Miłość w cieniu przeszłości: Jak była żona mojego partnera próbowała zniszczyć naszą rodzinę
– Znowu napisała – powiedział Bartek, wchodząc do kuchni z telefonem w dłoni. Jego twarz była blada, a oczy podkrążone od bezsennych nocy. Stałam przy kuchence, mieszając zupę dla Kacpra, jego siedmioletniego syna. – Sylwia twierdzi, że jeśli będziesz dziś u nas, nie pozwoli Kacprowi przyjść na weekend.
Zamarłam. To już czwarty raz w tym miesiącu. Sylwia, była żona Bartka, zawsze znajdowała sposób, by uprzykrzyć nam życie. Najczęściej wykorzystywała do tego ich syna. Odkąd zaczęliśmy się spotykać, czułam się jak intruz w ich rodzinnej układance – jakby moje szczęście było nielegalne.
Poznałam Bartka przez moją kuzynkę, Magdę. Pracowali razem w szkole językowej na Ochocie. Pewnego dnia Magda zaprosiła mnie na jej urodziny do małego pubu na Mokotowie. Bartek przyszedł spóźniony, z rozwianymi włosami i uśmiechem, który rozświetlił cały lokal. Rozmawialiśmy o podróżach po Polsce i o tym, jak bardzo oboje kochamy Mazury. Zanim się obejrzałam, spotykaliśmy się codziennie – na kawie, na spacerach po Łazienkach, na wieczornych rozmowach o życiu.
Ale już po kilku tygodniach pojawiły się pierwsze cienie. Sylwia zaczęła dzwonić do Bartka o każdej porze dnia i nocy. Najpierw pod pretekstem spraw związanych z Kacprem – potem coraz częściej z wyrzutami i groźbami.
– Nie rozumiesz – mówił Bartek pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy na ławce pod blokiem. – Sylwia nie potrafi pogodzić się z tym, że to koniec. A Kacper… on jest jeszcze za mały, żeby to wszystko zrozumieć.
Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Ale nie spodziewałam się, że Sylwia posunie się tak daleko.
Pewnego dnia dostałam wiadomość na Messengerze od nieznajomej: „Wiem, kim jesteś. Lepiej zostaw Bartka w spokoju. On zawsze będzie należał do mnie.”
Serce mi zamarło. Pokazałam Bartkowi screena.
– To jej styl – westchnął ciężko. – Przepraszam cię za to wszystko.
Ale przeprosiny nie wystarczały. Zaczęły się telefony o dziwnych porach, plotki rozpuszczane wśród znajomych i rodziny. Moja mama usłyszała od sąsiadki, że „wplątałam się w romans z rozwodnikiem”. Tata patrzył na mnie z wyrzutem przy niedzielnym obiedzie.
– Myślałem, że jesteś rozsądniejsza – powiedział cicho.
Czułam się coraz bardziej osaczona. Bartek próbował mnie chronić, ale sam był rozdarty między mną a synem.
Najgorsze były weekendy. Kiedy Kacper miał do nas przyjechać, Sylwia nagle „przypominała sobie”, że dziecko jest chore albo ma ważne zajęcia dodatkowe. Bartek cierpiał, a ja czułam się winna za coś, na co nie miałam wpływu.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Bartka z Sylwią przez telefon:
– Nie możesz mi zabraniać widywać syna! – krzyczał Bartek.
– To ty wybrałeś nową kobietę zamiast rodziny! – syczała Sylwia.
– To nieprawda! Ty odeszłaś pierwsza!
– Ale to ja mam Kacpra! I jeśli on będzie cierpiał przez twoją nową panią… zobaczysz!
Po tej rozmowie Bartek długo siedział na balkonie z papierosem. Wyszedłam do niego.
– Może powinniśmy dać sobie spokój? – szepnęłam przez łzy.
Spojrzał na mnie z bólem.
– Nie chcę cię stracić. Ale nie wiem już, jak to wszystko pogodzić.
Przez kilka dni unikaliśmy się nawzajem. W pracy byłam rozkojarzona, szef zwrócił mi uwagę na błędy w raportach. W nocy nie mogłam spać.
W końcu zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Izy.
– Musisz walczyć o siebie – powiedziała stanowczo. – Jeśli kochasz Bartka, nie pozwól tej kobiecie rządzić twoim życiem.
Zebrałam się w sobie i napisałam do Sylwii:
„Nie chcę zabierać ci syna ani niszczyć twojej rodziny. Chcę tylko być szczęśliwa z Bartkiem i pomóc mu być dobrym ojcem dla Kacpra.”
Nie odpisała. Ale coś się zmieniło.
Tydzień później Kacper przyjechał do nas na cały weekend. Był nieśmiały, ale po kilku godzinach zaczęliśmy razem układać puzzle i piec naleśniki. Bartek patrzył na nas z niedowierzaniem i łzami w oczach.
Wieczorem Kacper zapytał:
– Ciociu Marto, będziesz moją koleżanką?
Poczułam ciepło w sercu i pierwszy raz od miesięcy nadzieję.
Sylwia nie przestała być trudna. Nadal zdarzały się awantury przez telefon i pasywno-agresywne wiadomości. Ale powoli nauczyliśmy się stawiać granice i rozmawiać ze sobą szczerze.
Najtrudniejszy był moment, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Bałam się powiedzieć Bartkowi – czy udźwignie kolejne dziecko? Czy Sylwia nie wykorzysta tego przeciwko nam?
Kiedy mu powiedziałam, objął mnie mocno i płakał ze szczęścia.
– Damy radę – wyszeptał.
Dziś jesteśmy rodziną patchworkową. Nie jest idealnie – czasem kłócimy się o drobiazgi albo płaczemy ze zmęczenia i bezsilności. Ale wiem jedno: warto było walczyć o tę miłość.
Czasem patrzę na Kacpra i nasze maleństwo śpiące w łóżeczku i myślę: czy gdybym wtedy się poddała, byłabym szczęśliwsza? Czy lepiej uciekać przed problemami czy stawić im czoła?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?