Znalazłem cieplejszą szyję – historia o zdradzie, rodzinie i poszukiwaniu siebie

— Wyjdź! — krzyknęła Marta, rzucając we mnie kubkiem po kawie. Porcelana roztrzaskała się o framugę drzwi, a kawa rozlała się po parkiecie, zostawiając brązową smugę. Stałem w progu kuchni, z kluczami w dłoni i sercem bijącym jak oszalałe. To nie był pierwszy raz, kiedy się kłóciliśmy, ale pierwszy raz, kiedy wiedziała wszystko.

— Marta… — zacząłem cicho, ale jej wzrok był jak ostrze. — Pozwól mi wytłumaczyć…

— Nie chcę słuchać twoich tłumaczeń! — jej głos drżał od łez i furii. — Znalazłeś cieplejszą szyję? To idź do niej! Nie wracaj!

Zamknąłem oczy. W głowie miałem obraz Sylwii — jej uśmiechu, ciepłych dłoni na mojej twarzy, szeptów w ciemności. Wszystko zaczęło się niewinnie. Praca w tej samej szkole podstawowej w małym miasteczku pod Poznaniem, wspólne dyżury na przerwach, rozmowy o dzieciach i marzeniach. Marta była wtedy już zmęczona życiem: dwójka dzieci, kredyt na mieszkanie, wieczne pretensje o pieniądze i brak czasu dla siebie.

— Michał, ty nawet nie zauważasz, że mnie nie ma — mówiła często Marta. — Wracasz z pracy i od razu siadasz do komputera albo idziesz spać. Nawet nie pytasz, jak minął mi dzień.

Nie pytałem. Byłem zmęczony. Praca nauczyciela historii to nie tylko lekcje — to wieczne zebrania, wywiadówki, papierologia. A potem jeszcze dom: dzieciaki kłócące się o tablet, Marta narzekająca na teściową i rachunki.

Sylwia była inna. Słuchała mnie. Śmiała się z moich żartów. Pewnego dnia po radzie pedagogicznej zostaliśmy sami w pokoju nauczycielskim.

— Michał, czemu jesteś taki smutny? — zapytała.

— Bo mam wrażenie, że wszystko mi się wymyka z rąk — odpowiedziałem szczerze. — W domu tylko awantury, dzieci mnie nie słuchają, a Marta… Ona już mnie chyba nie kocha.

Sylwia dotknęła mojej dłoni. — Może po prostu za bardzo się starasz być dla wszystkich, a zapominasz o sobie?

Wtedy pierwszy raz poczułem, że ktoś mnie rozumie. Zaczęliśmy pisać do siebie wieczorami. Najpierw o pracy, potem o życiu prywatnym. W końcu spotkaliśmy się poza szkołą — na kawie w galerii handlowej w Poznaniu.

— To tylko przyjaźń — powtarzałem sobie. Ale kiedy Sylwia przytuliła mnie na pożegnanie i pocałowała w policzek, wiedziałem już, że przekroczyliśmy granicę.

Wróciłem do domu późno tamtego wieczoru. Marta siedziała przy stole z pustym kieliszkiem po winie.

— Gdzie byłeś? — zapytała bez emocji.

— U kolegi z pracy — skłamałem.

Patrzyła na mnie długo. — Michał… Ja nie jestem głupia.

Od tamtej pory było już tylko gorzej. Kłamstwa mnożyły się jak króliki. Każdego dnia czułem coraz większy ciężar na piersi.

Aż do dziś.

Marta znalazła moje wiadomości do Sylwii. Przeczytała wszystko: wyznania miłości, plany wspólnych wakacji nad morzem, żale na rodzinne życie.

— Jak mogłeś? — szlochała teraz w kuchni. — Mamy dzieci! Myślałam, że jesteśmy rodziną!

Próbowałem ją objąć, ale odepchnęła mnie z siłą, której nigdy bym się po niej nie spodziewał.

— Wyjdź! — powtórzyła. — I nie waż się wracać!

Wyszedłem na klatkę schodową. Słychać było płacz naszej córki Zosi za drzwiami.

— Tato! Tato! — wołała przez łzy.

