Czternaście tygodni – historia Kamili

— Doktorze, proszę powiedzieć mi wprost! — mój głos drżał, a palce tak mocno zacisnęły się na krawędzi stołu, że kostki zbielały. — Nie mogę dłużej czekać!

Mężczyzna za biurkiem powoli podniósł głowę. Światło lampy odbiło się w jego okularach, ukrywając wyraz oczu. Odłożył długopis i głęboko westchnął.

— Czternaście tygodni ciąży — powiedział spokojnie, jakby to była zwykła informacja, nie wyrok. — Wszystko przebiega prawidłowo.

Czułam, jak świat wokół mnie się zatrzymuje. Przez chwilę słyszałam tylko szum krwi w uszach. Czternaście tygodni. Czternaście tygodni, odkąd moje życie zaczęło biec w zupełnie innym kierunku.

Wyszłam z gabinetu na korytarz szpitala, gdzie zapach środków dezynfekujących mieszał się z niepokojem ludzi czekających na swoje diagnozy. Usiadłam na zimnej ławce i spojrzałam na telefon. Sławek nie dzwonił. Ostatni raz rozmawialiśmy dwa dni temu, kiedy powiedziałam mu o podejrzeniu ciąży. Wtedy jeszcze miałam nadzieję, że powie coś ciepłego, że przytuli mnie słowami przez telefon. Zamiast tego usłyszałam tylko ciche „muszę to przemyśleć”.

Wróciłam do domu późnym popołudniem. Mama siedziała przy stole i obierała ziemniaki na kolację. Spojrzała na mnie spod oka, nie przerywając pracy.

— I co powiedział lekarz? — zapytała chłodno.

— Jestem w czternastym tygodniu — odpowiedziałam cicho.

Mama odłożyła nóż i spojrzała na mnie długo, z mieszaniną gniewu i rozczarowania.

— Kamila… Jak mogłaś być taka nieodpowiedzialna? Co teraz zrobisz? Myślisz, że dam radę wychowywać twoje dziecko?

— To nie twoje dziecko — odpowiedziałam z trudem, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Poradzę sobie.

— Poradzisz sobie? Z czym? Z pracą na kasie w Biedronce i samotnym macierzyństwem? Sławek cię zostawił, prawda?

Nie odpowiedziałam. Wstałam i zamknęłam się w swoim pokoju. Przez cienką ścianę słyszałam jeszcze jej szeptane przekleństwa i żale do losu. Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit. W głowie miałam tylko jedno pytanie: co dalej?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Anka, moja przyjaciółka z liceum. Zawsze była tą odważniejszą z nas dwóch.

— Kamila, słyszałam od twojej mamy… — zaczęła ostrożnie.

— Tak, jestem w ciąży — przerwałam jej. — I nie wiem, co robić.

— Chcesz pogadać? Możemy się spotkać u mnie. Mama wyjechała do ciotki.

Pojechałam do niej autobusem przez pół miasta. Siedziałyśmy na kanapie, piłyśmy herbatę i milczałyśmy przez dłuższą chwilę.

— Boisz się? — zapytała nagle Anka.

— Bardzo — przyznałam szczerze. — Boję się wszystkiego: tego, że zostanę sama, że nie dam rady finansowo, że będę złą matką…

— A czego chcesz? Tak naprawdę?

Zastanowiłam się długo nad jej pytaniem. Chciałam mieć dziecko, ale nie w takich okolicznościach. Chciałam być kochana i wspierana, a nie oceniana i zostawiona sama sobie.

Wieczorem wróciłam do domu. Mama już spała. W kuchni znalazłam kartkę: „Jutro idziemy do księdza porozmawiać”. Przez chwilę miałam ochotę ją podrzeć, ale schowałam ją do kieszeni.

Rano poszłyśmy razem do parafii. Ksiądz był młody, miał może trzydzieści lat. Słuchał nas uważnie, a potem powiedział:

— Kamilo, życie czasem stawia nas przed trudnymi wyborami. Ale każde życie jest darem. Jeśli potrzebujesz wsparcia, parafia może pomóc.

Mama była zachwycona jego słowami, ja mniej. Nie chciałam litości ani jałmużny. Chciałam tylko poczuć się bezpiecznie.

Wieczorem zadzwonił Sławek.

— Kamila… Musimy pogadać — zaczął niepewnie.

— Teraz chcesz rozmawiać? Po dwóch dniach ciszy?

— Przepraszam… To dla mnie też szok. Nie wiem, czy jestem gotowy na dziecko…

— Ja też nie wiem! Ale to się już dzieje!

Po tej rozmowie wiedziałam jedno: nie mogę liczyć na Sławka. Muszę być silna sama dla siebie i dla dziecka.

Minęły kolejne tygodnie. Brzuch rósł, a ja coraz częściej czułam się jak cień samej siebie. W pracy patrzyli na mnie z litością albo z ukrytą pogardą. Mama coraz częściej milczała przy stole.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i usłyszałam rozmowę mamy z sąsiadką:

— Kamila zawsze była taka cicha… A teraz taki wstyd na całą klatkę…

Zacisnęłam pięści i weszłam do kuchni.

— Nie będę się wstydzić własnego dziecka! — powiedziałam głośno.

Sąsiadka uciekła wzrokiem w podłogę, mama zamilkła.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym wszystkim: o strachu przed przyszłością, o samotności i o tym małym życiu pod moim sercem. Czy dam radę być dobrą matką? Czy kiedyś wybaczę mamie jej chłód? Czy Sławek jeszcze wróci?

Czasem zastanawiam się, ile kobiet przechodzi przez to samo co ja – ile z nas boi się przyszłości i własnych decyzji? Czy naprawdę musimy być tak samotne w najtrudniejszych chwilach naszego życia?