Mama sprzedała dom za moimi plecami – myślałam, że jesteśmy rodziną, której można ufać
– Mamo, co się dzieje? Dlaczego te obce osoby chodzą po naszym ogrodzie? – zapytałam, patrząc przez okno na dwie kobiety w eleganckich płaszczach, które mierzyły wzrokiem każdy zakątek podwórka. Mama stała przy kuchennym stole, nerwowo mieszając herbatę. Jej dłonie drżały, ale nie odpowiedziała od razu.
– To tylko znajome z pracy, chciały zobaczyć ogród – rzuciła cicho, unikając mojego wzroku.
Nie uwierzyłam jej. Coś wisiało w powietrzu od kilku tygodni. Mama była rozkojarzona, unikała rozmów o przyszłości, a kiedy pytałam o dom, zbywała mnie półsłówkami. Ten dom był wszystkim, co miałyśmy po śmierci babci. Miejsce, gdzie dorastałam, gdzie moja córka Zosia stawiała pierwsze kroki. Mama zawsze powtarzała: „To będzie wasz dom, dziewczyny. Ja tylko tu mieszkam do czasu.”
Nie potrzebowałam papierów ani testamentu – ufałam jej bezgranicznie. Przecież jesteśmy rodziną.
Kilka dni później wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. W przedpokoju stały walizki. Mama siedziała na kanapie z jakimś mężczyzną w garniturze. Na stole leżały dokumenty.
– Co tu się dzieje? – zapytałam, czując jak serce wali mi w piersi.
Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Muszę ci coś powiedzieć… Sprzedałam dom.
Świat zawirował. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.
– Jak to sprzedałaś?! Przecież obiecałaś… To miał być nasz dom! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– Nie miałam wyjścia – wyszeptała. – Długi po tacie… komornik groził zajęciem wszystkiego. Nie chciałam cię martwić…
– Ale dlaczego nic nie powiedziałaś?! Dlaczego nie zapytałaś mnie o zdanie?!
Mężczyzna w garniturze wstał i podał mi kartkę.
– Proszę podpisać protokół przekazania kluczy – powiedział chłodno.
Wybiegłam z domu, trzaskając drzwiami. Przez kilka godzin chodziłam bez celu po mieście. W głowie kłębiły mi się myśli: gdzie teraz zamieszkamy z Zosią? Jak mogła mi to zrobić własna matka?
Wieczorem wróciłam do pustego już domu. Mama siedziała na schodach z głową w dłoniach.
– Przepraszam… – szlochała. – Myślałam, że jakoś to załatwię…
Nie potrafiłam jej wybaczyć. Przez kolejne tygodnie mieszkałyśmy u mojej przyjaciółki Magdy. Zosia pytała codziennie: „Kiedy wrócimy do domu?” Nie umiałam jej odpowiedzieć.
Rodzina zaczęła się od nas odwracać. Ciotka Teresa zadzwoniła tylko raz:
– Twoja matka zawsze była egoistką. Ale żeby własnej córce zrobić coś takiego?
W pracy nie mogłam się skupić. Szefowa patrzyła na mnie ze współczuciem:
– Może weź kilka dni wolnego? Musisz to wszystko poukładać.
Ale jak poukładać życie, które rozpadło się w jednej chwili?
Po miesiącu mama zadzwoniła:
– Wynajęłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Może… zamieszkacie ze mną?
Nie odpowiedziałam od razu. Wciąż czułam żal i gniew. Ale Zosia tęskniła za babcią.
W końcu poszłyśmy tam razem. Mieszkanie było ciasne i ciemne, daleko od szkoły Zosi i mojej pracy. Mama wyglądała na starszą o dziesięć lat.
– Wiem, że cię zawiodłam – powiedziała cicho. – Ale zrobiłam to dla nas obu. Gdyby komornik zabrał dom, zostałabyś z niczym i jeszcze z długami.
Nie wiedziałam już, co jest prawdą, a co wymówką.
Zaczęłyśmy żyć na nowo – skromnie, bez wygód, ale razem. Zosia szybko zaaklimatyzowała się w nowym miejscu, znalazła koleżanki na podwórku.
Ja długo nie mogłam się pozbierać. Każda rozmowa z mamą kończyła się kłótnią lub płaczem.
Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem przy stole.
– Mamo… Czy gdybyś mogła cofnąć czas, zrobiłabyś to inaczej?
Spojrzała na mnie smutno.
– Tak… Ale wtedy wydawało mi się, że nie mam wyboru.
Zrozumiałam wtedy jedno: czasem nawet najbliżsi mogą nas zawieść. Ale czy to znaczy, że mamy przestać ufać ludziom? Czy rodzina to tylko wspólna krew i wspomnienia?
Może dom to nie tylko ściany i dach nad głową… Może dom to my – nawet jeśli wszystko inne przepadło?
A wy… czy potrafilibyście wybaczyć taką zdradę? Czy można odbudować zaufanie po czymś takim?