Babcia, która psuje atmosferę – historia o miłości, żalu i rodzinnych ranach

— Mamo, nie przychodź w tym roku na urodziny Franka. Tak będzie lepiej dla wszystkich. — Słowa syna wyświetliły się na ekranie telefonu jak wyrok. Przeczytałam je raz, drugi, trzeci. Każda litera wbijała się we mnie jak szpilka. „Babcia psuje atmosferę” — dodał jeszcze w kolejnym zdaniu, jakby chciał rozwiać wszelkie wątpliwości.

Zamknęłam oczy. W uszach dźwięczał mi śmiech Franka sprzed roku, kiedy rozpakowywał klocki Lego, które wybrałam z takim namysłem. Pamiętam, jak przytulił się do mnie, a ja poczułam się potrzebna. Teraz czułam tylko pustkę i wstyd. Czy naprawdę jestem taka okropna? Czy naprawdę psuję wszystko, czego dotknę?

Przez chwilę siedziałam bez ruchu na kanapie, wpatrując się w telefon. W kuchni cicho pyrkał rosół — gotowałam go z myślą o tym, że może synowa z Frankiem wpadną na obiad przed urodzinami. Zawsze miałam nadzieję, że jeszcze wszystko się ułoży. Ale teraz…

Telefon zadzwonił. To była Basia, moja przyjaciółka.
— Haniu, co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś nie tak.
— Basia… — głos mi się załamał. — Michał nie chce, żebym przyszła na urodziny Franka. Powiedział, że psuję atmosferę.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Może to tylko chwilowe… Może się pokłócili z Kasią i wyżywają się na tobie? — próbowała mnie pocieszyć.
Ale ja wiedziałam, że to nie jest chwilowe. To narastało od lat.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy poczułam się niechciana w ich domu. To było jeszcze przed narodzinami Franka. Kasia, moja synowa, zawsze była chłodna wobec mnie. Starałam się ją polubić, ale ona patrzyła na mnie jak na intruza. Raz powiedziała Michałowi przy mnie:
— Twoja mama zawsze wie lepiej. Nawet jak jajka gotować.
Zrobiło mi się przykro. Przecież chciałam tylko pomóc.

Z czasem zaczęłam coraz rzadziej bywać u nich w domu. Zawsze miałam wrażenie, że przeszkadzam. Kiedy urodził się Franek, przez chwilę wszystko się zmieniło — Michał prosił mnie o pomoc przy dziecku, Kasia była zmęczona i wdzięczna za każdą godzinę snu. Ale potem… wróciło stare napięcie.

— Mamo, nie dawaj Frankowi tyle słodyczy — mówiła Kasia z wyrzutem.
— Ale to tylko lizak…
— On potem nie śpi po nocach!

Wiedziałam, że przesadzam czasem z rozpieszczaniem wnuka. Ale przecież babcie od tego są! Tak mnie wychowywano — babcia była od tego, żeby dać czekoladkę po kryjomu i opowiedzieć bajkę przed snem.

Zaczęłam analizować każde spotkanie z ostatnich miesięcy. Może za dużo mówiłam? Może za bardzo krytykowałam Kasię? Czasem nie mogłam się powstrzymać:
— Za moich czasów dzieci biegały po podwórku do zmroku! A teraz tylko te tablety i telewizory…
Kasia przewracała oczami i wychodziła z pokoju.

Michał coraz częściej stawał po stronie żony. Rozumiałam to — rodzina powinna być razem. Ale czy to znaczy, że ja już nie jestem częścią tej rodziny?

Przypomniałam sobie ostatnie święta Bożego Narodzenia. Siedziałam przy stole obok Franka i próbowałam rozmawiać z Kasią o jej pracy.
— Kasia, a jak tam w szkole? Dzieciaki dają ci popalić?
— Dobrze jest — odpowiedziała krótko i zaczęła rozmawiać z Michałem o czymś innym.
Czułam się przezroczysta.

A potem był ten nieszczęsny prezent na Dzień Dziecka. Kupiłam Frankowi samochodzik na pilota — taki sam miał Michał w dzieciństwie i uwielbiał go. Franek był zachwycony, ale Kasia powiedziała:
— Haniu, przecież mówiłam, że nie chcemy takich zabawek! On potem biega po mieszkaniu i hałasuje sąsiadom nad głową!
Poczułam się jak idiotka.