Serce mi pękało. Chciałem wrócić, przytulić ją i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale wiedziałem, że nie będzie.

Zadzwoniłem do Sylwii.

— Michał? Co się stało?

— Marta wie… Wyrzuciła mnie z domu.

Cisza po drugiej stronie była długa i ciężka.

— Może to lepiej? — powiedziała w końcu Sylwia cicho. — Teraz możemy być razem…

Nie odpowiedziałem od razu. Czy naprawdę tego chciałem? Czy byłem gotów zostawić wszystko dla nowego życia?

Przenocowałem u brata. Tomek patrzył na mnie z mieszaniną współczucia i pogardy.

— Ty to masz łeb… — mruknął. — Myślałeś, że nikt się nie dowie?

— Nie chciałem tego tak… Po prostu się stało.

— Zawsze się „po prostu dzieje” — prychnął Tomek. — Ale dzieci będą cierpieć najbardziej. Pomyślałeś o nich?

Nie spałem całą noc. Przewracałem się z boku na bok na niewygodnej kanapie Tomka i myślałem o Zosi i Antku. Jak im to wszystko wytłumaczę? Jak spojrzę im w oczy?

Następnego dnia zadzwoniła teściowa.

— Michał! Co ty najlepszego zrobiłeś mojej córce?!

Nie miałem siły się tłumaczyć.

Po tygodniu Marta zgodziła się na rozmowę. Spotkaliśmy się w parku przy placu zabaw.

— Chcę rozwodu — powiedziała bez ogródek. — I chcę, żebyś płacił alimenty na dzieci.

— Oczywiście… Marta… Przepraszam…

Spojrzała na mnie z pogardą.

— Przeprosiny niczego nie zmienią. Zniszczyłeś naszą rodzinę dla jakiejś nauczycielki polskiego?

Poczułem ukłucie żalu i gniewu jednocześnie.

— To nie tak… Ja też byłem nieszczęśliwy…

— A ja myślisz byłam szczęśliwa?! Ale nie zdradzałam cię! Nie szukałam „cieplejszej szyi”!

Wróciłem do Tomka rozbity. Sylwia dzwoniła codziennie, chciała się spotykać, planowała wspólną przyszłość. Ale ja coraz bardziej czułem pustkę.

Dzieci przestały do mnie dzwonić. Kiedy przyjeżdżałem po nie na weekendy, były ciche i zamknięte w sobie.

Pewnego dnia Zosia zapytała:

— Tato… Ty już nas nie kochasz?

Łzy napłynęły mi do oczu.

— Kocham was najbardziej na świecie… Po prostu czasem dorośli robią głupie rzeczy…

Zosia odwróciła wzrok i pobiegła do mamy.

Sylwia zaczęła naciskać:

— Michał, ile jeszcze będziesz tak żył? Albo zamieszkasz ze mną, albo kończymy to!

Nie byłem gotów na nowy związek. Nie po tym wszystkim.

Któregoś wieczoru zadzwonił mój ojciec z Gdańska.

— Synu… Wiem, co się stało. Twoja matka też kiedyś mnie zdradziła. Ale ja jej wybaczyłem dla dobra rodziny… Ty już nie masz czego ratować?

Zastanowiłem się wtedy głęboko nad tym wszystkim. Czy naprawdę szukałem „cieplejszej szyi”, czy po prostu uciekałem przed własnymi problemami?

Marta znalazła nowego partnera po roku od rozwodu. Dzieci powoli zaakceptowały nową rzeczywistość. Ja zostałem sam w wynajmowanej kawalerce na obrzeżach miasta.

Sylwia próbowała jeszcze kilka razy wrócić do mojego życia, ale już jej nie chciałem. Zrozumiałem, że żadna nowa kobieta nie uleczy moich ran ani nie naprawi błędów przeszłości.

Czasem patrzę przez okno na bawiące się dzieci na podwórku i myślę: czy gdybym wtedy został w domu i zawalczył o Martę, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można naprawić coś tak bardzo zepsutego?

A może każdy z nas musi czasem znaleźć „cieplejszą szyję”, żeby zrozumieć własny chłód?