Mój świat runął, gdy mąż zostawił mnie z autystycznymi bliźniakami – czy można jeszcze uwierzyć w miłość?
– Nie dam rady, Anka! – Paweł wrzasnął, a jego głos odbił się echem po naszym małym mieszkaniu na warszawskim Bródnie. Stałam w kuchni, ściskając kubek z zimną już kawą. Bliźniacy, Kuba i Michał, kręcili się pod stołem, wydając te swoje dźwięki – nie słowa, nie płacz, tylko coś pomiędzy. Paweł patrzył na mnie z rozpaczą i gniewem. – Ja nie chcę tak żyć! – dodał ciszej, jakby sam siebie próbował przekonać.
Nie odpowiedziałam. Może powinnam była go zatrzymać, może powinnam była krzyczeć razem z nim. Ale byłam zbyt zmęczona. Ostatnie miesiące to nieprzespane noce, wizyty u lekarzy, diagnozy, które brzmiały jak wyrok: „autyzm wczesnodziecięcy”. Siedziałam w tej kuchni i czułam, jak moje życie rozpada się na kawałki.
Paweł wyszedł. Trzasnęły drzwi. Zostałam sama z dwoma chłopcami i ciszą, która bolała bardziej niż jego słowa.
Moja mama zadzwoniła wieczorem. – Aniu, musisz być silna – powiedziała. – Dzieci cię potrzebują. Ale jak być silną, kiedy wszystko się wali? Kiedy patrzysz na swoje dzieci i nie wiesz, czy kiedykolwiek powiedzą do ciebie „mamo”?
Pierwsze tygodnie po odejściu Pawła były jak życie pod wodą. Każdy dzień to walka: o terapię dla chłopców, o miejsce w przedszkolu integracyjnym, o pieniądze na rachunki. Pracowałam zdalnie jako księgowa, ale coraz częściej musiałam brać wolne na wizyty u specjalistów. Szefowa zaczęła kręcić nosem.
– Aniu, rozumiem twoją sytuację, ale firma też ma swoje potrzeby – usłyszałam pewnego dnia przez telefon.
Chciałam krzyczeć: „A moje dzieci? Ich potrzeby się nie liczą?” Ale połknęłam łzy i obiecałam poprawę.
Wieczorami siadałam na kanapie i patrzyłam na śpiących chłopców. Michał spał z otwartymi oczami, Kuba ściskał w ręku kawałek sznurka – jego ulubioną zabawkę. Czułam się winna. Może to moja wina? Może coś zrobiłam źle w ciąży?
Pewnego dnia Paweł zadzwonił.
– Anka… ja… nie wiem, co powiedzieć – zaczął niepewnie.
– Nie musisz nic mówić – odpowiedziałam chłodno.
– Chciałem tylko… zapytać, jak chłopcy.
– Tak samo jak wtedy, gdy wychodziłeś. Potrzebują ojca.
– Ja… nie umiem…
– To się naucz! – wybuchłam. – Ja też nie umiem! Ale nie mam wyboru!
Rozłączył się bez słowa.
Z czasem nauczyłam się prosić o pomoc. Sąsiadka Basia zaczęła wpadać wieczorami, żeby posiedzieć z chłopcami, żebym mogła wyjść do sklepu albo po prostu przejść się po osiedlu i odetchnąć. W urzędzie usłyszałam: „Nie ma miejsc w przedszkolu integracyjnym”. Wtedy pierwszy raz rozpłakałam się przy obcej osobie.
– Proszę pani – powiedziała urzędniczka cicho – ja też mam syna z autyzmem. Proszę nie tracić nadziei.
To był przełomowy moment. Zrozumiałam, że nie jestem sama. Zaczęłam szukać wsparcia w internecie, dołączyłam do grupy rodziców dzieci z autyzmem. Tam poznałam Magdę.
– Mój mąż też odszedł – napisała do mnie prywatnie. – Ale dajemy radę. Razem jest łatwiej.
Spotkałyśmy się na kawie w centrum handlowym. Rozmawiałyśmy godzinami o terapii behawioralnej, o systemie edukacji, o tym, jak trudno jest być samotną matką w Polsce.
– Wiesz co jest najgorsze? – zapytała Magda. – Że ludzie patrzą na nas jak na ofiary albo bohaterki. A my po prostu chcemy normalnie żyć.
Zaczęłam walczyć o siebie. Zgłosiłam się do fundacji pomagającej rodzinom dzieci z autyzmem. Dostałam wsparcie psychologa i prawnika. Paweł przestał dzwonić. Dowiedziałam się od wspólnych znajomych, że ma nową partnerkę.
Pewnego dnia Kuba powiedział do mnie: „Mama”. Po raz pierwszy. Płakałam wtedy długo i głośno – ze szczęścia i ulgi.
Michał zaczął chodzić na zajęcia z hipoterapii i po kilku miesiącach przestał bać się dotyku innych ludzi. Małe sukcesy dawały mi siłę.
Ale były też chwile rozpaczy. Gdy Michał dostał ataku paniki w tramwaju i ludzie patrzyli na nas z pogardą. Gdy Kuba rozbił sobie głowę o ścianę ze złości i lekarz w szpitalu zapytał: „A gdzie ojciec?”
Czasem myślę o Pawle. Czy żałuje? Czy kiedykolwiek poczuje ciężar tej decyzji? Czy chłopcy będą mu kiedyś wybaczyć?
Dziś wiem jedno: jestem silniejsza niż kiedykolwiek myślałam. Ale czy to wystarczy? Czy samotna matka w Polsce może być szczęśliwa?
Może ktoś z was zna odpowiedź? Jak nauczyć się ufać życiu na nowo?