Między milczeniem a prawdą: Historia jednej decyzji

– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego tak się zamykasz, Marto. Przecież wszyscy tu jesteśmy jak rodzina – powiedział Andrzej, nowy kolega z działu finansów, z uśmiechem, który miał być ciepły, ale w moich oczach był zbyt natarczywy.

Zacisnęłam dłonie na kubku kawy, czując jak drży mi ręka. W pokoju socjalnym pachniało rozpuszczalną kawą i czymś słodkim – może drożdżówką, którą ktoś przyniósł na imieniny. Ale ja nie czułam głodu. Czułam tylko narastający niepokój. Andrzej pojawił się w naszej firmie dwa tygodnie temu i od razu zaczął zadawać pytania. O pracę, o życie prywatne, o dzieci. O męża. A ja…

– Nie jestem zamknięta – odpowiedziałam cicho, próbując się uśmiechnąć. – Po prostu nie lubię mówić o sobie.

– Ale przecież to normalne! – roześmiał się Andrzej. – Ja na przykład mogę ci opowiedzieć wszystko o sobie. Chcesz wiedzieć, dlaczego się rozwiodłem? Albo dlaczego nie jem mięsa?

Spojrzałam na niego z ukosa. Widziałam już wcześniej takich ludzi – otwartych, głośnych, przekonanych, że świat należy do nich. Ale ja… Ja zawsze byłam inna. Cicha, ostrożna, z dystansem do ludzi i ich ciekawości.

Wróciłam do swojego biurka, ale nie mogłam się skupić. Andrzej jeszcze przez chwilę rozmawiał z innymi, potem wrócił do swojego stanowiska. Przez cały dzień czułam na sobie jego spojrzenie. A potem, tuż przed końcem pracy, podszedł do mnie.

– Słuchaj, Marto… Może wyskoczymy gdzieś po pracy? Znam fajną knajpkę niedaleko dworca. Pogadamy, pośmiejemy się…

Zamarłam. W głowie miałam mętlik. Z jednej strony – przecież to tylko zaproszenie na piwo. Z drugiej – wiedziałam, że Andrzej już wcześniej komentował mój pierścionek zaręczynowy („A to jeszcze aktualne?”), pytał o dzieci („Nie masz? To kiedy planujesz?”), a nawet rzucił kiedyś: „Wyglądasz na kogoś, kto lubi być sam”.

– Dziękuję, ale mam dziś plany – odpowiedziałam szybko.

– Może jutro? Albo w piątek?

– Naprawdę nie mogę.

Uśmiechnął się szeroko i odszedł, ale czułam, że to nie koniec.

Wieczorem w domu próbowałam się wyciszyć. Mąż, Tomek, oglądał mecz w salonie. Dzieci – Ania i Kuba – kłóciły się o tablet. Ja siedziałam w kuchni i patrzyłam na telefon. Czy powinnam powiedzieć Tomkowi o Andrzeju? Czy przesadzam? Może jestem przewrażliwiona?

– Coś się stało? – zapytał Tomek, wchodząc do kuchni po piwo.

– Nie… Po prostu ciężki dzień w pracy.

Nie chciałam go martwić. Tomek zawsze powtarzał: „Nie przejmuj się głupotami”. Ale czy to była głupota?

Następnego dnia Andrzej znów próbował zagadywać. Przyniósł mi kawę („Wiem, że lubisz bez cukru!”), komentował mój strój („Ładnie ci w zielonym”), a potem znów zaprosił na spotkanie po pracy. Tym razem przy innych kolegach.

– Marta jest chyba bardzo zajęta po pracy – rzucił z uśmiechem do Ewy z HR-u.

Ewa spojrzała na mnie pytająco. Poczułam rumieniec na policzkach.

– Mam dzieci – odpowiedziałam krótko.

– No tak… dzieci… – Andrzej przewrócił oczami.

Po południu poszłam do łazienki i zamknęłam się w kabinie. Oddychałam głęboko. Przypomniały mi się słowa mamy: „Nie daj sobie wejść na głowę”. Ale jak to zrobić? Przecież nie chcę robić afery. Nie chcę być tą „trudną”.

Wieczorem zadzwoniła mama.

– Coś ty taka przygaszona?

– W pracy mam problem… Nowy kolega jest… nachalny.

– Powiedz mu jasno, żeby dał ci spokój! Nie możesz pozwolić, żeby ktoś cię tak traktował!

– Ale mamo… To nie takie proste.

Mama westchnęła ciężko.

– Zawsze byłaś za grzeczna. Ludzie to wykorzystują.

Po rozmowie długo siedziałam w ciemności kuchni. W końcu napisałam do Ewy z HR-u: „Czy mogę z tobą porozmawiać jutro rano?”.

Noc była niespokojna. Śniło mi się, że jestem naga w biurze i wszyscy się ze mnie śmieją. Obudziłam się spocona i roztrzęsiona.

Rano Ewa przyjęła mnie w swoim gabinecie.

– Co się dzieje?

Opowiedziałam jej wszystko: komentarze Andrzeja, zaproszenia, jego spojrzenia.

Ewa słuchała uważnie.

– Dobrze, że przyszłaś – powiedziała w końcu. – To nie jest twoja wina. Porozmawiam z nim.

Poczułam ulgę… i strach jednocześnie. Co będzie dalej? Czy koledzy uznają mnie za donosicielkę? Czy Andrzej się obrazi? A może będzie gorzej?

Po rozmowie z Ewą Andrzej przez kilka dni był cichy i zdystansowany. Przestał mnie zaczepiać. Ale atmosfera w pracy zrobiła się gęsta. Kilka osób patrzyło na mnie podejrzliwie. Ktoś szepnął: „Podobno Marta poszła na skargę”.

W domu byłam coraz bardziej nerwowa. Krzyczałam na dzieci za drobiazgi, unikałam rozmów z Tomkiem.

Pewnego wieczoru Tomek zatrzymał mnie w kuchni.

– Marta… Co się dzieje? Jesteś inna od kilku dni.

Zaczęłam płakać.

Opowiedziałam mu wszystko – o Andrzeju, o rozmowie z Ewą, o plotkach w pracy.

Tomek objął mnie mocno.

– Dobrze zrobiłaś – powiedział cicho. – Nie pozwól nikomu siebie ranić.

Ale ja czułam tylko pustkę i żal do siebie samej. Czy naprawdę musiałam aż tak reagować? Może powinnam była po prostu ignorować Andrzeja?

Minęły tygodnie. Atmosfera w pracy powoli wracała do normy, ale ja już nigdy nie byłam taka sama jak wcześniej. Stałam się ostrożniejsza, bardziej zamknięta. Zrozumiałam jednak jedno: czasem trzeba postawić granicę – nawet jeśli to boli.

Czasem zastanawiam się: czy gdybym była odważniejsza wcześniej, uniknęłabym tego wszystkiego? A może każda z nas musi przejść swoją własną drogę do asertywności? Jak wy radzicie sobie z takimi sytuacjami?