Nieproszony gość przy stole: Rodzinna kolacja, która zmieniła wszystko
– Magda, czy ty naprawdę musisz znowu przypalać ziemniaki? – głos mojego brata, Pawła, odbił się echem od ścian kuchni. Stałam w progu, z torbą w ręku, czując jak narasta we mnie irytacja. To miała być zwykła rodzinna kolacja – ja, Paweł, jego żona Magda i ich dwójka dzieci. Ale już od progu czułam, że coś jest nie tak.
– Cześć, Asiu! – Magda rzuciła mi się na szyję, jakby próbowała przykryć napięcie uśmiechem. – Siadaj, zaraz podamy jedzenie.
W salonie przy stole siedział mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Około pięćdziesiątki, łysiejący, z szerokim uśmiechem i… brudnymi dłońmi. Wstał tylko na chwilę, by podać mi rękę.
– To jest pan Zbyszek – powiedział Paweł z wymuszonym entuzjazmem. – Mój kolega z pracy. Wpadł na chwilę.
Zbyszek usiadł z powrotem, nie fatygując się nawet do łazienki. Zmarszczyłam brwi, patrząc jak jego palce zostawiają tłuste ślady na białym obrusie. Magda spojrzała na mnie przepraszająco.
– No to co, zaczynamy? – Paweł nalał wszystkim barszczu. Zbyszek chwycił łyżkę i zaczął jeść, mlaskając głośno.
– Dobre! – wykrzyknął po chwili. – Magda, masz rękę do kuchni! – pochwalił ją, ale zaraz potem sięgnął po chleb i bezceremonialnie wytarł nim talerz.
Dzieci patrzyły na niego z szeroko otwartymi oczami. Ja czułam narastający niesmak – nie tylko do jego manier, ale do całej sytuacji. Próbowałam złapać kontakt wzrokowy z Pawłem, ale unikał mojego spojrzenia.
– Asiu, a jak tam twoja praca? – zapytała Magda, próbując rozładować atmosferę.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Zbyszek wtrącił się:
– A co ty robisz? Pewnie jakaś korpo, co? Siedzą tam takie młode i tylko kawę piją!
Poczułam jak robi mi się gorąco. – Pracuję w szkole jako nauczycielka polskiego – odpowiedziałam spokojnie.
– Ooo! To pewnie masz ferie cały czas! – zaśmiał się głośno.
Paweł parsknął śmiechem. Magda spuściła wzrok. Dzieci zaczęły się wiercić na krzesłach.
– Zbyszek… – zaczął Paweł niepewnie.
– No co? Mówię tylko prawdę! – Zbyszek wzruszył ramionami i sięgnął po kolejną kromkę chleba.
Przez resztę kolacji czułam się jak intruz we własnej rodzinie. Każdy mój temat był natychmiast kwitowany żartem lub docinkiem Zbyszka. Paweł śmiał się razem z nim, jakby zapomniał, kim dla niego jestem. Magda próbowała ratować sytuację, ale jej głos był coraz cichszy.
Po deserze dzieci uciekły do swojego pokoju. Zostałam sama z dorosłymi i narastającym napięciem.
– Paweł, mogę z tobą na chwilę porozmawiać? – zapytałam cicho.
Wyszliśmy do przedpokoju.
– Co jest? – zapytał zirytowany.
– Kim on w ogóle jest? Dlaczego go zaprosiłeś na naszą rodzinną kolację?
– Przesadzasz. To mój kolega z pracy. Chciałem go poznać z rodziną.
– Ale on… on nie szanuje nas! Ani mnie, ani Magdy! Nawet dzieci są skrępowane!
Paweł wzruszył ramionami. – Przesadzasz. Po prostu jest szczery.
Poczułam łzy napływające do oczu. – To nie jest szczerość. To brak wychowania i szacunku.
Wróciliśmy do stołu w milczeniu. Zbyszek właśnie opowiadał jakiś rubaszny dowcip Magdzie, która udawała śmiech.
Nie wytrzymałam dłużej.
– Przepraszam, muszę już iść – powiedziałam nagle i wstałam od stołu.
Magda spojrzała na mnie z wdzięcznością. Paweł nawet nie próbował mnie zatrzymać.
Wyszłam na klatkę schodową i dopiero wtedy pozwoliłam sobie na łzy. Czułam się zdradzona przez własnego brata. Czy naprawdę tak niewiele dla niego znaczę? Czy rodzina to już tylko formalność?
Przez następne dni Paweł nie zadzwonił ani nie napisał. Magda wysłała mi krótkiego SMS-a: „Przepraszam za wczoraj. Nie miałam na to wpływu.”
Zaczęłam zastanawiać się nad naszymi relacjami. Czy zawsze byłam tą niewygodną siostrą? Czy Paweł naprawdę mnie nie rozumie? A może to ja za bardzo oczekuję od innych?
Minęły tygodnie zanim znów się spotkaliśmy – tym razem bez Zbyszka. Paweł był chłodny, Magda spięta. Dzieci przytuliły mnie mocno na powitanie.
– Asiu… przepraszam za tamten wieczór – powiedziała Magda cicho, kiedy Paweł wyszedł do kuchni.
– To nie twoja wina – odpowiedziałam.
Ale w środku czułam pustkę i żal. Nasza rodzina już nigdy nie będzie taka sama.
Czasem zastanawiam się: czy jedna kolacja może naprawdę wszystko zmienić? Czy powinnam była wtedy zostać i walczyć o swoje miejsce przy stole? A może czasem lepiej po prostu odejść?