Babcia nie mogła się doczekać spotkania z dziewczyną wnuka. Szybko tego pożałowała…

– Michał, czy ty naprawdę myślisz, że ona do nas pasuje? – Babcia spojrzała na mnie z takim chłodem, jakiego nigdy wcześniej u niej nie widziałem. Jej głos był cichy, ale każde słowo wbijało się we mnie jak szpilka. Stałem w kuchni, trzymając talerz z pierogami, które jeszcze przed chwilą wydawały się symbolem rodzinnego ciepła. Teraz były tylko kolejnym powodem do kłótni.

Wszystko zaczęło się kilka tygodni wcześniej. Od trzech miesięcy spotykałem się z Kasią – dziewczyną, która była dla mnie jak powiew świeżego powietrza po latach dusznej codzienności. Poznaliśmy się na uczelni w Krakowie. Ona studiowała psychologię, ja informatykę. Była inna niż wszystkie – bezpośrednia, zabawna, z ciętym językiem i nieco alternatywnym stylem. Moja babcia, Zofia, od zawsze powtarzała, że „rodzina to świętość”, a „porządna dziewczyna powinna być skromna i dobrze wychowana”.

Kiedy powiedziałem jej o Kasi, od razu chciała ją poznać. – Przynieś ją na niedzielny obiad! – nalegała przez telefon. – Chcę zobaczyć, kto ci tak zawrócił w głowie.

Kasia była sceptyczna. – Michał, nie znamy się jeszcze tak dobrze… Może poczekajmy? – mówiła niepewnie.

Ale babcia nie dawała za wygraną. W końcu uległem jej prośbom i zaprosiłem Kasię na rodzinny obiad. W niedzielę rano byłem zestresowany jak przed maturą. Kasia przyszła w czarnej sukience i glanach. Miała niebieskie włosy i tatuaż na nadgarstku – symbol nieskończoności.

Babcia otworzyła drzwi i przez chwilę patrzyła na Kasię z wyraźnym zaskoczeniem. – Dzień dobry pani Zofio – powiedziała Kasia z uśmiechem.

– Dzień dobry… – odpowiedziała babcia, mierząc ją wzrokiem od stóp do głów.

W salonie czekał już mój tata i młodsza siostra Ola. Mama krzątała się w kuchni. Przez pierwsze minuty rozmowa była sztywna. Babcia zadawała Kasi pytania o rodzinę, studia i plany na przyszłość. Kasia odpowiadała spokojnie, choć widziałem, że czuje się nieswojo.

– A czym zajmują się twoi rodzice? – zapytała babcia.

– Mama jest pielęgniarką, tata pracuje w warsztacie samochodowym – odpowiedziała Kasia.

Babcia uniosła brwi. – No proszę…

Wtedy Ola wtrąciła: – Kasiu, masz super włosy! Sama farbowałaś?

Kasia rozluźniła się trochę i zaczęły rozmawiać o muzyce i filmach. Ale babcia nie odpuszczała.

– A te tatuaże… To teraz modne? – spytała z przekąsem.

– Dla mnie to coś więcej niż moda – odpowiedziała Kasia spokojnie. – To pamiątka po ważnym momencie w życiu.

Obiad przebiegał w napięciu. Babcia co chwilę rzucała kąśliwe uwagi: o tym, że „dzisiejsza młodzież nie szanuje tradycji”, że „kiedyś dziewczyny wyglądały inaczej”, że „psychologia to nie zawód dla kobiety”.

W końcu Kasia nie wytrzymała.

– Pani Zofio, czy naprawdę uważa pani, że wygląd świadczy o człowieku? – spytała cicho, ale stanowczo.

Babcia spojrzała na nią lodowato. – Uważam, że człowiek powinien znać swoje miejsce.

Wtedy nie wytrzymałem ja.

– Babciu! Przestań! Kasia jest dla mnie ważna i nie pozwolę jej obrażać!

Zapadła cisza. Mama spojrzała na mnie z przerażeniem, tata spuścił wzrok. Ola ścisnęła Kasię za rękę pod stołem.

Babcia wstała od stołu i wyszła do kuchni. Słychać było tylko jej ciche łkanie.

Po chwili poszedłem za nią.

– Babciu…

Odwróciła się do mnie ze łzami w oczach.

– Michał… Ja tylko chcę dla ciebie dobrze. Boję się, że ona cię skrzywdzi. Że nie pasuje do naszej rodziny…

– Babciu, to ja wybieram swoje szczęście. Proszę cię… spróbuj ją poznać naprawdę.

Babcia długo milczała. W końcu powiedziała:

– Może jestem już za stara na te wasze nowoczesności…

Wróciliśmy do stołu w milczeniu. Kasia była blada jak ściana. Po obiedzie wyszliśmy na spacer nad Wisłę.

– Przepraszam cię za to wszystko – powiedziałem cicho.

Kasia uśmiechnęła się smutno.

– Wiesz… Ja rozumiem twoją babcię. Ale nie wiem, czy dam radę walczyć o akceptację całe życie.

Zrozumiałem wtedy, jak bardzo rodzina potrafi zranić – nawet nieświadomie. I jak trudno jest być sobą w świecie pełnym oczekiwań i uprzedzeń.

Minęły tygodnie. Babcia nie dzwoniła. Mama próbowała łagodzić sytuację: – Daj jej czas, Michałku…

Ale ja czułem się rozdarty między lojalnością wobec rodziny a miłością do Kasi.

Któregoś dnia dostałem od babci list:

„Michałku,
Przepraszam, jeśli cię zraniłam. Chcę ci powiedzieć tylko jedno: kocham cię i zawsze będę przy tobie. Może kiedyś zrozumiem więcej.”

Czy rodzina zawsze musi być przeszkodą na drodze do szczęścia? Czy można pogodzić własne marzenia z oczekiwaniami bliskich? Czasem myślę: czy warto walczyć o siebie nawet wtedy, gdy ryzykujesz utratę tych, których kochasz najbardziej?