Boli tak bardzo: Moi rodzice po prostu mnie wykorzystali

— Znowu nie masz pieniędzy? — zapytała mama, patrząc na mnie z wyrzutem, kiedy wróciłem z pracy. Byłem zmęczony, głodny i marzyłem tylko o chwili spokoju, ale wiedziałem już, co mnie czeka. Od kilku lat każdy mój powrót do domu wyglądał podobnie: narzekania, pretensje, ciche westchnienia i coraz bardziej nachalne prośby o pomoc finansową.

Mam na imię Michał. Mam trzydzieści dwa lata i od zawsze mieszkałem w Warszawie. Moi rodzice, Barbara i Andrzej, byli kiedyś pełni życia, mieli marzenia i plany. Ale od czasu, gdy tata stracił pracę w stoczni, a mama przeszła na wcześniejszą emeryturę z powodu problemów zdrowotnych, wszystko się zmieniło. Nasze mieszkanie na Pradze zaczęło przypominać klatkę, z której nie mogłem się wydostać.

— Michał, wiesz, że nie mamy za co zapłacić rachunków — zaczęła mama, a tata tylko przytaknął głową, nie odrywając wzroku od telewizora. — Ty zarabiasz, a my? My już swoje przeżyliśmy.

Początkowo pomagałem bez słowa. Przelewałem pieniądze na ich konto, robiłem zakupy, płaciłem za leki. Ale z czasem zacząłem czuć się jak bankomat. Każda rozmowa sprowadzała się do pieniędzy. Nawet kiedy próbowałem opowiedzieć o swoim życiu — o pracy w agencji reklamowej, o problemach z szefem czy o tym, że chciałbym wyjechać na wakacje — rodzice tylko wzdychali i mówili: „Nam to już nic nie zostało”.

Pewnego dnia wróciłem do domu wcześniej niż zwykle. Usłyszałem ich rozmowę przez uchylone drzwi kuchni.

— Michał znowu przyniósł tylko tysiąc złotych — narzekała mama. — Przecież mógłby dać więcej! Widziałam, że kupił sobie nowe buty.

Tata westchnął ciężko:

— On myśli tylko o sobie. A my? Kto nam pomoże?

Zamarłem. Poczułem się zdradzony. Przecież robiłem dla nich wszystko! Czy naprawdę widzieli we mnie tylko źródło pieniędzy?

Wieczorem zebrałem się na odwagę.

— Mamo, tato… Czy wy naprawdę uważacie, że jestem wam coś winien? — zapytałem drżącym głosem.

Mama spojrzała na mnie zaskoczona:

— My cię wychowaliśmy! Poświęciliśmy dla ciebie wszystko! Teraz twoja kolej.

— Ale ja też mam swoje życie! — wybuchłem. — Chciałbym kiedyś założyć rodzinę, mieć dzieci… A wy ciągle tylko żądacie!

Tata spojrzał na mnie chłodno:

— Gdyby nie my, nie miałbyś niczego.

Wyszedłem z mieszkania trzaskając drzwiami. Szedłem bez celu ulicami Warszawy, czując w środku pustkę i żal. W głowie dudniły mi słowa rodziców: „Jesteś nam coś winien”. Czy naprawdę jestem tylko narzędziem do spełniania ich oczekiwań?

Przez kolejne tygodnie próbowałem ograniczyć kontakty. Nie odbierałem telefonów, nie odwiedzałem ich tak często. Ale poczucie winy nie dawało mi spokoju. W pracy byłem rozkojarzony, nie mogłem spać po nocach.

Pewnego dnia zadzwoniła ciocia Zosia.

— Michałku, twoja mama płakała przez całą noc. Mówiła, że ją zostawiłeś…

Zacisnąłem pięści. Czy naprawdę jestem taki zły? Czy to ja jestem egoistą?

Wróciłem do rodziców kilka dni później. Mama była blada i zapuchnięta od płaczu.

— Synku… My się boimy przyszłości. Boimy się samotności…

Tata milczał. Patrzył gdzieś w bok.

Usiadłem naprzeciwko nich.

— Rozumiem wasz strach — powiedziałem cicho. — Ale ja też się boję. Boję się, że nigdy nie będę miał własnego życia.

Przez chwilę panowała cisza. Potem mama zaczęła mówić o swoim dzieciństwie: o biedzie, o tym jak jej rodzice nigdy jej nie wspierali. Zrozumiałem wtedy, że oni nie potrafią inaczej. Że ich lęki są silniejsze niż miłość do mnie.

Ale czy to mnie usprawiedliwia? Czy muszę poświęcić własne szczęście dla ich spokoju?

Od tamtej pory próbuję stawiać granice. Pomagam im, ale nie pozwalam już sobą manipulować. Czasem czuję się winny, czasem silny — ale wiem jedno: muszę zadbać o siebie.

Czy można kochać rodziców i jednocześnie od nich uciekać? Czy jestem złym synem, jeśli chcę być szczęśliwy? Może ktoś z was zna odpowiedź…