„Dwa razy w roku wysyłam wnukowi pieniądze. Ale od niego – cisza. Ani telefonu, ani listu, ani wiadomości” – historia babci, która czeka na znak od wnuka
— Babciu, a co kupiłaś mi na urodziny? — zapytała przez telefon Zosia, moja najmłodsza wnuczka, z tym swoim dziecięcym entuzjazmem, który zawsze rozgrzewa moje serce. — Dostałam już przelew! Kupię sobie te wymarzone kredki! — dodała radośnie.
— Ja też dziękuję, babciu! — wtórowała jej starsza siostra, Ola. — Wiesz, kupię sobie książkę do angielskiego, bo teraz w liceum to podstawa. Dziękuję, że zawsze o nas pamiętasz.
Słuchałam ich głosów z uśmiechem, czując dumę i czułość. Ale gdy rozmowa się skończyła, znów poczułam ten znajomy ciężar w sercu. Michał. Najstarszy z moich wnuków. Od niego – jak zwykle – cisza.
Dwa razy w roku wysyłam mu pieniądze: na urodziny i na święta. Zawsze tyle samo co dziewczynkom. Wiem, że studiuje w Warszawie, że życie tam drogie, że młody człowiek ma swoje potrzeby. Ale od lat nie dostałam od niego ani telefonu, ani listu, ani nawet krótkiej wiadomości na Messengerze. Nic.
Początkowo tłumaczyłam go sobie: może zapracowany, może nie chce zawracać mi głowy. Ale z każdym kolejnym rokiem ta cisza bolała coraz bardziej. Przecież pamiętam, jak był mały – tulił się do mnie, opowiadał o wszystkim, śmiał się do rozpuku z moich żartów. Gdzie się podział tamten Michał?
Ostatni raz widziałam go na rodzinnej Wigilii dwa lata temu. Siedział przy stole z telefonem w ręku, odpowiadał półsłówkami na pytania ciotek i wujków. Kiedy próbowałam zagaić rozmowę:
— Michałku, jak studia? — zapytałam cicho.
— Dobrze, babciu — odpowiedział bez entuzjazmu, nie odrywając wzroku od ekranu.
— A masz już jakieś plany na przyszłość?
Wzruszył ramionami.
— Jeszcze nie wiem.
Czułam się wtedy jak intruz we własnej rodzinie. Po kolacji podeszłam do niego z kopertą.
— To dla ciebie, kochanie. Na drobne wydatki.
Wziął ją bez słowa podziękowania. Nawet nie spojrzał mi w oczy.
Po tamtej Wigilii długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo i gest. Czy zrobiłam coś nie tak? Czy może to ja jestem winna tej obojętności?
Próbowałam rozmawiać o tym z moją córką, Anią – jego mamą.
— Mamo, daj mu spokój — powiedziała zniecierpliwiona. — Michał jest dorosły, ma swoje życie. Teraz młodzi są inni.
— Ale przecież nawet nie zadzwoni… Nawet krótkie „dziękuję” by wystarczyło.
— On taki jest. Nie lubi rozmawiać przez telefon. Poza tym pewnie nawet nie pamięta o tych przelewach.
Nie pamięta? Jak można nie pamiętać o kimś, kto cię kocha?
Zaczęłam się zastanawiać: może to ja jestem staroświecka? Może oczekuję za dużo? Przecież świat się zmienia. Może dla Michała te pieniądze to po prostu kolejny przelew na koncie – nic więcej.
Ale potem patrzę na Zosię i Olę. One zawsze dzwonią, piszą wiadomości, przysyłają zdjęcia prezentów. Cieszą się z drobiazgów i dzielą się tym ze mną. Dlaczego Michał nie potrafi?
Czasem wyobrażam sobie, że dzwoni do mnie niespodziewanie:
— Babciu, dziękuję za wszystko! — mówi radośnie. — Dzięki tobie mogłem kupić sobie książki na studia.
Ale to tylko marzenia starej kobiety.
W zeszłym miesiącu postanowiłam napisać do niego sama:
„Cześć Michałku! Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie dobrze. Wysłałam Ci trochę pieniędzy na urodziny. Jeśli będziesz miał chwilę, odezwij się proszę. Babcia Zosia.”
Czekałam kilka dni. Żadnej odpowiedzi.
Zaczęłam rozmawiać o tym z sąsiadką, panią Haliną.
— Moja wnuczka też taka jest — westchnęła ze smutkiem. — Młodzi mają teraz inne priorytety. Ale to boli…
Boli mnie ta obojętność bardziej niż samotność w czterech ścianach mojego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Boli mnie świadomość, że dla własnego wnuka jestem tylko numerem konta bankowego.
Czasem myślę: może powinnam przestać wysyłać te pieniądze? Może wtedy zauważy moją nieobecność? Ale czy to nie byłoby karaniem samej siebie?
W zeszłym tygodniu Ola przyszła do mnie po szkole.
— Babciu, dlaczego jesteś taka smutna?
Nie chciałam jej martwić, ale łzy same napłynęły mi do oczu.
— Bo czasem czuję się niewidzialna dla tych, których najbardziej kocham — wyszeptałam.
Ola przytuliła mnie mocno.
— Ja cię widzę, babciu. I Zosia też.
To było piękne i wzruszające. Ale wciąż wraca do mnie pytanie: co zrobiłam źle? Czy to ja zawiodłam jako babcia? Czy może świat tak bardzo się zmienił?
Dziś znów siedzę przy oknie i patrzę na przechodzących ludzi. Każdy gdzieś się spieszy, każdy zapatrzony w swój telefon. Może Michał też tak biegnie przez życie i nie ma czasu się zatrzymać?
A może po prostu już mnie nie potrzebuje?
Czy naprawdę tak trudno jest powiedzieć „dziękuję” komuś, kto cię kocha bezwarunkowo?
Może powinnam przestać czekać na ten jeden telefon? Może powinnam nauczyć się żyć z tą ciszą?
A wy? Jak radzicie sobie z obojętnością bliskich? Czy warto walczyć o kontakt za wszelką cenę?