Synowa zamieniła nasz dom w balangę, a mój syn milczy – czy naprawdę nie widzi, co się dzieje?
— Mamo, mogę przyjechać na kilka dni? — głos Adama drżał, a ja ścisnęłam telefon tak mocno, że aż zbielały mi palce. — Nie mogę już wytrzymać…
Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc przez okno na szare łódzkie niebo. W kuchni pachniało świeżo zaparzoną kawą, ale jej smak był gorzki jak nigdy. Adam, mój jedyny syn, zawsze był spokojny i opanowany. A teraz? Słyszałam w jego głosie rozpacz i bezradność. W tle rozmowy dobiegł mnie śmiech – kobiecy, głośny, natarczywy. To pewnie znowu koleżanki jego żony.
— Synku, oczywiście, że możesz przyjechać! — odpowiedziałam szybko. — Ale co się dzieje? Znowu impreza?
Adam westchnął ciężko.
— Mamo… Ula codziennie zaprasza znajomych. Wczoraj przyszło ich siedem! Siedzieli do drugiej w nocy, śmiali się, pili wino. Ja muszę pracować zdalnie, a nie mogę się skupić. Prosiłem ją… Prosiłem tyle razy…
Zacisnęłam usta. Ula zawsze była towarzyska, ale żeby aż tak? Przecież Adam pracuje jako programista, potrzebuje ciszy i spokoju. A ona? Jakby nie widziała problemu.
— A co ona na to? — zapytałam ostrożnie.
— Mówi, że przesadzam. Że jestem nudziarzem i że przecież to jej dom też. — Adam zamilkł na chwilę. — Mamo… Ja już nie wiem, co robić.
Poczułam narastającą złość. Przecież to nie tak miało wyglądać! Kiedy Adam ożenił się z Ulą dwa lata temu, cieszyłam się ich szczęściem. Byli zakochani, pełni planów. Teraz ich mieszkanie w Warszawie zamieniło się w balangowy raj dla Uli i jej koleżanek, a mój syn… Mój syn coraz bardziej przypominał cień samego siebie.
Wieczorem Adam przyjechał do nas do Łodzi. Wysiadł z pociągu z małą torbą i smutnym uśmiechem.
— Cześć, mamo — powiedział cicho i mocno mnie przytulił.
W domu długo siedzieliśmy przy stole. Adam opowiadał o tym, jak wygląda jego codzienność: praca przy komputerze w słuchawkach, bo w salonie trwa impreza; wieczorne kłótnie o hałas; Ula obrażona za każdym razem, gdy prosi ją o ciszę.
— Próbowałem z nią rozmawiać — mówił zrezygnowany. — Ale ona uważa, że przesadzam. Że jestem sztywniakiem. A ja po prostu chcę normalnie żyć…
Patrzyłam na niego i serce mi pękało. Przecież to nie jest życie! To nie jest małżeństwo! Ale co mogłam zrobić? Przecież to ich sprawa…
Następnego dnia zadzwoniła Ula.
— Halina, czy Adam jest u was? — jej głos był zimny i oschły.
— Tak, przyjechał na kilka dni odpocząć — odpowiedziałam spokojnie.
— Odpocząć? Od czego? — prychnęła. — On chyba przesadza. Przecież ja tylko chcę mieć trochę życia towarzyskiego! On ciągle narzeka!
— Ula… On naprawdę potrzebuje spokoju do pracy — próbowałam tłumaczyć.
— To niech idzie do biblioteki! — rzuciła i rozłączyła się bez pożegnania.
Poczułam się bezradna jak nigdy wcześniej. Czy powinnam się wtrącać? Czy powinnam porozmawiać z Ulą? A może lepiej zostawić ich samych z tym problemem?
Wieczorem Adam siedział w swoim dawnym pokoju i patrzył w sufit.
— Mamo… Ja ją kocham. Ale nie wiem, czy dam radę tak żyć dalej — powiedział cicho.
Usiadłam obok niego i pogłaskałam go po głowie jak wtedy, gdy był małym chłopcem.
— Synku… Czasem trzeba postawić granice. Może Ula musi zrozumieć, że nie wszystko kręci się wokół niej?
Adam milczał długo.
— Boję się jej to powiedzieć… Boję się, że odejdzie…
W moim sercu walczyły ze sobą gniew i współczucie. Przecież nie mogę patrzeć obojętnie na cierpienie własnego dziecka! Ale czy mam prawo ingerować?
Kilka dni później Ula przyjechała do Łodzi. Weszła do naszego mieszkania jak burza.
— Adam! Wracaj ze mną do domu! — krzyknęła od progu.
Adam wyszedł z pokoju blady jak ściana.
— Ula… Musimy porozmawiać — powiedział spokojnie.
— O czym tu gadać?! Chcesz być maminsynkiem?!
Zrobiło mi się słabo. Czy naprawdę tak go traktuje?
Adam spojrzał na nią smutno.
— Chcę być twoim mężem. Ale nie mogę żyć w wiecznej imprezie. Potrzebuję spokoju do pracy i do życia.
Ula prychnęła i odwróciła się na pięcie.
— To sobie siedź tu z mamusią! — rzuciła przez ramię i wyszła trzaskając drzwiami.
Adam osunął się na krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Podeszłam do niego i objęłam go mocno.
— Synku… Cokolwiek postanowisz, jestem z tobą — wyszeptałam.
Minęły dwa tygodnie. Adam wrócił do Warszawy, ale już nie do wspólnego mieszkania z Ulą. Wynajął kawalerkę na Mokotowie. Dzwoni codziennie – czasem jest pogodny, czasem smutny. Ula przestała się odzywać.
Często zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd jako matka. Czy powinnam była wcześniej reagować? Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy to już koniec ich małżeństwa?
Patrzę przez okno na szare łódzkie niebo i myślę: czy naprawdę można być szczęśliwym w związku, gdzie jedna osoba ciągle musi rezygnować z siebie? Czy miłość wystarczy, by przetrwać takie próby? Może czasem trzeba wybrać siebie – nawet jeśli boli.