Między winą a przebaczeniem: Historia jednej zdrady

– Co ty sobie wyobrażasz, Michał? – głos Córki przeszył mnie jak nóż. – Myślisz, że możesz tak po prostu wrócić do domu i udawać, że nic się nie stało?

Stałem w przedpokoju, z kluczami w dłoni, a jej oczy płonęły gniewem i bólem. W powietrzu unosił się zapach jej ulubionych perfum, które teraz kojarzyły mi się tylko z utraconym szczęściem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Każde słowo wydawało się nie na miejscu.

Wszystko zaczęło się niewinnie, a może właśnie wtedy powinienem był się zatrzymać. Cofam się myślami do tamtego wieczoru, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Elę. Była koleżanką z pracy, nową w dziale marketingu. Wysoka, z burzą rudych włosów i śmiechem, który rozbrzmiewał w całym biurze. Pamiętam, jak podczas firmowej imprezy podszedłem do niej z kieliszkiem wina.

– Michał, prawda? – zapytała z uśmiechem.
– Tak, a ty musisz być Ela. Słyszałem o tobie same dobre rzeczy.

Rozmawialiśmy długo, za długo. Wtedy jeszcze nie czułem wyrzutów sumienia. Byłem zmęczony rutyną codzienności, kłótniami z Córką o rachunki, o to, że za mało czasu spędzam z synem, o to, że nie jestem już tym samym człowiekiem, którego pokochała na studiach.

Cora… Poznaliśmy się na Uniwersytecie Warszawskim. Była wtedy pełna życia, zarażała wszystkich swoim entuzjazmem. Pamiętam zimowy dzień, kiedy spóźniłem się na zebranie samorządu studenckiego. Wszedłem do sali i zobaczyłem ją – siedziała przy oknie, z nosem w notatkach, a jej policzki były zaróżowione od mrozu. To była miłość od pierwszego wejrzenia.

Przez lata byliśmy nierozłączni. Przeprowadzka do Warszawy, pierwsza wspólna kawalerka na Ochocie, narodziny naszego syna – Kuby. Wszystko wydawało się idealne. Ale życie to nie bajka. Praca pochłaniała mnie coraz bardziej, Cora wróciła do pracy po urlopie macierzyńskim i nagle okazało się, że mijamy się w drzwiach. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: kto wyniesie śmieci, kto odbierze Kubę ze żłobka, kto zapomni kupić mleko.

Tamtego wieczoru z Elą wszystko wymknęło się spod kontroli. Alkohol lał się strumieniami, muzyka dudniła w uszach. Tańczyliśmy razem, śmialiśmy się jak dzieci. Potem wyszliśmy na balkon zapalić papierosa.

– Masz wrażenie, że życie cię omija? – zapytała nagle Ela.
– Czasem tak… – odpowiedziałem szczerze.
– Ja też. Może powinniśmy coś z tym zrobić?

Nie wiem, jak to się stało. Chwila słabości, dotyk jej dłoni na mojej szyi. Pocałunek. Potem już tylko mgła i poczucie winy.

Następnego dnia obudziłem się w jej mieszkaniu na Pradze. Spojrzałem na siebie w lustrze i poczułem obrzydzenie. Wiedziałem, że przekroczyłem granicę, której nie da się cofnąć.

Przez kilka dni żyłem jak w transie. Unikałem wzroku Cory, byłem opryskliwy dla Kuby. W pracy nie mogłem się skupić. Ela pisała do mnie wiadomości:

„Tęsknię za tobą.”
„Może spotkamy się jeszcze raz?”

Nie odpisałem. Bałem się tego, co zrobiłem i tego, co mogę jeszcze zrobić.

W końcu Cora znalazła wiadomości na moim telefonie. Pamiętam ten wieczór jak przez mgłę: płacz Kuby w pokoju obok, krzyk Cory:

– Jak mogłeś mi to zrobić? Po tylu latach?

Nie miałem żadnej wymówki. Stałem jak sparaliżowany.

– To koniec – powiedziała cicho i wyszła z pokoju.

Przez kolejne tygodnie mieszkałem u kolegi na Ursynowie. Każdego dnia próbowałem do niej dzwonić, pisać wiadomości:

„Przepraszam.”
„Proszę, porozmawiajmy.”

Odpowiadała krótko:

„Nie mam ci nic do powiedzenia.”

Kuba przestał ze mną rozmawiać przez telefon. Kiedy przychodziłem po niego na weekendy, patrzył na mnie z wyrzutem.

– Dlaczego mama płacze przez ciebie? – zapytał kiedyś cicho.

Nie potrafiłem odpowiedzieć.

Moja matka dowiedziała się o wszystkim od Cory. Zadzwoniła do mnie roztrzęsiona:

– Michał! Co ty narobiłeś? Myślałam, że jesteś lepszym człowiekiem niż twój ojciec!

To był cios poniżej pasa. Ojciec zostawił nas dla innej kobiety, gdy miałem dziesięć lat. Przysięgałem sobie wtedy, że nigdy nie skrzywdzę swojej rodziny tak jak on.

A jednak historia zatoczyła koło.

Ela próbowała się ze mną kontaktować jeszcze przez jakiś czas. W końcu przestała pisać.

Zacząłem chodzić na terapię. Psycholog powiedział mi coś ważnego:

– Musisz najpierw wybaczyć sobie, zanim będziesz mógł prosić o przebaczenie innych.

Ale jak wybaczyć sobie coś takiego?

Minęły miesiące. Cora zgodziła się na mediacje dla dobra Kuby. Spotkaliśmy się w kawiarni na Mokotowie.

– Nie chcę cię już nienawidzić – powiedziała spokojnie. – Ale nie potrafię ci zaufać.
– Rozumiem – odpowiedziałem cicho.
– Chcę tylko, żeby Kuba był szczęśliwy.
– Ja też…

Od tamtej pory nasze relacje są poprawne – nic więcej. Kuba powoli zaczyna ze mną rozmawiać o szkole, o piłce nożnej. Ale wiem, że już nigdy nie będziemy rodziną taką jak dawniej.

Czasem budzę się w nocy zlany potem i pytam siebie: dlaczego to zrobiłem? Czy jedna chwila słabości może przekreślić całe życie?

Patrzę na swoje odbicie w lustrze i widzę człowieka złamanego przez własne błędy.

Czy zasługuję jeszcze na drugą szansę? Czy można odbudować coś, co samemu się zniszczyło?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś taką zdradę?