Cienie miłości: Jak przełamałam rodzinne faworyzowanie na weselu mojej siostry Eli

– Znowu ty? – usłyszałam za plecami głos Piotra, kiedy weszłam do kuchni. Jego ton był zniecierpliwiony, jakby miał dość mojego widoku. – Ela poprosiła mnie, żebym przyniosła jej kawę – odpowiedziałam cicho, unikając jego wzroku. W powietrzu wisiała napięta cisza, przerywana tylko szumem czajnika.

Od zawsze czułam się w cieniu Eli. Była młodsza ode mnie o dwa lata, ale to ona zawsze była tą „lepszą córką”. Kiedy tata odszedł, miałam dziewięć lat. Mama długo nie mogła się pozbierać, aż pojawił się Piotr – cichy, opanowany, z własnym mieszkaniem na Mokotowie i pracą w urzędzie miasta. Dla mamy był wybawieniem. Dla mnie… kimś obcym, kto próbował wejść w buty mojego ojca.

Z czasem przyzwyczaiłam się do jego obecności. Ale nigdy nie poczułam się przez niego kochana. Piotr miał słabość do Eli – to ona dostawała od niego prezenty na urodziny, to jej pomagał w lekcjach matematyki, to ją zabierał na rowerowe wycieczki po Kampinosie. Ja byłam tą starszą, która „powinna sobie radzić sama”.

W dniu wesela Eli wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Stałam w kuchni, patrząc na Piotra, który nawet teraz wydawał się bardziej przejęty jej szczęściem niż moim istnieniem. – Może sama sobie zrobisz kawę? – rzucił półżartem, ale w jego głosie nie było ciepła.

– Daj spokój, Piotrze – odezwała się mama zza drzwi. – Pomóż dziewczynie.

Piotr westchnął i nalał kawy do filiżanki. Podał mi ją bez słowa. Nasze dłonie na chwilę się dotknęły – poczułam lodowaty chłód.

Wróciłam na salę weselną z kawą dla Eli. Siedziała przy stole otoczona przyjaciółkami, śmiała się głośno. Zazdrościłam jej tej lekkości bycia, tej pewności siebie, której ja nigdy nie miałam. Kiedy podeszłam, spojrzała na mnie z wdzięcznością.

– Dzięki, Anka! – uśmiechnęła się szeroko. – Jesteś kochana.

Uśmiechnęłam się blado. Przez chwilę chciałam jej powiedzieć wszystko – jak bardzo boli mnie to faworyzowanie przez Piotra, jak bardzo czuję się niewidzialna w tej rodzinie. Ale połknęłam słowa.

Wesele trwało w najlepsze. Goście tańczyli poloneza, potem walca. Ja siedziałam z boku, obserwując Piotra i mamę wirujących na parkiecie. Wyglądali na szczęśliwych. Ela tańczyła z nowym mężem, Michałem – chłopakiem z sąsiedztwa, którego znałyśmy od dzieciństwa.

Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. To była ciocia Basia.

– Aniu, czemu siedzisz sama? Chodź zatańczyć!

– Nie mam ochoty – odpowiedziałam wymijająco.

Ciocia spojrzała na mnie przenikliwie.

– Wiem, że ci ciężko dzisiaj. Ale nie możesz tak wiecznie chować się w cieniu Eli. Jesteś wartościowa, tylko musisz w to uwierzyć.

Te słowa zabolały bardziej niż myślałam. Przez całe życie słyszałam: „Ela jest taka zdolna”, „Ela taka ładna”, „Ela taka grzeczna”. A ja? Ja byłam tą drugą.

Wyszłam na taras zaczerpnąć powietrza. Noc była ciepła, pachniało lipą i świeżo skoszoną trawą. Usiadłam na schodach i zaczęłam płakać cicho, żeby nikt nie usłyszał.

Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi. To był Piotr.

– Anka… wszystko w porządku?

Nie odpowiedziałam od razu. W końcu spojrzałam mu prosto w oczy.

– Dlaczego nigdy mnie nie lubiłeś? – zapytałam drżącym głosem.

Piotr wyglądał na zaskoczonego.

– Co ty mówisz?

– Zawsze faworyzowałeś Elę. Nigdy nie czułam się twoją córką.

Przez chwilę milczał. Potem usiadł obok mnie.

– Wiesz… kiedy pojawiłem się w waszym życiu, ty byłaś już prawie nastolatką. Ela była mała, łatwiej było mi się do niej zbliżyć. Ty zawsze trzymałaś dystans.

– Bo bałam się zaufać komuś nowemu! – wybuchłam. – Straciłam ojca i nagle miałam udawać, że wszystko jest dobrze?

Piotr spuścił wzrok.

– Może popełniłem błąd… Może powinienem był bardziej się starać.

Poczułam ulgę i gniew jednocześnie.

– Chciałam tylko być dla ciebie ważna…

Piotr objął mnie niezgrabnie ramieniem.

– Jesteś ważna, Anka. Może nie umiem tego okazać tak jak powinienem… Ale zależy mi na tobie.

Łzy płynęły mi po policzkach. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.

– Chciałbym to naprawić – powiedział cicho Piotr. – Daj mi szansę?

Nie odpowiedziałam od razu. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: wszystkie te razy, kiedy czułam się pomijana; wszystkie te chwile, kiedy marzyłam o jednym słowie uznania z jego ust.

Wróciłam do środka z ciężkim sercem. Ela podeszła do mnie i przytuliła mocno.

– Cieszę się, że jesteś ze mną w tym dniu – wyszeptała.

Spojrzałam jej w oczy i zobaczyłam szczerość. Może przez lata byłam dla niej surowa; może zazdrość przesłaniała mi prawdziwy obraz naszej relacji.

Wieczorem, kiedy goście zaczęli się rozchodzić, podeszła do mnie mama.

– Aniu… wiem, że nie było ci łatwo dorastać bez ojca. Ale Piotr naprawdę starał się być dla was dobrym tatą.

– Wiem… tylko czasem trudno mi to zobaczyć – odpowiedziałam szczerze.

Mama uśmiechnęła się smutno i pogładziła mnie po włosach tak jak wtedy, gdy byłam mała.

Wróciłam do domu późno w nocy. Leżałam w łóżku i myślałam o wszystkim: o dzieciństwie pełnym niedopowiedzeń; o Piotrze, który może też bał się odrzucenia; o Eli, która nigdy nie chciała być moją rywalką.

Może rodzina to nie tylko więzy krwi czy role narzucone przez los… Może rodzina to ciągłe próby zrozumienia siebie nawzajem mimo bólu i rozczarowań?

Czy można nauczyć się kochać kogoś na nowo? Czy warto dawać drugą szansę tym, którzy nas zawiedli? Co wy o tym myślicie?