Cześć, Mamo! – List z serca, którego nigdy nie wysłałam

Cześć, Mamo! – tak zaczęłam list, którego nigdy nie miałam odwagi wysłać. Siedziałam wtedy na zimnej ławce w poczekalni szpitala wojewódzkiego w Toruniu, ściskając w dłoni telefon i patrząc na wyświetlacz, na którym widniało Twoje imię. Była trzecia nad ranem, a ja czekałam na wiadomość od lekarza. Mój syn, Kuba, miał operację wyrostka. Miałam wrażenie, że świat się kończy – nie dlatego, że bałam się o niego (choć oczywiście się bałam), ale dlatego, że byłam tam sama. Bez Ciebie.

Nie widziałyśmy się od pięciu lat. Pięciu długich lat, odkąd wykrzyczałaś mi w twarz: „Nie jesteś już moją córką!”. Wtedy wybiegłam z domu, trzaskając drzwiami tak mocno, że pękła szyba w kuchni. Tata próbował mnie zatrzymać, ale Ty stałaś w progu z zaciśniętymi ustami i tym swoim spojrzeniem – takim, które zawsze sprawiało, że czułam się jak nic. Wtedy byłam pewna, że już nigdy nie wrócę.

Ale życie jest przewrotne. Kiedy Kuba zachorował, nie miałam nikogo. Mój mąż, Paweł, zostawił mnie dla młodszej kobiety dwa lata temu. Zostałam sama z dzieckiem i kredytem na mieszkanie w Bydgoszczy. Pracowałam po godzinach jako pielęgniarka na oddziale geriatrycznym – ironia losu, bo przecież Ty zawsze powtarzałaś: „Nie będziesz nikomu tyłka podcierać za grosze!”. Chciałaś dla mnie lepszego życia. Chciałaś, żebym była kimś.

Pamiętam tamten dzień jak dziś. Był listopad, szaro i zimno. Przyszłam do domu po nocnej zmianie i zobaczyłam Pawła pakującego walizki. „Nie kocham cię już” – powiedział spokojnie, jakby mówił o pogodzie. „Znalazłem kogoś innego. Przepraszam”. Potem była cisza. Kuba spał w swoim pokoju, a ja siedziałam na podłodze w kuchni i płakałam tak cicho, żeby go nie obudzić.

Przez kolejne miesiące żyłam jak automat. Praca, dom, przedszkole, zakupy. Czasem wydawało mi się, że jestem przezroczysta – nikt mnie nie widzi, nikt nie słyszy. Nawet Ty nie dzwoniłaś. Ani razu.

A potem przyszła ta noc w szpitalu. Kuba miał gorączkę ponad 40 stopni i zwijał się z bólu. Lekarz powiedział: „Musimy operować natychmiast”. Siedziałam na korytarzu i patrzyłam na Twój numer w telefonie. Chciałam zadzwonić, powiedzieć: „Mamo, boję się”. Ale nie potrafiłam.

Wtedy napisałam ten list.

Cześć, Mamo!
Nie wiem nawet, czy jeszcze pamiętasz mój głos. Może już dawno wykreśliłaś mnie ze swojego życia? Może opowiadasz sąsiadkom, że masz tylko jednego syna – mojego brata Michała? On zawsze był Twoim oczkiem w głowie. Zawsze grzeczny, zawsze posłuszny. Ja byłam tą trudną. Tą, która chciała czegoś więcej.

Pamiętasz naszą ostatnią kłótnię? Powiedziałaś mi wtedy tyle rzeczy… Że jestem niewdzięczna, że zmarnowałam sobie życie przez tego „nieudacznika Pawła”, że powinnam wrócić do domu i zacząć wszystko od nowa. Ale ja nie chciałam wracać. Chciałam być wolna.

Tylko co to za wolność, kiedy człowiek jest sam?

Kuba przeszedł operację bez komplikacji. Lekarz powiedział mi: „Proszę się nie martwić, wszystko będzie dobrze”. Ale ja płakałam całą noc w szpitalnej łazience. Pielęgniarka zapytała: „Może zadzwonić po kogoś z rodziny?”. Pokręciłam głową. Nie miałam nikogo.

