Miłość, która boli: Czy można kochać, gdy wszystko jest przeciwko nam?
– Anka, ile jeszcze będziesz się wahać? – głos Kuby odbijał się echem w mojej głowie, choć siedział naprzeciwko mnie przy kuchennym stole. Jego dłonie nerwowo bawiły się obrączką, którą nosił od śmierci ojca. – Przecież wiesz, że cię kocham.
Patrzyłam na niego przez chwilę, nie mogąc wydusić z siebie słowa. W powietrzu unosił się zapach kawy i świeżo upieczonego chleba, ale dla mnie wszystko było mdłe, jakby świat stracił kolory. Wspomnienia sprzed dziesięciu lat wracały z całą mocą – krzyk, trzask drzwi, łzy na policzkach mojej córki. Zdrada męża bolała wtedy tak bardzo, że przysięgłam sobie nigdy więcej nie pozwolić nikomu zranić mojego serca.
– Kuba… – zaczęłam cicho, ale przerwał mi gestem.
– Wiem, boisz się. Ale przecież nie jestem twoim byłym mężem. Nie jestem Piotrem.
Zacisnęłam dłonie na kubku. Piotr. Nawet po tylu latach jego imię wywoływało we mnie dreszcz. Zdradził mnie z koleżanką z pracy, a potem zostawił z kredytem i dwójką dzieci. Przez lata uczyłam się być silna. Sama naprawiałam cieknący kran, sama chodziłam na wywiadówki i sama płakałam w poduszkę nocami.
A teraz Kuba chce, żebym znów zaufała. Żebym zamieszkała z nim… i z jego matką.
– Aniu, mama jest już starsza – tłumaczył Kuba, jakby to wszystko było takie proste. – Po śmierci taty jest samotna. Nie mogę jej zostawić.
Wiedziałam, że nie mogę być samolubna. Ale czy naprawdę muszę poświęcić swoje szczęście? Czy muszę znów żyć pod jednym dachem z kimś, kto będzie patrzył mi na ręce?
Pamiętam pierwsze spotkanie z panią Haliną. Uśmiechnięta, zadbana kobieta po pięćdziesiątce, która od razu zaczęła wypytywać o moje dzieci, pracę i plany na przyszłość. Była uprzejma, ale w jej oczach widziałam cień nieufności. „Synku, czy ona naprawdę cię kocha?” – usłyszałam kiedyś przez przypadek. Bolało.
Moja córka, Ola, też nie była zachwycona perspektywą nowej rodziny.
– Mamo, przecież ty zawsze mówiłaś, że chcesz mieć wreszcie spokój – powiedziała pewnego wieczoru, gdy siedziałyśmy razem na kanapie. – Po co ci to wszystko?
Nie umiałam jej odpowiedzieć. Chciałam miłości, ale bałam się jej ceny.
Kuba coraz częściej naciskał.
– Anka, ile jeszcze będziemy żyć na dwa domy? Przecież to bez sensu! Mama się cieszy na myśl o wnukach w domu…
Wiedziałam jednak, że „dom” Kuby to nie tylko on i ja. To także jego matka – kobieta o silnym charakterze, przyzwyczajona do rządzenia wszystkim wokół siebie.
Pewnego dnia postanowiłam porozmawiać z panią Haliną szczerze.
– Pani Halino…
– Mów mi Halina – przerwała mi z uśmiechem.
– Halino… Czy naprawdę chce pani, żebym tu zamieszkała?
Spojrzała na mnie uważnie.
– Aniu, ja wiem, że dla ciebie to trudne. Ale Kuba jest moim jedynym dzieckiem. Po śmierci męża tylko on mi został. Nie chcę być ciężarem… Ale nie umiem być sama.
Poczułam ukłucie współczucia i… złości. Dlaczego zawsze kobiety muszą wybierać między sobą a innymi? Dlaczego to ja mam rezygnować ze swojego miejsca?
Wieczorem zadzwoniła do mnie Ola.
– Mamo, tata znów nie przyszedł na urodziny Kuby – powiedziała cicho. – Wiesz… chyba już nie chcę go widzieć.
Serce mi pękło. Moje dzieci wciąż cierpiały przez błędy dorosłych.
Kuba próbował mnie pocieszać.
– Anka, damy radę. Przecież jesteśmy razem silni.
Ale czy naprawdę jesteśmy? Czy ja jestem gotowa na kolejne kompromisy?
W pracy też nie było łatwo. Moja szefowa, pani Grażyna, coraz częściej dawała mi do zrozumienia, że „kobieta po czterdziestce powinna już wiedzieć, czego chce od życia”.
– Aniu, ty zawsze taka niezdecydowana… – rzuciła pewnego dnia podczas zebrania. – Może czas pomyśleć o sobie?
Wróciłam do domu zmęczona i rozbita. Kuba czekał z kolacją.
– Anka…
– Kuba, ja nie wiem! – wybuchłam nagle. – Nie wiem, czy chcę znów być czyjąś żoną! Nie wiem, czy chcę mieszkać z twoją mamą! Nie wiem nawet, czy potrafię jeszcze kochać!
Zamilkł. Patrzył na mnie długo w milczeniu.
– Kocham cię – powiedział tylko cicho.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głosy wszystkich: Kuby, Oli, pani Haliny… Nawet Piotra.
Rano zadzwoniła mama.
– Aniu, pamiętaj: szczęście to nie jest coś, co ktoś ci daje. To coś, co sama musisz sobie wywalczyć.
Patrzyłam przez okno na szare blokowisko i zastanawiałam się: czy potrafię jeszcze walczyć o siebie?
Kilka dni później spotkałam się z Kubą na spacerze nad Wisłą.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam drżącym głosem. – Boję się. Boję się znów zaufać. Boję się twojej mamy… Boję się siebie samej.
Objął mnie mocno.
– Anka… Ja też się boję. Ale chcę spróbować. Razem.
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich lęk… ale i nadzieję.
Czy powinnam spróbować? Czy można kochać kogoś naprawdę, jeśli wciąż boimy się przeszłości?
Czasem myślę: ile jeszcze kompromisów musi podjąć kobieta w Polsce po czterdziestce? Ile razy musi wybierać między sobą a innymi?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?