„Wrócił do domu i od razu powiedział, że chce rozwodu”. Wtedy przypomniałam sobie słowa mojej mamy…

— Chcę rozwodu. — Te dwa słowa rozdarły ciszę naszego mieszkania jak nóż. Stałam w kuchni, jeszcze z rękami mokrymi od mycia naczyń, kiedy Paweł wszedł i bez żadnych wstępów wypowiedział wyrok na nasze małżeństwo.

— Co? — wykrztusiłam, czując jak serce wali mi w piersi. — Paweł, o czym ty mówisz?

Nie patrzył mi w oczy. Zamiast tego wbił wzrok w podłogę, jakby szukał tam odpowiedzi na pytania, których nie miał odwagi zadać. — Po prostu… nie mogę już tak żyć. Duszę się tutaj.

Wtedy przypomniałam sobie słowa mojej mamy: „Kasiu, nigdy nie pozwól, żeby ktoś traktował cię jak powietrze. Nawet jeśli to twój mąż.”

Przez szesnaście lat byłam żoną Pawła. Mieliśmy córkę, Zosię, która właśnie kończyła trzynaście lat. Nasze życie nie było bajką – mieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu po moim dziadku na warszawskim Mokotowie. Nie byliśmy bogaci, ale zawsze starczało na rachunki i czasem na lody w niedzielę. Ja pracowałam jako nauczycielka polskiego w podstawówce, Paweł był informatykiem w małej firmie. Nigdy nie narzekałam na naszą codzienność, choć czasem marzyłam o czymś więcej. Ale Paweł… on zawsze chciał więcej.

— Dusisz się? — powtórzyłam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Przecież mamy wszystko, co najważniejsze. Mamy siebie, mamy Zosię…

— Ty masz — przerwał mi ostro. — Ja mam tylko obowiązki. Pracuję jak wół, a i tak ciągle brakuje na wszystko. Ty nawet nie chcesz spróbować czegoś nowego! Zawsze tylko szkoła, dom, szkoła…

Poczułam się jakby ktoś mnie spoliczkował. Przecież robiłam wszystko, żeby było nam dobrze! Dla niego gotowałam obiady, dla Zosi szykowałam kanapki do szkoły, wieczorami sprawdzałam wypracowania uczniów i jeszcze znajdowałam czas na rozmowę z Pawłem. Ale on widział tylko to, czego mu brakowało.

— To co chcesz zrobić? — zapytałam z rezygnacją.

— Wyprowadzam się do Michała na jakiś czas. Muszę przemyśleć swoje życie.

Nie płakałam wtedy. Byłam zbyt zszokowana. Dopiero gdy usłyszałam trzask drzwi i zobaczyłam puste miejsce po jego kurtce w przedpokoju, poczułam jak świat wali mi się na głowę.

Zosia wróciła ze szkoły kilka godzin później. Usiadła przy stole i spojrzała na mnie pytająco.

— Mamo, czemu tata nie wrócił na obiad?

Nie wiedziałam co powiedzieć. Jak wyjaśnić dziecku, że tata postanowił nas zostawić? Że nasze życie już nigdy nie będzie takie samo?

— Tata musi trochę odpocząć — wyszeptałam, głaszcząc ją po włosach.

Przez kolejne dni funkcjonowałam jak automat. Chodziłam do pracy, gotowałam obiady, rozmawiałam z Zosią o szkole i udawałam przed sąsiadkami, że wszystko jest w porządku. Ale nocami nie spałam – przewracałam się z boku na bok i analizowałam każdą rozmowę z Pawłem z ostatnich miesięcy.

Zaczęły do mnie docierać plotki. Ktoś widział Pawła z jakąś kobietą w kawiarni na Powiślu. Ktoś inny mówił, że od dawna narzekał na nasze życie i szukał „czegoś więcej”.

Pewnego wieczoru zadzwoniła mama.

— Kasiu, kochanie… słyszałam od cioci Jadzi, że Paweł się wyprowadził. Co się dzieje?

Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się do słuchawki.

— Mamo, on chce rozwodu! Zostawił mnie i Zosię! Co ja mam robić?

Mama westchnęła ciężko.

— Pamiętasz co ci mówiłam? Nie pozwól mu siebie poniżać. Jeśli on nie potrafi docenić tego, co ma… to jego strata.

Ale ja nie chciałam być silna. Chciałam tylko wrócić do dawnego życia – nawet jeśli nie było idealne.

Kilka dni później Paweł przyszedł po swoje rzeczy. Zosia zamknęła się w pokoju i płakała cicho do poduszki.

— Kasiu… — zaczął niepewnie — Przepraszam za to wszystko. Ale naprawdę muszę spróbować inaczej żyć.

— A my? — zapytałam drżącym głosem. — My się nie liczymy?

— Liczycie się… ale ja już nie potrafię być szczęśliwy tutaj.

Wtedy zrozumiałam: nie mogę zmusić go do miłości ani do odpowiedzialności za rodzinę. Muszę zadbać o siebie i o Zosię.

Przez kolejne tygodnie uczyłyśmy się żyć we dwie. Było ciężko – szczególnie gdy Zosia pytała wieczorami: „Mamo, czy tata jeszcze nas kocha?”

Starałam się być silna dla niej, choć sama czułam się jak wrak człowieka. W pracy udawałam przed koleżankami, że wszystko jest w porządku, ale czasem łzy same napływały mi do oczu podczas sprawdzania zeszytów.

Pewnego dnia spotkałam Pawła przypadkiem pod sklepem spożywczym. Był z tą kobietą – młodszą ode mnie o jakieś dziesięć lat, ubraną modnie i pewną siebie.

Spojrzał na mnie krótko i spuścił wzrok.

Wróciłam do domu i długo patrzyłam w lustro. Czy naprawdę byłam taka niewystarczająca? Czy mogłam zrobić coś inaczej?

Wieczorem usiadłyśmy z Zosią przy stole i rozmawiałyśmy długo o tym, co nas czeka.

— Mamo… boję się — wyszeptała cicho.

— Ja też się boję — przyznałam szczerze — ale damy radę. Razem damy radę.

Dziś mija pół roku od tamtego dnia. Nadal boli mnie serce na myśl o Pawle, ale powoli uczę się żyć na nowo. Odkrywam siebie – swoje marzenia i potrzeby, które przez lata spychałam na dalszy plan.

Czasem zastanawiam się: czy można było uratować nasze małżeństwo? Czy naprawdę wszystko musiało się tak skończyć? Może powinnam była wcześniej posłuchać mamy i zawalczyć o siebie…

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto walczyć o kogoś za wszelką cenę – czy lepiej nauczyć się odpuszczać?