Po wyjściu ze szpitala wróciłam do pustego mieszkania. Kuba spał na kanapie przykryty kocem w misie – tym samym, który dostał od Ciebie na drugie urodziny. Usiadłam obok niego i patrzyłam na jego spokojną twarz. Wtedy postanowiłam – muszę wrócić do domu rodzinnego. Muszę spróbować jeszcze raz.

Zadzwoniłam do Michała.
– Cześć siostra… – jego głos był zdziwiony i trochę chłodny.
– Michał… muszę przyjechać do mamy. Nie wiem… czy mnie przyjmie.
– Wiesz jaka jest… Ale przyjedź. Lepiej teraz niż nigdy.

Pojechałam pociągiem do rodzinnej wsi pod Toruniem. Droga dłużyła się niemiłosiernie – każda stacja była jak kolejny wyrzut sumienia. Kiedy wysiadłam na peronie w Lubiczu Dolnym, poczułam się jak dziecko wracające po karę do domu.

Dom wyglądał tak samo jak zawsze – stara cegła, zielone okiennice i ogród pełen różanych krzewów. Mama siedziała na ławce przed domem i obierała ziemniaki na obiad. Zobaczyła mnie i przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy bez słowa.

– Co ty tu robisz? – zapytała szorstko.
– Przyjechałam… bo potrzebuję cię…
– Teraz? Po tylu latach?
– Mamo…
– Nie jestem twoją matką! – krzyknęła i rzuciła ziemniaki do miski tak mocno, że rozprysły się po trawie.

Kuba stał za mną i ściskał moją rękę.
– Babciu…
Mama spojrzała na niego i nagle jej twarz złagodniała.
– Kuba… chodź tu do mnie…

Patrzyłam jak przytula mojego syna – swojego wnuka – a mnie ignoruje zupełnie. Bolało bardziej niż cokolwiek wcześniej.

Przez kolejne dni mieszkałyśmy pod jednym dachem jak dwie obce kobiety. Rozmawiałyśmy tylko o Kubie: co zje na śniadanie, czy ma czyste ubrania, kiedy ma wizytę u lekarza kontrolnego. Wieczorami słyszałam jak mama płacze w swoim pokoju – cicho, żeby nikt nie usłyszał.

Michał przyjechał w sobotę z żoną i dwójką dzieci.
– No to mamy komplet! – zażartował nerwowo przy stole.
Jego żona Aneta patrzyła na mnie z wyższością:
– Dobrze ci było w mieście? Teraz wracasz na stare śmieci?
Zacisnęłam zęby i nic nie odpowiedziałam.

Wieczorem mama weszła do mojego pokoju bez pukania.
– Po co tu przyjechałaś? Chcesz pieniędzy?
– Nie chcę pieniędzy… Chcę tylko… żebyś mi wybaczyła.
– Za co? Że mnie zostawiłaś? Że wybrałaś faceta zamiast rodziny?
– Mamo… Paweł mnie zostawił dwa lata temu…
Zamilkła na chwilę.
– I co teraz? Chcesz wrócić pod mój dach? Z dzieckiem?
– Nie wiem… Nie mam dokąd pójść…
Usiadła ciężko na łóżku obok mnie.
– Myślisz, że mi było łatwo? Ojciec umarł przez twoje wybryki!
– Przestań! Tata miał zawał! To nie moja wina!
– Gdybyś była inna…
– Nigdy nie byłam taka jak Michał! Nigdy nie byłam twoją idealną córką!
Obie płakałyśmy długo tej nocy.

Następnego dnia mama zrobiła dla Kuby rosół – taki jak kiedyś dla mnie. Patrzyłyśmy na siebie przez stół i wiedziałam już, że nigdy nie będziemy rodziną jak dawniej. Ale może możemy być czymś innym – dwiema kobietami po przejściach, które próbują się odnaleźć na nowo.

Dziś mieszkam z Kubą w Toruniu w wynajmowanym mieszkaniu. Mama dzwoni czasem – pyta o wnuka, o zdrowie. Nigdy nie pyta o mnie bezpośrednio… Ale czasem słyszę w jej głosie tęsknotę.

Cześć, Mamo! Czy kiedyś naprawdę mi wybaczysz? Czy można odbudować coś, co wydawało się stracone na zawsze?

A może każda rodzina musi przejść przez własne piekło, żeby nauczyć się kochać naprawdę?