„Nie jesteś moją matką!” – Prawda o rodzinnej burzy w cieniu codziennych problemów
– Ty naprawdę nie rozumiesz, co to znaczy być odpowiedzialną! – wrzasnęła Magda, trzaskając drzwiami kuchni. Stałam przy zlewie, ściskając w dłoni pustą butelkę po mleku. Wnuki siedziały przy stole, cicho, z opuszczonymi głowami. W powietrzu wisiała cisza gęsta jak śmietana, której też już dawno nie było w lodówce.
Wiedziałam, że zaraz wróci. Magda zawsze wracała – z nową porcją pretensji. Tym razem jednak jej słowa bolały bardziej niż zwykle. Może dlatego, że miała rację? Może dlatego, że sama czułam się winna? Ostatnie monety wydałam na chleb i trochę margaryny. Mleka nie starczyło. Emerytura przyjdzie dopiero za tydzień.
– Mamo, czy możemy dostać płatki? – zapytał cicho Jaś, mój starszy wnuk. Spojrzałam na niego i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– Kochanie, dzisiaj zjemy kanapki, dobrze? – odpowiedziałam drżącym głosem.
Wiedziałam, że to nie to samo. Wiedziałam też, że dzieci nie powinny być świadkami takich rozmów. Ale co miałam zrobić? Synowa zostawiła mi dzieci pod opieką na cały dzień, bo musiała iść do pracy. Syn – Adam – pracował na budowie pod Warszawą i wracał tylko na weekendy. Zostaliśmy sami: ja i dwójka dzieci.
Magda wróciła do kuchni z nową porcją żalu.
– To nie jest pierwszy raz! – syknęła. – Jak można nie mieć mleka dla dzieci? Co ty robisz z pieniędzmi?
Poczułam, jak ogarnia mnie wstyd. Chciałam jej powiedzieć prawdę: że czasem muszę wybierać między lekami a jedzeniem. Że czasem po prostu nie starcza na wszystko. Ale wiedziałam, że ona tego nie zrozumie. Dla niej byłam tylko starą kobietą, która nie radzi sobie z prostymi rzeczami.
– Przepraszam – wyszeptałam. – Naprawdę się starałam.
Magda spojrzała na mnie z pogardą.
– Ty zawsze się tylko starasz. Ale nigdy nie robisz tego dobrze.
Zacisnęłam pięści. Przypomniałam sobie własną matkę i jej surowe spojrzenie. Ona nigdy nie pozwoliłaby sobie na łzy. Była twarda jak stal. Ja też chciałam taka być, ale życie mnie złamało.
Po południu dzieci bawiły się w pokoju, a ja siedziałam przy kuchennym stole i patrzyłam na rachunki. Gaz, prąd, czynsz… Wszystko rosło szybciej niż moja emerytura. Zastanawiałam się, czy poprosić Adama o pomoc, ale wiedziałam, że on sam ledwo wiąże koniec z końcem.
Wieczorem Magda przyszła do mnie jeszcze raz.
– Wiesz co? Może lepiej będzie, jak znajdziemy inną opiekunkę dla dzieci – powiedziała chłodno.
Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.
– Magda…
– Nie chcę ryzykować ich zdrowia przez twoje niedopatrzenia.
Nie odpowiedziałam. Tylko skinęłam głową i wyszłam do swojego pokoju. Tam pozwoliłam sobie na łzy.
Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Wspominałam czasy, gdy Adam był mały. Jak biegał po podwórku w starych trampkach i wracał do domu cały ubłocony. Jak piekłam dla niego drożdżówki i gotowałam kakao na śniadanie. Wtedy też bywało ciężko, ale jakoś dawaliśmy radę.
Rano zadzwonił telefon.
– Mamo? – usłyszałam głos Adama.
– Tak?
– Magda mówiła… Co się stało?
Chciałam powiedzieć mu wszystko: o pustej lodówce, o łzach dzieci, o swoim poczuciu winy. Ale nie potrafiłam. Nie chciałam go martwić.
– Nic takiego – skłamałam. – Po prostu… zabrakło mleka.
Adam westchnął ciężko.
– Mamo… Wiem, że jest ciężko. Ale musisz nam mówić, jak czegoś potrzebujesz.
Chciałam zapytać: „A komu mam mówić? Tobie? Przecież sam masz problemy.” Ale milczałam.
Po południu przyszła sąsiadka, pani Zofia.
– Krystyno, słyszałam… – zaczęła ostrożnie.
– Co słyszałaś?
– Że Magda była u ciebie z awanturą. Nie przejmuj się nią. Ona zawsze była nerwowa.
Uśmiechnęłam się smutno.
– Może ma rację… Może już się do niczego nie nadaję.
Pani Zofia pokręciła głową.
– Nie mów tak! Dzieci cię kochają. A Magda… ona po prostu jest zmęczona życiem.
Wieczorem usiadłam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy powinnam była być twardsza? Czy powinnam była walczyć o siebie bardziej?
Następnego dnia Magda przyszła po dzieci wcześniej niż zwykle. Miała chłodny wyraz twarzy i unikała mojego wzroku.
– Spakowałam im rzeczy – powiedziała krótko.
Jaś podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił.
– Babciu, będziesz za nami tęsknić?
Poczułam łzy pod powiekami.
– Bardzo…
Magda spojrzała na mnie przez ramię.
– Może kiedyś się dogadamy – rzuciła bez przekonania i wyszła z dziećmi.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Cisza była ogłuszająca. Przez kilka dni nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Chodziłam od pokoju do pokoju i słuchałam własnych kroków odbijających się echem od ścian.
W końcu zadzwonił Adam.
– Mamo… Magda trochę przesadziła. Przepraszam cię za nią…
– To nie jej wina – przerwałam mu szybko. – Ja też mam swoje za uszami.
Adam milczał przez chwilę.
– Chciałbym ci jakoś pomóc…
Chciałam mu powiedzieć: „Wystarczy, że czasem zadzwonisz.” Ale wiedziałam, że to za mało.
Minęły tygodnie. Czasem widywałam dzieci na podwórku albo w sklepie z Magdą. Zawsze machały mi ręką i krzyczały: „Babciu!” Ale Magda odwracała wzrok i przyspieszała kroku.
Któregoś dnia spotkałyśmy się przypadkiem na klatce schodowej.
– Dzień dobry – powiedziałam cicho.
Magda spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Dzień dobry…
Przez chwilę stałyśmy w niezręcznej ciszy.
– Przepraszam za tamto… – powiedziała nagle Magda. – Po prostu… boję się o dzieci. Boję się o wszystko…
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.
– Ja też się boję – przyznałam szczerze.
Magda westchnęła ciężko i odwróciła wzrok.
– Może spróbujemy jeszcze raz? – zapytała cicho.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
Od tamtej pory powoli zaczęłyśmy odbudowywać nasze relacje. Nie było łatwo – codzienność wciąż przynosiła nowe problemy: rachunki do zapłacenia, choroby dzieci, kłótnie o drobiazgi. Ale nauczyłyśmy się rozmawiać ze sobą szczerze i prosić o pomoc wtedy, gdy naprawdę jej potrzebujemy.
Czasem patrzę na siebie w lustrze i zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy każda rodzina musi przejść przez taki kryzys? A może to właśnie te trudne chwile uczą nas najwięcej o sobie nawzajem?