Teraz siedziałam sama w kuchni i patrzyłam na tort czekoladowy, który upiekłam rano. Chciałam go ozdobić kolorowymi cukierkami — Franek uwielbia takie rzeczy. Ale po co? Dla kogo?

Wieczorem zadzwonił Michał.
— Mamo… wiem, że ci przykro. Ale musisz zrozumieć: Kasia źle się czuje w twoim towarzystwie. Ciągle ją oceniasz. Franek też widzi napięcie między wami.
— Michał… ja tylko chcę dobrze…
— Wiem. Ale czasem twoje „dobrze” rani innych.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym wszystkim, co zrobiłam źle jako matka i teściowa. Czy naprawdę byłam taka okropna? Czy powinnam była milczeć wtedy, gdy widziałam coś nie tak? Czy powinnam była udawać, że wszystko mi się podoba?

Rano zadzwoniła Basia.
— Haniu, musisz porozmawiać z Kasią. Może napisz do niej list?
Pomyślałam o tym długo. W końcu usiadłam przy stole i zaczęłam pisać:

„Kasiu,
Wiem, że nie jestem idealną teściową ani babcią. Wiem też, że często mówię rzeczy niepotrzebne albo za bardzo się wtrącam. Chciałabym cię przeprosić za wszystko, co cię zraniło. Kocham Franka nad życie i bardzo mi zależy na waszej rodzinie. Jeśli mogę coś zmienić — powiedz mi jak.
Hania”

Wysłałam list mailem i czekałam na odpowiedź cały dzień. Nie przyszła żadna wiadomość.

Minął tydzień. Urodziny Franka odbyły się beze mnie. Oglądałam zdjęcia na Facebooku: Franek dmucha świeczki na torcie (kupnym!), Kasia uśmiechnięta obejmuje Michała. Nie było tam dla mnie miejsca.

Wieczorem zadzwonił Franek.
— Babciu… czemu cię nie było?
Głos mu drżał.
— Kochanie… tak wyszło… Ale bardzo cię kocham.
— Ja ciebie też.

Po tej rozmowie długo płakałam.

Minęły kolejne miesiące. Spotkania były coraz rzadsze — czasem widywałam Franka przez szybę samochodu albo podczas przypadkowego spotkania na placu zabaw. Michał był coraz bardziej zdystansowany, Kasia unikała mnie wzrokiem.

Pewnego dnia postanowiłam pójść do nich bez zapowiedzi — przyniosłam świeże bułki i sok malinowy własnej roboty.
Kasia otworzyła drzwi i spojrzała na mnie chłodno:
— Haniu… mówiłyśmy już o tym z Michałem. Prosimy cię o trochę przestrzeni.
— Chciałam tylko zobaczyć Franka…
— On jest teraz u kolegi.
Zawróciłam do windy ze łzami w oczach.

Wróciwszy do domu usiadłam przy stole i patrzyłam na zdjęcia Michała z dzieciństwa: jak tuli misia pod choinką, jak biegnie do mnie z otwartymi ramionami po przedszkolu… Gdzie popełniłam błąd? Czy można być za bardzo kochającą matką? Czy można być za bardzo obecnym?

Czasem dzwoni do mnie Basia i pyta:
— Haniu, jak sobie radzisz?
Odpowiadam: — Jakoś żyję… Ale tak naprawdę czuję się niewidzialna.

Piszę tę historię nie po to, żeby wzbudzić litość czy współczucie. Piszę ją dla wszystkich babć i matek, które czują się odsunięte na bok przez własne dzieci. Może powinnam była wcześniej nauczyć się milczeć? Może powinnam była bardziej słuchać niż mówić?

Ale czy matka może przestać kochać swoje dziecko? Czy babcia może przestać tęsknić za wnukiem?

Czasem myślę: czy jeszcze kiedyś usiądziemy razem przy jednym stole? Czy można odbudować rodzinę ze strzępów dawnych więzi?

A wy – co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę?