsze były niedziele. Rodzinny obiad zamieniał się w przesłuchanie:
– Paweł to dobry chłopak, ale czy on cię utrzyma? – pytała babcia.
– A co będzie, jak dzieci się pojawią? – dorzucała ciotka.
Tata milczał. Zawsze był gdzieś obok, ale nigdy po mojej stronie. Czasem tylko rzucał: „Dajcie jej spokój”.
Pewnego wieczoru wróciłam do domu późno. Mama czekała w kuchni z herbatą i tym swoim spojrzeniem pełnym rozczarowania.
– Marta, ja cię proszę… Nie rób tego błędu. On nie jest dla ciebie. Ty zasługujesz na więcej.
– Mamo! – krzyknęłam pierwszy raz od lat. – To moje życie! Mam trzydzieści lat! Chcę być szczęśliwa!
Mama rozpłakała się. Nigdy wcześniej tego nie widziałam. Usiadłam obok niej i przez chwilę milczałyśmy.
– Boję się o ciebie – wyszeptała w końcu. – Boję się, że będziesz cierpieć tak jak ja…
Dopiero wtedy zrozumiałam. Mama nigdy nie pogodziła się z własnym życiem. Z tym, że tata był zawsze gdzieś obok, ale nigdy naprawdę przy niej. Że jej marzenia o wielkiej miłości rozbiły się o codzienność.
Ale ja nie chciałam powtarzać jej błędów.
Kilka dni później podjęłam decyzję. Spakowałam walizkę i zadzwoniłam do Pawła.
– Jadę do ciebie. Muszę spróbować żyć po swojemu.
Mama nie odezwała się do mnie przez tydzień. Tata przyszedł do mnie wieczorem do pokoju Pawła.
– Martuś… Twoja mama bardzo to przeżywa. Ale ja wiem, że musisz spróbować sama.
W nowym mieszkaniu było ciasno i głośno – ściany cienkie jak papier, sąsiadka za ścianą słuchała disco polo do północy. Ale byłam wolna. Po raz pierwszy od lat mogłam zasnąć bez lęku, że ktoś będzie mnie rozliczał z każdej minuty.
Mama długo nie chciała mnie odwiedzić. Dopiero gdy zachorowałam na grypę i Paweł zadzwonił do niej z prośbą o pomoc, przyszła z rosołem i ciepłym kocem.
– Widzę, że on się o ciebie troszczy – powiedziała cicho.
Nie odpowiedziałam nic. Wiedziałam już wtedy, że szczęście trzeba wywalczyć sobie samemu – nawet jeśli oznacza to łzy i konflikty.
Dziś mam trzydzieści jeden lat i nadal wynajmuję mieszkanie z Pawłem. Mama powoli zaczyna go akceptować, choć czasem jeszcze rzuci kąśliwą uwagę. Tata częściej dzwoni i pyta, czy czegoś nam nie potrzeba.
Czasem zastanawiam się: ile kobiet w Polsce żyje tak jak ja? Ile z nas boi się postawić na swoim przez lęk przed opinią rodziny? Czy naprawdę musimy wybierać między własnym szczęściem a oczekiwaniami bliskich?
A wy? Czy mieliście odwagę zawalczyć o siebie?