Jedno zdanie mojego męża zburzyło mój świat: Na krawędzi rozpaczy

– Musimy porozmawiać, Aniu – powiedział Marek, nie patrząc mi w oczy. Siedział przy kuchennym stole, bawiąc się obrączką na palcu. W powietrzu wisiała cisza tak gęsta, że niemal ją czułam na skórze. Właśnie wróciłam z pracy, zmęczona i z głową pełną spraw do załatwienia. Nie spodziewałam się, że jedno zdanie wywróci moje życie do góry nogami.

– Co się stało? – zapytałam, próbując ukryć narastający niepokój.

Marek wziął głęboki oddech. – Zakochałem się w kimś innym.

Cisza. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Słowa odbijały się echem w mojej głowie. Zakochałem się w kimś innym. To niemożliwe. Przecież jeszcze wczoraj śmialiśmy się razem z dzieciakami przy kolacji. Przecież planowaliśmy wakacje nad Bałtykiem. Przecież byliśmy szczęśliwi…

– Co ty mówisz? – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.

– Przepraszam, Aniu. Nie chciałem cię skrzywdzić. To po prostu się stało…

Wstałam gwałtownie, krzesło zaskrzypiało na kafelkach. – Po prostu się stało? Marek, mamy dwójkę dzieci! Mamy kredyt na mieszkanie! Jak możesz mówić, że to po prostu się stało?!

Nie odpowiedział. Patrzył gdzieś za moje ramię, jakby szukał ucieczki.

Tamtej nocy nie spałam ani minuty. Leżałam w łóżku obok niego – choć już czułam, jakby dzieliła nas przepaść nie do pokonania. Wpatrywałam się w sufit i próbowałam zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt zajęta pracą? Czy za mało go doceniałam? A może to po prostu on był słaby?

Następnego dnia Marek wyprowadził się do matki. Dzieci – Zosia i Kuba – patrzyły na mnie wielkimi oczami, nie rozumiejąc dlaczego tata pakuje walizki. – Mamusiu, tata wróci? – zapytała Zosia, tuląc się do mnie mocno.

– Nie wiem, kochanie – odpowiedziałam szczerze, choć serce mi pękało.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak w transie. Chodziłam do pracy, gotowałam obiady, odrabiałam z dziećmi lekcje. Wieczorami płakałam w poduszkę, żeby dzieci nie słyszały. Mama dzwoniła codziennie, próbując mnie pocieszyć:

– Aniu, musisz być silna dla dzieci. Marek to dorosły facet, sam sobie życie układa. Ty masz dla kogo żyć.

Ale ja czułam się pusta. Jakby ktoś wyrwał mi serce i zostawił tylko skorupę.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa:

– Aniu, Marek żałuje tego wszystkiego. Może powinnaś mu wybaczyć? Dla dobra dzieci?

Zacisnęłam zęby. – Dla dobra dzieci? A co ze mną? Czy ja już się nie liczę?

Teściowa westchnęła ciężko i rozłączyła się bez słowa.

W pracy coraz trudniej było mi się skupić. Szefowa, pani Grażyna, zauważyła moją zmianę:

– Aniu, jeśli potrzebujesz wolnego albo chcesz pogadać…

– Dziękuję, dam radę – odpowiedziałam automatycznie.

Ale nie dawałam rady. Zaczęły się problemy finansowe – Marek przestał regularnie płacić alimenty. Musiałam prosić rodziców o pomoc. Ojciec był wściekły:

– Zawsze mówiłem, że Marek to nie jest facet dla ciebie! Ale ty byłaś zakochana po uszy!

Nie miałam siły się kłócić.

Najgorsze były weekendy. Dzieci jeździły do Marka i jego nowej partnerki – Magdy. Wracały podekscytowane:

– Mamusiu, Magda ma psa! I pozwala nam jeść lody na śniadanie!

Czułam ukłucie zazdrości i bezsilności. Bałam się, że dzieci zaczną ją lubić bardziej niż mnie.

Któregoś wieczoru zadzwoniła Magda:

– Aniu, wiem że to trudne… Ale chciałabym, żebyśmy spróbowały się dogadać dla dobra dzieci.

Zacisnęłam pięści tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.

– Dla dobra dzieci… – powtórzyłam przez zaciśnięte zęby i rozłączyłam się bez słowa.

Czułam się upokorzona. Jakby ktoś zabrał mi wszystko: męża, poczucie bezpieczeństwa, nawet dzieci na chwilę.

Pewnej nocy obudził mnie płacz Kuby. Przyszedł do mojego łóżka i wtulił się we mnie.

– Mamusiu, boję się… Tata już nas nie kocha?

Objęłam go mocno.

– Tata zawsze będzie was kochał. Po prostu czasem dorośli robią głupie rzeczy.

Ale sama nie wierzyłam w te słowa.

Minęły miesiące. Powoli zaczynałam odzyskiwać równowagę. Zapisałam się na jogę do lokalnego domu kultury. Poznałam tam kilka kobiet z podobnymi historiami. Jedna z nich – Basia – stała się moją przyjaciółką.

– Wiesz co, Aniu? Życie po rozwodzie może być lepsze niż myślisz – powiedziała pewnego dnia przy kawie.

Nie wierzyłam jej wtedy. Ale zaczęłam dostrzegać drobne rzeczy: uśmiech Zosi rano przy śniadaniu; śmiech Kuby podczas gry w planszówki; ciszę wieczorem, kiedy mogłam poczytać książkę bez wyrzutów sumienia.

Marek próbował wrócić kilka razy. Przynosił kwiaty, przepraszał:

– Aniu, popełniłem błąd… Może spróbujemy jeszcze raz?

Ale ja już byłam inna. Silniejsza. Wiedziałam, że nie chcę wracać do tego samego życia.

Rodzina była podzielona. Mama namawiała mnie na przebaczenie:

– Ludzie popełniają błędy…

Ojciec był nieugięty:

– Jak raz zdradził, zdradzi drugi!

A ja? Ja zaczęłam słuchać siebie.

Któregoś dnia usiadłam z dziećmi przy stole i powiedziałam:

– Kocham was najbardziej na świecie i zawsze będziemy rodziną – nawet jeśli tata mieszka gdzie indziej.

Zosia zapytała cicho:

– A ty jesteś szczęśliwa?

Zastanowiłam się chwilę i odpowiedziałam zgodnie z prawdą:

– Uczę się być szczęśliwa na nowo.

Dziś wiem jedno: życie potrafi złamać człowieka w jednej chwili, ale też daje szansę na odbudowę siebie od nowa. Nie wiem jeszcze dokąd zaprowadzi mnie ta droga… Ale czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy lepiej nauczyć się żyć od nowa?