Szczęśliwe zmiany czy złudzenie? Historia Ireny Janowskiej
— Znowu idzie. — usłyszałam za plecami, zanim jeszcze dobrze zamknęły się drzwi klatki schodowej. Przymrużyłam oczy, patrząc w niebo. Szarość chmur zapowiadała deszcz, ale nie to mnie martwiło najbardziej. Wiedziałam, że kiedy tylko przejdę obok ławki, na której siedziały pani Zofia i pani Halina, rozmowy ucichną na sekundę, by zaraz potem rozgorzeć na nowo — tym razem o mnie.
Unosząc podbródek, przeszłam obok nich z godnością, jakiej nauczyło mnie życie. — Dzień dobry — rzuciłam chłodno. Odpowiedziały półgębkiem, a ja poczułam na plecach ich spojrzenia. „Ciekawe, co dziś wymyślą?” — pomyślałam gorzko. Może znowu będą mówić o moim mężu, który odszedł do młodszej? Albo o córce, która nie chce wracać do domu?
Kiedyś byłam jedną z nich. Siedziałam na tej samej ławce, śmiałam się z tych samych żartów, plotkowałam o innych. Ale życie potrafi przewrócić wszystko do góry nogami. Mój świat rozpadł się trzy lata temu, kiedy Andrzej spakował walizkę i powiedział: „Irena, ja już nie mogę. Potrzebuję czegoś innego.” Nie płakałam przy nim. Dopiero potem, w nocy, kiedy nikt nie widział.
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Sąsiadki zaczęły patrzeć na mnie inaczej — jakby rozwód był zaraźliwy. Córka, Magda, wyjechała do Warszawy na studia i coraz rzadziej dzwoniła. Zostałam sama w trzypokojowym mieszkaniu na czwartym piętrze bloku z wielkiej płyty. Każdy dzień był podobny do poprzedniego: praca w bibliotece, zakupy w osiedlowym sklepie, samotne kolacje przy kuchennym stole.
Tamtego dnia jednak coś się zmieniło. Może to przez to spojrzenie w niebo? Może przez to, że miałam już dość bycia tematem plotek? Albo przez list od Magdy, który znalazłam rano w skrzynce mailowej:
„Mamo,
Nie wiem, jak Ci to powiedzieć… Poznałam kogoś. Chciałabym przyjechać do domu na weekend i przedstawić Ci Michała. Proszę, nie bądź zła.
Magda”
Serce mi zabiło mocniej. Przedstawić mi chłopaka? Przecież ona zawsze była taka nieśmiała… Czyżby naprawdę dorosła? Czy ja jestem gotowa na te zmiany?
W pracy nie mogłam się skupić. Przekładałam książki z półki na półkę, ale myślami byłam gdzie indziej. Pani Basia z działu dziecięcego spojrzała na mnie z troską:
— Irena, wszystko w porządku?
— Tak… — skłamałam.
— Jeśli chcesz pogadać…
Pokręciłam głową i wróciłam do sortowania książek.
Wieczorem zadzwoniła mama.
— Irenko, byłaś dziś u lekarza?
— Mamo, mówiłam ci już sto razy, że to tylko zmęczenie.
— A może powinnaś wyjść do ludzi? Zapisać się na jakieś zajęcia?
Westchnęłam ciężko.
— Mamo, mam 52 lata. Nie będę tańczyć zumby z nastolatkami.
— Ale możesz spróbować czegoś nowego! Życie się nie kończy po pięćdziesiątce!
Rozłączyłam się szybciej niż zwykle. Zawsze miała dla mnie dobre rady, ale nigdy nie rozumiała mojego lęku przed zmianą.
W piątek Magda przyjechała z Michałem. Był wysoki, uśmiechnięty i bardzo uprzejmy. Przyniósł mi kwiaty i pomógł wnieść walizkę córki po schodach.
— Dzień dobry pani Ireno! Słyszałem o pani same dobre rzeczy.
Uśmiechnęłam się sztywno.
— Mam nadzieję, że Magda nie przesadziła.
Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Magda opowiadała o studiach i pracy dorywczej w kawiarni. Michał słuchał jej z uwagą i co chwilę zerkał na mnie pytająco.
Po kolacji Magda poprosiła mnie na bok.
— Mamo… wiem, że nie było nam łatwo ostatnio. Ale chcę być szczęśliwa. Chcę mieć swoje życie…
Patrzyłam na nią długo.
— Wiem, kochanie. Tylko czasem boję się zostać sama.
Przytuliła mnie mocno.
— Nie będziesz sama. Ale musisz pozwolić mi odejść.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słuchając cichego śmiechu Magdy i Michała zza ściany. Przypomniały mi się czasy, gdy sama byłam młoda i pełna marzeń. Gdzie one się podziały?
Następnego dnia rano poszłam po bułki do sklepu. Pani Zofia i pani Halina już siedziały na ławce.
— Ooo, pani Ireno! — zaczęła Halina z przesadną uprzejmością. — Córka przyjechała?
— Tak — odpowiedziałam spokojnie. — Przyjechała ze swoim chłopakiem.
Zobaczyłam błysk ciekawości w ich oczach.
— No proszę… A co u pani słychać? — dopytywała Zofia.
Spojrzałam im prosto w oczy.
— Wiecie co? Dobrze u mnie. Naprawdę dobrze.
Wróciłam do domu lżejsza o kilka kilogramów niewidzialnego ciężaru. Może pierwszy raz od dawna poczułam się wolna od ich opinii?
Wieczorem zadzwonił Andrzej.
— Irena… chciałem zapytać, czy wszystko w porządku u Magdy?
— Tak, Andrzej. Wszystko dobrze.
Zawahał się.
— A u ciebie?
Zacisnęłam dłoń na słuchawce.
— U mnie też dobrze. Naprawdę dobrze.
Po rozmowie długo patrzyłam w okno na ciemniejące niebo nad blokami. Czy naprawdę jestem gotowa na szczęśliwe zmiany? Czy potrafię zostawić przeszłość za sobą i zacząć żyć dla siebie?
Może szczęście to nie jest coś, co przychodzi samo — może trzeba je sobie wywalczyć? A może wystarczy przestać bać się opinii innych i pozwolić sobie na odrobinę odwagi?
Ciekawa jestem… ilu z nas boi się zmian tylko dlatego, że ktoś inny patrzy? Ilu z nas czeka całe życie na szczęście zamiast po nie sięgnąć?