Powrót, którego się nie spodziewałam: Miłość, zdrada i walka o siebie
— Co ty tutaj robisz? — głos Maćka był cichy, ale wyczułam w nim panikę. Stał w korytarzu, z rozpiętym guzikiem koszuli, a za nim, ledwo widoczna zza drzwi sypialni, stała Anka. Moja przyjaciółka. Moja najbliższa osoba od liceum.
Nie odpowiedziałam. Przez chwilę miałam wrażenie, że to nie ja stoję w tym przedpokoju pachnącym jeszcze obiadem z poprzedniego dnia, tylko jakaś obca kobieta. Moje ciało zamarło, a serce waliło jak oszalałe. W głowie dudniło mi jedno pytanie: „Dlaczego?”
— Ola… — zaczął Maciek, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
— Nie. — Mój głos był dziwnie spokojny. — Nie chcę słyszeć żadnych tłumaczeń.
Anka wyszła z sypialni, poprawiając włosy. Miała na sobie moją koszulę nocną. Przez sekundę nasze spojrzenia się spotkały. W jej oczach zobaczyłam strach i wstyd, ale też coś jeszcze — ulgę? Może to ja sobie to dopowiedziałam.
Wyszłam z mieszkania bez słowa. Schodziłam po schodach, czując, jak łzy ciekną mi po policzkach. Na klatce minęłam sąsiadkę, panią Stasię, która zawsze pytała mnie o pogodę i narzekała na młodzież pod blokiem. Tym razem tylko spojrzała na mnie z troską, ale nie miałam siły się zatrzymać.
Wsiadłam do samochodu i przez kilka minut siedziałam bez ruchu. Próbowałam złapać oddech. Telefon dzwonił raz za razem — Maciek, potem Anka. Nie odebrałam. W końcu ruszyłam przed siebie, nie mając pojęcia dokąd jadę.
Zatrzymałam się dopiero pod domem mojej mamy w podwarszawskim Piastowie. Było już ciemno, a ona siedziała w kuchni przy herbacie i krzyżówkach.
— Olu? Co się stało? — zapytała od razu, widząc moją zapłakaną twarz.
Usiadłam naprzeciwko niej i przez chwilę milczałam. W końcu wyszeptałam:
— Maciek mnie zdradził. Z Anką.
Mama przez chwilę patrzyła na mnie w milczeniu. Potem wstała, nalała mi herbaty i usiadła obok, obejmując ramieniem.
— Wiedziałam, że coś jest nie tak — powiedziała cicho. — Ostatnio był jakiś inny…
— Dlaczego nic nie powiedziałaś?
— Bo to twoje życie, Olu. Myślałam, że może przesadzam…
Siedziałyśmy tak długo w ciszy. Mama głaskała mnie po włosach jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką i bałam się burzy.
Następnego dnia obudziłam się z bólem głowy i ciężarem na sercu. Maciek napisał setki wiadomości: „Przepraszam”, „To był błąd”, „Kocham cię”, „Porozmawiajmy”. Anka też próbowała się ze mną skontaktować. Nie miałam siły czytać tych słów.
Przez kolejne dni żyłam jak we śnie. Mama próbowała mnie pocieszać, ale czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce. Z pracy wzięłam urlop na żądanie — nie byłam w stanie spojrzeć ludziom w oczy.
Po tygodniu zadzwoniła do mnie moja młodsza siostra, Kasia:
— Ola, musisz wrócić do życia. Nie możesz tak leżeć i płakać.
— Nie rozumiesz…
— Rozumiem więcej niż myślisz. Pamiętasz, jak Bartek mnie zostawił? Też myślałam, że to koniec świata. Ale świat się nie kończy.
Wiedziałam, że ma rację, ale nie potrafiłam się zmusić do działania. Dopiero kiedy mama zaczęła mówić o konieczności wizyty u psychologa, poczułam bunt.
— Nie jestem chora! Po prostu… po prostu potrzebuję czasu!
Ale czas nie leczył ran tak szybko, jak obiecywali wszyscy wokół.
Pewnego wieczoru usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Maćka. Stał z bukietem tulipanów — moich ulubionych — i torbą podróżną.
