Po 25 latach rozłąki: Czy można wrócić do pierwszej miłości?
— Michał? To naprawdę ty? — usłyszałem za plecami głos, który znałem lepiej niż własny. Zamarłem w miejscu, stojąc w kolejce po kawę na dworcu Warszawa Centralna. Przez chwilę miałem wrażenie, że czas się zatrzymał, a ja znowu mam osiemnaście lat i stoję pod starą lipą przed liceum w Radomiu. Odwróciłem się powoli, jakby bał się, że to tylko złudzenie. Stała przede mną ona — Kasia. Moja pierwsza miłość. Dziewczyna, o której śniłem przez całe liceum i o której myślałem jeszcze długo po maturze.
— Kasia… — wyszeptałem, czując jak serce wali mi jak młotem. Miała na sobie prosty płaszcz, włosy spięte w niedbały kok, a w oczach ten sam błysk, który pamiętałem z młodości. Uśmiechnęła się niepewnie, jakby sama nie wierzyła w to spotkanie.
— Minęło tyle lat… — zaczęła, a ja poczułem, jak fala wspomnień zalewa mnie od stóp do głów. Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć. W głowie miałem tysiące pytań i żadnego słowa na języku.
— Dwadzieścia pięć — odpowiedziałem w końcu, patrząc jej prosto w oczy. — Dwadzieścia pięć lat.
Usiedliśmy razem przy stoliku w zatłoczonej kawiarni. Ludzie wokół nas spieszyli się do swoich spraw, a ja miałem wrażenie, że świat zwolnił tylko dla nas dwojga. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym — o pracy, rodzinie, dzieciach. Kasia opowiadała o swoim życiu w Gdańsku, o mężu, który coraz częściej wyjeżdżał w delegacje i o dorastającej córce. Ja mówiłem o swoim synu, który właśnie zdawał maturę i o żonie, z którą od lat dzieliłem dom, ale coraz mniej wspólnych chwil.
— Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę przed maturą? — zapytała nagle Kasia, a jej głos zadrżał lekko. Pamiętałem aż za dobrze. To wtedy powiedziała mi, że wyjeżdża z rodzicami do Trójmiasta i nie wie, kiedy wróci. Pamiętam łzy w jej oczach i własną bezsilność.
— Myślałem o tym przez lata — przyznałem szczerze. — Zastanawiałem się, co by było, gdybyśmy wtedy nie pozwolili sobie odejść.
Kasia spojrzała na mnie uważnie. W jej oczach zobaczyłem smutek i coś jeszcze — może żal za straconym czasem?
— Życie nie zawsze układa się tak, jak chcemy — powiedziała cicho. — Ale czasem los daje nam drugą szansę.
Wyszliśmy razem na peron. Pociąg Kasi miał odjechać za pół godziny. Staliśmy obok siebie w milczeniu, patrząc na ludzi spieszących się do swoich wagonów. Czułem napięcie między nami — coś niedopowiedzianego wisiało w powietrzu.
— Michał… — zaczęła nagle Kasia. — Czy ty jesteś szczęśliwy?
To pytanie uderzyło mnie mocniej niż cokolwiek innego tego dnia. Czy byłem szczęśliwy? Miałem dobrą pracę, rodzinę, dom pod Warszawą. Ale czy to wystarczało? Czy nie brakowało mi czegoś ważnego?
— Nie wiem — odpowiedziałem zgodnie z prawdą. — Czasem mam wrażenie, że żyję nie swoim życiem.
Kasia uśmiechnęła się smutno.
— Ja też tak mam — przyznała. — Czasem budzę się rano i zastanawiam się, gdzie podziała się ta dziewczyna z liceum, która wierzyła w wielką miłość.
Pociąg nadjechał z hukiem. Kasia spojrzała na mnie ostatni raz.
— Może powinniśmy spróbować jeszcze raz? — zapytała cicho.
Nie odpowiedziałem od razu. W głowie miałem chaos: rodzina, obowiązki, przeszłość i to nagłe uczucie, które wróciło ze zdwojoną siłą.
— Napisz do mnie — powiedziałem tylko i patrzyłem, jak znika w tłumie.
Przez kolejne dni nie mogłem przestać o niej myśleć. Każda wiadomość od Kasi była jak powiew świeżego powietrza. Pisaliśmy do siebie codziennie — o wszystkim: o pracy, dzieciach, marzeniach i lękach. Wspominaliśmy stare czasy: pierwsze randki nad Mleczną, wagary w parku Kościuszki, pocałunki pod mostem kolejowym.
Z czasem rozmowy stały się coraz bardziej osobiste. Zaczęliśmy mówić o tym, czego nam brakuje w obecnym życiu. O samotności wśród bliskich ludzi. O marzeniach, które porzuciliśmy dla innych.
Pewnego wieczoru Kasia napisała: „Chciałabym cię zobaczyć”. Umówiliśmy się na spotkanie w połowie drogi — w Łodzi. Siedzieliśmy razem na ławce w parku Źródliska i patrzyliśmy na dzieci bawiące się na placu zabaw.
— Boisz się? — zapytała nagle Kasia.
— Bardzo — przyznałem szczerze. — Boję się tego, co czuję. Boję się skrzywdzić rodzinę. Boję się zmarnować kolejną szansę.
Kasia ścisnęła moją dłoń.
— Ja też się boję — powiedziała cicho. — Ale jeszcze bardziej boję się żałować do końca życia.
Wróciłem do domu późno tamtego wieczoru. Żona czekała na mnie z kolacją i pytaniem w oczach: „Gdzie byłeś?”. Skłamałem pierwszy raz od lat: „Zostałem dłużej w pracy”.
Od tamtej pory żyłem jak na dwa światy: jeden oficjalny — domowy, drugi ukryty — pełen tęsknoty i nadziei na coś więcej. Coraz trudniej było mi udawać przed rodziną i samym sobą.
Pewnego dnia syn zapytał mnie: „Tato, czemu jesteś taki smutny ostatnio?”. Nie umiałem odpowiedzieć.
Spotykaliśmy się z Kasią coraz częściej: raz na miesiąc w różnych miastach Polski. Każde spotkanie było jak powrót do młodości i jednocześnie bolesne przypomnienie o tym, co tracimy każdego dnia.
W końcu musiałem podjąć decyzję: zostać przy rodzinie czy spróbować jeszcze raz z Kasią? Wiedziałem, że każda opcja oznacza czyjeś cierpienie.
Ostatnie nasze spotkanie odbyło się nad morzem w Sopocie. Siedzieliśmy na molo i patrzyliśmy na fale rozbijające się o brzeg.
— Co teraz? — zapytała Kasia cicho.
Patrzyłem na nią długo. Widziałem kobietę zmęczoną życiem, ale pełną nadziei. Widziałem siebie sprzed lat i siebie teraz — rozdartego między obowiązkiem a pragnieniem szczęścia.
— Nie wiem — odpowiedziałem zgodnie z prawdą. — Ale wiem jedno: nigdy nie przestałem cię kochać.
Kasia uśmiechnęła się przez łzy.
Dziś siedzę sam przy kuchennym stole i zastanawiam się nad swoim życiem. Czy miałem prawo szukać szczęścia kosztem innych? Czy można naprawić błędy przeszłości bez ranienia bliskich? A może czasem trzeba po prostu pozwolić sobie być szczęśliwym?
Czy wy też kiedyś stanęliście przed takim wyborem? Jak zdecydowalibyście na moim miejscu?