Między ruinami a marzeniami: Mój letni azyl w starej chacie pod Krakowem
– Znowu uciekasz? – głos mamy dźwięczał w mojej głowie, choć byłam już daleko od jej mieszkania na osiedlu Azory. Stałam na progu starej, drewnianej chaty pod Krakowem, którą odziedziczyłam po dziadku. Miała być moim azylem na lato, choć mama myślała, że wyjeżdżam do luksusowego spa w Zakopanem. Kłamałam. Ale czy można nazwać to kłamstwem, jeśli to jedyny sposób, by oddychać?
Weszłam do środka. Zapach stęchlizny i wilgoci uderzył mnie w twarz. Podłoga skrzypiała pod każdym krokiem, a przez dziury w dachu wpadały promienie słońca i… deszcz, jeśli tylko zaczynało padać. W kącie stał stary tapczan, na którym kiedyś spał dziadek. Teraz był moim łóżkiem i miejscem nocnych rozmyślań.
Pierwszej nocy nie mogłam zasnąć. Słyszałam szelest myszy i wiatr szarpiący okiennice. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, co zostawiłam za sobą: matkę, która nigdy nie rozumiała moich wyborów; ojca, który zniknął z naszego życia, gdy miałam dziesięć lat; i brata, który od lat nie odzywał się do nikogo z rodziny. Czy naprawdę uciekam? A może po prostu próbuję odnaleźć siebie?
Rano obudził mnie dźwięk telefonu. Mama.
– Jak tam w spa? – zapytała z entuzjazmem.
– Cudownie – skłamałam, patrząc na odpadający tynk.
– Odpocznij, zasłużyłaś – powiedziała i rozłączyła się szybko, jakby bała się usłyszeć coś niewygodnego.
Każdy dzień był walką o przetrwanie. Woda tylko ze studni, prąd czasem działał, czasem nie. Gotowałam na starej kuchence gazowej, a wieczorami siadałam na ganku i patrzyłam na zachód słońca nad polami. Czułam się wolna i przerażona jednocześnie.
Pewnego dnia przyjechał sąsiad – pan Zbyszek.
– Pani tu sama? – zapytał podejrzliwie.
– Tak, odpoczywam od miasta.
– Dziadek zawsze mówił, że ta chata to przekleństwo i błogosławieństwo jednocześnie – rzucił i odszedł bez słowa.
Zaczęłam rozumieć, co miał na myśli. Każda noc była walką z lękiem przed samotnością i własnymi myślami. Każdy dzień – próbą udowodnienia sobie, że dam radę bez wygód i bez wsparcia rodziny.
Któregoś wieczoru przyszła burza. Wiatr wył tak głośno, że miałam wrażenie, że chata zaraz się rozpadnie. Siedziałam skulona na tapczanie, trzymając w rękach stary sweter dziadka. Wtedy zadzwoniła mama.
– Słyszałam, że w Zakopanem burza. Wszystko w porządku?
– Tak, wszystko dobrze – odpowiedziałam drżącym głosem.
– Jesteś pewna? Brzmisz… inaczej.
– Po prostu jestem zmęczona.
– Odpocznij – powtórzyła i znów się rozłączyła.
Po burzy wyszłam na zewnątrz. Powietrze pachniało mokrą ziemią i trawą. Poczułam coś dziwnego – ulgę? Smutek? Może jedno i drugie. Przypomniałam sobie dzieciństwo spędzone u dziadków: pieczenie chleba, zabawy w ogrodzie, rozmowy przy herbacie. Tęskniłam za tym spokojem, którego nie mogłam znaleźć ani w domu rodzinnym, ani w mieście.
Z czasem zaczęły nachodzić mnie myśli o powrocie. Ale co miałabym powiedzieć mamie? Że nie byłam w spa? Że przez całe lato walczyłam z własnymi demonami w rozpadającej się chacie?
Pewnego dnia przyjechał brat – Tomek. Stał w drzwiach z plecakiem i spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Myślałem, że jesteś w Zakopanem – powiedział cicho.
– Skąd wiedziałeś?
– Mama zaczęła coś podejrzewać. Zawsze była naiwna.
Usiadł obok mnie na ganku. Przez chwilę milczeliśmy.
– Dlaczego tu przyjechałaś? – zapytał w końcu.
– Bo nie umiem już żyć tak jak wszyscy chcą. Chciałam zobaczyć, czy potrafię być sama ze sobą.
– I co? Potrafisz?
Nie odpowiedziałam. Łzy napłynęły mi do oczu.
Tomek został ze mną kilka dni. Pomagał naprawić dach, rozmawialiśmy o dzieciństwie i o tym, jak bardzo oboje czujemy się obcy we własnej rodzinie. To były najprawdziwsze rozmowy od lat.
Pod koniec lata musiałam wrócić do miasta. Chata została taka sama – stara, krucha, ale pełna wspomnień i moich łez. Mama czekała na mnie z obiadem.
– I jak było? – zapytała z uśmiechem.
Patrzyłam jej prosto w oczy.
– Było inaczej niż myślisz – odpowiedziałam cicho.
Nie pytała więcej.
Czasem wracam myślami do tamtego lata. Do samotności, strachu i tej dziwnej wolności między ruinami a marzeniami. Czy naprawdę trzeba uciekać tak daleko od wszystkiego, by odnaleźć siebie? A może wolność to odwaga powiedzieć prawdę tym, których kochamy najbardziej?