— Mogę wejść?
Chciałam go wyrzucić za drzwi, ale coś mnie powstrzymało.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.
— Ola… Przepraszam. To wszystko było pomyłką. Nie wiem, co mnie podkusiło… Anka była blisko, kiedy czułem się samotny… Ale to ty jesteś dla mnie najważniejsza.
Patrzyłam na niego długo.
— A co z Anką?
— Zerwałem kontakt. To był błąd…
Nie wierzyłam mu. Zbyt dobrze znałam jego wymówki i słabości.
— Maciek… Ja już nie potrafię ci zaufać.
Wyszedł bez słowa. Zostawił tulipany na stole.
Kolejne tygodnie były walką o każdy dzień. Mama namawiała mnie na spotkania ze znajomymi, Kasia zabierała do kina albo na spacery po parku Skaryszewskim. Powoli zaczynałam oddychać pełną piersią.
Któregoś dnia spotkałam Ankę na ulicy. Zatrzymała się przede mną, blada jak ściana.
— Ola… Przepraszam cię. Wiem, że nic nie usprawiedliwia tego, co zrobiłam… Straciłam najważniejszą przyjaciółkę przez własną głupotę.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Chciałam ją znienawidzić, ale czułam tylko pustkę.
— Nie wiem czy kiedykolwiek ci wybaczę — powiedziałam szczerze.
Odeszła ze łzami w oczach.
Zaczęłam chodzić na terapię grupową dla osób po zdradzie. Siedzieliśmy w kręgu w sali Domu Kultury na Targówku i opowiadaliśmy swoje historie. Słuchałam innych kobiet — Marii zdradzonej po 30 latach małżeństwa, Izy wychowującej samotnie dwójkę dzieci po odejściu męża do młodszej kochanki… Poczułam się mniej samotna.
Z czasem zaczęły wracać kolory do mojego życia. Zaczęłam malować — coś, co porzuciłam lata temu dla pracy w korporacji i domowych obowiązków. Kasia namówiła mnie na wspólny wyjazd nad morze — pierwszy raz od lat poczułam wiatr we włosach i smak wolności.
Maciek próbował wrócić jeszcze kilka razy — przysyłał listy, dzwonił do mojej mamy i siostry. Ale ja już wiedziałam: nie chcę budować życia na kłamstwie.
Po kilku miesiącach wróciłam do pracy. Koledzy patrzyli na mnie z troską — wiedzieli o wszystkim (plotki rozchodzą się szybko). Szefowa zaproponowała mi udział w nowym projekcie — miałam prowadzić zespół przy wdrożeniu dużego systemu informatycznego dla urzędu miasta.
Bałam się odpowiedzialności, ale zgodziłam się. Praca pochłonęła mnie bez reszty i pozwoliła zapomnieć o bólu.
Pewnego dnia poznałam Pawła — informatyka z sąsiedniego działu. Był cichy i trochę nieśmiały, ale miał ciepłe oczy i szczery uśmiech. Zaczęliśmy rozmawiać przy kawie w firmowej kuchni; potem poszliśmy razem na lunch.
Nie zakochałam się od razu — długo nie potrafiłam zaufać żadnemu mężczyźnie. Ale Paweł był cierpliwy; nie naciskał, nie zadawał zbyt wielu pytań o przeszłość.
Któregoś wieczoru zaprosił mnie na spacer po Starym Mieście. Siedzieliśmy na murach Barbakanu i patrzyliśmy na rozświetloną Warszawę.
— Ola… Wiem, że dużo przeszłaś. Nie chcę ci niczego obiecywać ani przyspieszać… Ale chciałbym być częścią twojego życia — powiedział cicho.
Poczułam łzy pod powiekami — tym razem były to łzy wzruszenia i nadziei.
Minął rok od tamtego dnia, kiedy wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i zobaczyłam Maćka z Anką. Dziś wiem jedno: zdrada boli jak nic innego na świecie, ale można się po niej podnieść i odnaleźć siebie na nowo.
Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy gdyby nie tamten dzień, odważyłabym się żyć naprawdę? Czy musimy stracić wszystko, żeby zacząć budować od nowa? Co wy o tym myślicie?