Tata odszedł do innej, a mama pogrążyła się w depresji – czy naprawdę to jego wina? Moja historia dorastania w cieniu rodzinnych dramatów
– Eryk, nie rozumiesz, on nas zostawił! – krzyk mamy odbijał się echem po kuchni, kiedy znowu wróciłem ze szkoły i zastałem ją zapłakaną przy stole. Miała na sobie ten sam szlafrok, w którym chodziła od tygodni. Na stole leżały nieotwarte listy i rachunki, a w powietrzu czuć było zapach niedopitej kawy i papierosów. Miałem wtedy trzynaście lat i pierwszy raz poczułem, że coś we mnie pęka.
Tata wyprowadził się dwa miesiące wcześniej. Najpierw były kłótnie – ciche, potem coraz głośniejsze. Pamiętam, jak pewnego wieczoru usłyszałem przez drzwi jego głos: „Anka, nie mogę już tak żyć. Potrzebuję czegoś więcej”. Mama odpowiedziała tylko szlochem. Potem była cisza, która ciągnęła się przez kolejne dni. Tata zabrał kilka rzeczy i wyszedł. Nie wiedziałem wtedy, że już nie wróci.
Przez pierwsze tygodnie próbowałem udawać, że wszystko jest w porządku. W szkole mówiłem kolegom, że tata wyjechał w delegację. Ale kiedy zobaczyłem go na rynku z inną kobietą – uśmiechniętego, trzymającego ją za rękę – coś we mnie pękło. To była pani Magda, nasza sąsiadka z drugiego piętra. Zawsze wydawała się miła, ale teraz patrzyłem na nią jak na kogoś obcego.
Mama coraz rzadziej wychodziła z domu. Przestała gotować obiady, przestała rozmawiać ze mną o czymkolwiek poza tym, jak bardzo ją boli. „Eryk, ty jesteś jeszcze dzieckiem, nie zrozumiesz” – powtarzała. Ale ja rozumiałem więcej, niż myślała. Widziałem jej łzy, słyszałem jej płacz nocami przez cienkie ściany naszego mieszkania na blokowisku w Lublinie.
Pewnego dnia tata zadzwonił. „Eryk, chciałbym się z tobą spotkać. Chodźmy na lody”. Zgodziłem się, choć czułem w sobie gniew i żal. Spotkaliśmy się w parku Saskim. Tata wyglądał inaczej – był ogolony, uśmiechnięty, miał na sobie nową kurtkę. Próbował żartować, opowiadał o pracy i o tym, jak bardzo mnie kocha. „Wiesz, czasem dorośli popełniają błędy. Ale to nie twoja wina” – powiedział cicho.
Nie odpowiedziałem mu wtedy nic. Wróciłem do domu i zobaczyłem mamę siedzącą na podłodze w łazience. „Nie umiem już żyć, Eryk” – wyszeptała. Próbowałem ją przytulić, ale odsunęła mnie od siebie. „To przez niego wszystko się rozpadło” – powtarzała jak mantrę.
Zacząłem unikać domu. Siedziałem godzinami na ławce pod blokiem albo u kolegi, Tomka. Jego rodzice też się rozwiedli, ale u nich było inaczej – mama Tomka znalazła nową pracę i zaczęła żyć na nowo. Moja mama tylko pogrążała się w smutku.
W szkole zaczęły się problemy. Przestałem odrabiać lekcje, dostałem pierwszą jedynkę z matematyki. Wychowawczyni wezwała mamę na rozmowę, ale ta nie przyszła. Przyszedł tata – pierwszy raz od rozwodu pojawił się w mojej szkole. Siedzieliśmy razem w gabinecie pedagoga.
– Eryk jest zamknięty w sobie – mówiła pani pedagog. – Potrzebuje wsparcia.
Tata spuścił wzrok.
– Staram się… Ale Anka nie pozwala mi z nim rozmawiać.
– To nie jest takie proste – odpowiedziałem cicho.
Po tej rozmowie tata próbował częściej dzwonić i zapraszać mnie do siebie i Magdy. Nie chciałem tam jeździć – czułem się jak zdrajca wobec mamy. Ale ona coraz bardziej zamykała się w swoim świecie.
Pewnego wieczoru znalazłem ją siedzącą na parapecie okna w kuchni.
– Mamo…
– Cicho! – krzyknęła nagle. – Gdyby nie ty, już dawno by mnie tu nie było!
Te słowa bolały bardziej niż wszystko inne.
Zacząłem pisać pamiętnik. Wylewałem tam cały swój żal i złość – na tatę za to, że odszedł; na mamę za to, że nie potrafi być silna; na siebie za to, że nie umiem im pomóc.
Minęły miesiące. Mama trafiła do szpitala psychiatrycznego po próbie samobójczej. Tata zabrał mnie do siebie na kilka tygodni. Magda próbowała być miła – gotowała moje ulubione naleśniki, kupiła mi nową grę na komputer. Ale ja tylko siedziałem w swoim pokoju i patrzyłem w sufit.
Któregoś dnia tata usiadł obok mnie.
– Wiem, że mnie nienawidzisz…
– Nie nienawidzę cię – przerwałem mu. – Po prostu nie rozumiem.
– Ja też nie wszystko rozumiem… Ale czasem człowiek musi wybrać siebie.
– A co ze mną? Co z mamą?
Tata spuścił głowę.
– Przepraszam…
Mama wróciła do domu po kilku tygodniach terapii. Była inna – spokojniejsza, jakby pogodziła się z losem. Zaczęła chodzić na spotkania grupy wsparcia dla kobiet po rozwodzie. Powoli wracało życie do naszego mieszkania: pojawiły się świeże kwiaty na stole, mama zaczęła gotować obiady i nawet czasem się uśmiechała.
Ja dorastałem szybciej niż moi rówieśnicy. Musiałem nauczyć się radzić sobie z emocjami, których nie rozumiałem do końca nawet jako dorosły człowiek.
Dziś mam dwadzieścia pięć lat i nadal zastanawiam się: czy można naprawdę wskazać winnego? Czy tata miał prawo szukać szczęścia gdzie indziej? Czy mama mogła walczyć o siebie wcześniej? A może to wszystko po prostu musiało się wydarzyć?
Czasem pytam siebie: czy gdyby tata został z nami mimo braku miłości, byłoby lepiej? Czy można wybaczyć rodzicom ich słabości? Co Wy o tym myślicie?