Dla niej zrobiłabym wszystko: Moja mama nie akceptuje mojego narzeczonego – czy rodzina zawsze wie lepiej?

– Nie rozumiem, jak możesz być z kimś takim! – głos mamy przeszył ciszę kuchni, a jej dłonie drżały, gdy ściskała kubek z herbatą. Stałam naprzeciwko niej, czując, jak serce wali mi w piersi. W powietrzu wisiała atmosfera, której nie dało się już rozładować żartem czy łagodnym słowem.

Miałam dwadzieścia cztery lata i pierwszy raz w życiu czułam się naprawdę zakochana. Michał był wszystkim, czego pragnęłam – czuły, odpowiedzialny, z poczuciem humoru, które potrafiło rozjaśnić nawet najciemniejszy dzień. Ale dla mojej mamy był tylko „tym chłopakiem z blokowiska”, który nie miał odpowiedniego wykształcenia i pracy „z przyszłością”. W jej oczach był zagrożeniem dla mojego życia, które tak pieczołowicie próbowała odbudować po tym, jak tata nas zostawił.

Wszystko zaczęło się tamtego lata, gdy miałam piętnaście lat. Tata wrócił późno do domu, a za nim weszła obca kobieta – blondynka o ostrych rysach i spojrzeniu pełnym wyższości. Mama zbladła, a ja poczułam, jak świat wali mi się na głowę. Przez rok mieszkaliśmy razem pod jednym dachem – ja, mama, tata i jego nowa partnerka. Każdy dzień był walką o przetrwanie. Mama płakała nocami, a ja udawałam, że śpię. W szkole byłam coraz bardziej zamknięta w sobie, bo wstydziłam się opowiedzieć komukolwiek o tym piekle.

W końcu mama zebrała się na odwagę i wyrzuciła tatę z domu. Zostałyśmy same. Przez kolejne lata byłyśmy dla siebie wszystkim – przyjaciółkami, rodziną, wsparciem. Obiecałam sobie wtedy, że nigdy jej nie zawiodę. Skupiłam się na nauce, dostałam się na studia prawnicze w Warszawie i przez chwilę wydawało się, że wszystko wraca do normy.

Aż poznałam Michała.

Spotkaliśmy się przypadkiem na przystanku autobusowym. Pomógł mi z ciężką torbą i zaproponował kawę. Z początku nie byłam pewna – był inny niż chłopcy z mojego otoczenia: bezpretensjonalny, szczery do bólu, czasem nawet zbyt prostolinijny. Ale to właśnie mnie urzekło. Po kilku miesiącach wiedziałam już, że chcę z nim spędzić resztę życia.

Kiedy powiedziałam o nim mamie, jej twarz stężała. – Prawnik? Lekarz? – zapytała z nadzieją.
– Pracuje w warsztacie samochodowym – odpowiedziałam cicho.
– I to ma być twój wybór? Po tym wszystkim, co przeszłyśmy?

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Każda rozmowa kończyła się kłótnią. Mama wypominała mi poświęcenia, które dla mnie poniosła. – Myślisz tylko o sobie! – krzyczała pewnego wieczoru, gdy wróciłam późno po spotkaniu z Michałem. – A ja? Co ze mną? Zostawisz mnie samą?

Czułam się rozdarta na pół. Z jednej strony Michał – człowiek, przy którym czułam się bezpieczna i kochana. Z drugiej mama – kobieta, która oddała dla mnie wszystko i której nie chciałam zranić. Próbowałam tłumaczyć jej, że Michał jest dobry i uczciwy, że kocha mnie naprawdę. Ale ona widziała tylko jego brak wykształcenia i „niepewną przyszłość”.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i usłyszałam rozmowę mamy przez telefon:
– Nie pozwolę jej zmarnować życia przez jakiegoś mechanika! – mówiła do ciotki Basi. – Przecież ona zasługuje na więcej…

Łzy napłynęły mi do oczu. Czy naprawdę byłam dla niej tylko projektem do realizacji własnych ambicji? Czy moje szczęście nie miało znaczenia?

Michał widział moje rozterki. – Nie chcę być powodem twojego nieszczęścia – powiedział pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy razem na ławce w parku. – Jeśli musisz wybrać… wybierz siebie.

Ale jak miałam wybrać siebie, skoro całe życie uczono mnie poświęcenia dla rodziny?

Wkrótce potem Michał mi się oświadczył. Powiedziałam „tak” bez wahania – pierwszy raz od lat poczułam się wolna i szczęśliwa. Ale kiedy pokazałam mamie pierścionek zaręczynowy, jej twarz wykrzywił grymas bólu i gniewu.
– Nie przyjdę na ten ślub! – wykrzyczała. – Jeśli wyjdziesz za niego, przestaniesz być moją córką!

To był cios prosto w serce. Przez kilka dni nie mogłam jeść ani spać. Michał próbował mnie pocieszać, ale widziałam w jego oczach strach i poczucie winy.

W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do mamy porozmawiać jeszcze raz.
– Mamo… Ja cię kocham. Ale muszę żyć swoim życiem. Chcę być szczęśliwa…
– A ja chcę cię chronić! – przerwała mi ze łzami w oczach. – Nie rozumiesz? Boję się o ciebie…

Objęłyśmy się i obie płakałyśmy długo w ciszy.

Dziś jestem już po ślubie z Michałem. Mama nie przyszła na uroczystość. Od tamtej pory kontaktujemy się rzadko – krótkie telefony na święta, kilka wiadomości na Messengerze.

Czasem budzę się w nocy i zastanawiam: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy naprawdę musiałam wybierać między miłością a rodziną? Czy szczęście zawsze musi kosztować aż tyle?

A Wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy można pogodzić własne marzenia z oczekiwaniami najbliższych?