„Niepełnosprawna panna młoda i tajemnica, która rozdarła moją rodzinę”
– Nie musisz tego robić, Gabryś – powiedziała mama, ściskając ręce na kolanach. Jej głos drżał, a spojrzenie błądziło gdzieś po ścianie sali weselnej. – Możesz jeszcze się wycofać.
Gabriel spojrzał na nią z chłodną determinacją. – Kocham ją, pani Aniu. I nie zamierzam nigdzie odchodzić.
Siedziałam wtedy w swojej białej sukni, dłonie zaciskałam na bukiecie białych róż. Wózek był nowy, specjalnie zamówiony na tę okazję, z delikatnymi haftami na podłokietnikach. Czułam się jak aktorka w kiepskim teatrze – wszyscy patrzyli, ale nikt nie widział mnie naprawdę.
Jeszcze dwa lata temu byłam zupełnie inną osobą. Wtedy miałam długie, kasztanowe włosy i nogi, które niosły mnie wszędzie – na rower, do pracy w bibliotece, na spacery po Plantach z przyjaciółkami. Wszystko zmieniło się pewnego wrześniowego wieczoru. Wracałam z pracy, spieszyłam się na spotkanie z Gabrielą i nagle… huk, światło, krzyk. Potem tylko szpitalne światła i głosy lekarzy: „Zrobimy wszystko, co w naszej mocy”.
Obudziłam się sparaliżowana od pasa w dół. Najpierw był szok, potem rozpacz. Mama płakała po nocach, tata zamknął się w sobie. Brat, Tomek, przestał do mnie przychodzić – nie mógł znieść widoku mojej bezradności. A Gabriel? On został. Przychodził codziennie, przynosił książki i opowiadał mi o świecie za oknem. Mówił: „Jeszcze zatańczymy razem”.
Ale świat wokół mnie się zmienił. Sąsiedzi szeptali za plecami mamy: „Taka młoda dziewczyna…”, „Co ona teraz zrobi?”. W pracy nie czekało na mnie miejsce – dyrektorka powiedziała mi przez telefon: „Pani Wioletto, bardzo nam przykro, ale biblioteka nie jest przystosowana”.
Najgorsze przyszło jednak z domu. Mama nie mogła pogodzić się z tym, że jej córka już nigdy nie stanie na nogi. Zaczęła traktować mnie jak dziecko – decydowała za mnie o wszystkim: co jem, co oglądam, z kim się spotykam. Kiedy Gabriel poprosił mnie o rękę, wybuchła awantura.
– On cię zostawi! – krzyczała mama. – Każdy facet by uciekł! Nie możesz mu tego zrobić!
Gabriel stał wtedy w przedpokoju i słyszał wszystko. Przyszedł do mnie później do pokoju i uklęknął przy moim wózku.
– Wiesz, że cię kocham? – zapytał cicho.
– Wiem – odpowiedziałam przez łzy.
– To wystarczy.
Ale czy naprawdę wystarczy? Przez miesiące przed ślubem walczyłam z poczuciem winy. Czy mam prawo wiązać go ze sobą? Czy nie odbieram mu życia pełnego przygód? Mama powtarzała: „On jest młody, znajdzie sobie zdrową dziewczynę”. Tata milczał, tylko czasem patrzył na mnie z takim smutkiem, że miałam ochotę zniknąć.
W dniu ślubu czułam się jak bohaterka własnej tragedii. Goście patrzyli na mnie z mieszaniną współczucia i ciekawości. Ciotka Jadzia szeptała do kuzynki: „Biedna Wiola…”. Nawet Tomek przyszedł tylko na chwilę – nie potrafił patrzeć mi w oczy.
Podczas ceremonii ksiądz mówił o miłości silniejszej niż przeciwności losu. Gabriel trzymał mnie za rękę tak mocno, że aż bolało. Gdy padło „tak”, zobaczyłam łzy w jego oczach.
Po ślubie zaczęły się prawdziwe schody. Mama nie odpuszczała – dzwoniła codziennie, pytała: „Czy on ci pomaga? Czy nie żałujesz?”. Gabriel wracał zmęczony z pracy i czasem widziałam w jego oczach cień rezygnacji. Były dni, kiedy kłóciliśmy się o drobiazgi: o to, kto wyniesie śmieci, kto zrobi zakupy. Czułam się ciężarem.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez drzwi kuchni:
– Aniu, ona potrzebuje wsparcia, nie litości – mówił Gabriel do mojej mamy.
– Ale ona cię ogranicza! – syknęła mama.
– Ogranicza? To ona nauczyła mnie kochać naprawdę.
Wtedy zrozumiałam: to nie ja jestem problemem. To ich lęki i wyobrażenia o tym, jak powinno wyglądać życie.
Zaczęłam walczyć o siebie. Zapisałam się na kurs grafiki komputerowej online, zaczęłam prowadzić bloga o życiu z niepełnosprawnością. Poznałam ludzi takich jak ja – silnych i odważnych. Gabriel wspierał mnie na każdym kroku.
Rodzina powoli zaczęła akceptować nową rzeczywistość. Mama przestała dzwonić codziennie z pretensjami. Tata zaczął przyjeżdżać na kawę i opowiadać mi o swoim dzieciństwie. Nawet Tomek pewnego dnia przyszedł i powiedział: „Przepraszam, że cię zostawiłem”.
Dziś siedzę przy oknie naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie i patrzę na świat inaczej niż kiedyś. Moje życie nie jest łatwe ani bajkowe. Ale jest moje.
Czasem pytam siebie: czy gdybym mogła cofnąć czas i uniknąć tamtego wypadku, zrobiłabym to? A może właśnie dzięki temu wszystkiemu nauczyłam się kochać siebie naprawdę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?