„Dlaczego nie możesz być jak ona?” – Moja walka z porównaniami męża do jego byłej żony
– Znowu nie dodałaś koperku do zupy? – głos Marka przeszył ciszę kuchni, jakby to był najważniejszy problem świata. Stałam nad garnkiem, mieszając rosół, i poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Przecież mówiłam ci, że nie lubię koperku – odpowiedziałam cicho, ale on już nie słuchał.
– Magda zawsze pamiętała o takich drobiazgach. Moja mama ją uwielbiała. Z tobą jakoś nie może się dogadać…
To był kolejny raz. Kolejny dzień, kiedy czułam się jak aktorka na przesłuchaniu do roli, której nigdy nie dostanę. Magda – była żona Marka – była obecna w naszym domu bardziej niż ja sama. Wspomnienia o niej wisiały w powietrzu jak ciężka mgła. Nawet teściowa, pani Halina, nie kryła się z porównaniami.
– Pani Magda zawsze przychodziła ze świeżym ciastem – rzuciła kiedyś, gdy przyniosłam kupne drożdżówki na rodzinny obiad. – No ale każdy ma swoje priorytety.
Nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. Próbowałam rozmawiać z Markiem, tłumaczyć mu, że te ciągłe porównania ranią mnie bardziej niż cokolwiek innego. Ale on tylko wzdychał:
– Przesadzasz. Po prostu chcę, żebyśmy byli szczęśliwi jak kiedyś.
Jak kiedyś… Ale ja nie jestem Magdą. Nie piekę ciast, nie rozmawiam z jego mamą godzinami o przetworach i nie mam ochoty udawać kogoś, kim nie jestem.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy spotkałam Magdę. Przyszła odebrać rzeczy syna z naszego mieszkania. Była uśmiechnięta, pewna siebie, rozmawiała z Markiem swobodnie, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. Ja stałam z boku, czując się jak intruz we własnym domu.
– Cześć, jestem Magda – wyciągnęła do mnie rękę. – Słyszałam, że świetnie gotujesz.
Uśmiechnęłam się sztucznie. Wiedziałam już wtedy, że nigdy jej nie dorównam w oczach Marka i jego rodziny.
Z czasem zaczęłam unikać rodzinnych spotkań. Każde takie wydarzenie kończyło się dla mnie łzami w łazience lub cichą kłótnią w samochodzie po powrocie do domu. Marek nie rozumiał mojego bólu.
– Przecież to tylko wspomnienia! – mówił zirytowany. – Nie możesz być trochę bardziej otwarta?
Ale jak mam być otwarta, skoro każda rozmowa to test? Każdy gest to porównanie?
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole. Marek przeglądał zdjęcia na telefonie i nagle pokazał mi jedno z Magdą i jego mamą.
– Zobacz, jak się dogadywały…
Nie wytrzymałam.
– Może powinieneś wrócić do niej? Skoro była taka idealna…
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– O co ci chodzi? Przecież jesteśmy razem!
– Ale ja nie jestem nią! I nigdy nie będę! – krzyknęłam przez łzy.
Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Siedziałam na zimnych kafelkach i płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama.
– Dziecko, co się dzieje? Słyszę twój głos i wiem, że coś jest nie tak.
Opowiedziałam jej wszystko. O tym, jak czuję się niewystarczająca, jak bardzo boli mnie każda wzmianka o Magdzie.
– Musisz postawić granice – powiedziała stanowczo. – Albo on zrozumie, albo będziesz cierpieć całe życie.
Postanowiłam spróbować jeszcze raz. Wieczorem usiedliśmy z Markiem przy stole.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam spokojnie. – Twoje porównania ranią mnie bardziej niż myślisz. Chcę być dla ciebie ważna jako ja, a nie jako kopia Magdy.
Marek milczał przez chwilę.
– Nie wiedziałem, że aż tak cię to boli…
– Bo nigdy nie chciałeś tego zobaczyć – odpowiedziałam cicho.
Przez kolejne dni Marek próbował się zmienić. Ale stare nawyki wracały szybciej niż myślałam. Każda rozmowa kończyła się wspomnieniem o Magdzie lub jej „idealnych” relacjach z jego rodziną.
Zaczęłam myśleć o sobie. O tym, kim jestem i czego chcę od życia. Czy naprawdę chcę być wiecznie drugą? Czy zasługuję na życie w cieniu innej kobiety?
Pewnego dnia spakowałam walizkę i pojechałam do mamy na kilka dni. Potrzebowałam przestrzeni i ciszy.
– Czasem trzeba odejść, żeby ktoś zobaczył twoją wartość – powiedziała mama, przytulając mnie mocno.
Marek dzwonił codziennie. Pisał wiadomości: „Tęsknię”, „Wróć”, „Obiecuję się zmienić”. Ale ja już wiedziałam, że muszę zawalczyć o siebie.
Po tygodniu wróciłam do domu tylko po to, by powiedzieć Markowi:
– Kocham cię, ale kocham też siebie. Nie chcę już żyć w czyimś cieniu.
Patrzył na mnie długo w milczeniu.
– Nie wiedziałem… Przepraszam…
Może naprawdę nie wiedział. Może nigdy nie zrozumie. Ale ja już wiedziałam jedno: zasługuję na miłość bez porównań i bez ciągłego udowadniania swojej wartości.
Czy naprawdę musimy być kimś innym dla tych, których kochamy? A może czasem trzeba odejść, żeby przypomnieć sobie własną wartość?