Cienie miłości: Jak przełamałam rodzinne faworyzowanie na weselu mojej siostry Eli

– Znowu ty, Marto? – usłyszałam za plecami głos ojczyma, kiedy próbowałam pomóc mamie z dekoracjami na sali weselnej. – Lepiej zostaw to Eli, ona wie, jak chce mieć wszystko ustawione.

Zamarłam z balonami w dłoniach. Eli stała obok, uśmiechnięta, otoczona przyjaciółkami. Mama spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem, jakby moje starania były niepotrzebne. Poczułam znajome ukłucie w sercu – to samo, które towarzyszyło mi od lat. Zawsze byłam tą drugą. Tą mniej ważną.

W dzieciństwie, gdy tata odszedł, mama szybko związała się z panem Andrzejem. Miał już córkę – Elę. Piękną, pewną siebie, zawsze w centrum uwagi. Ja byłam cicha, nieśmiała, zaczytana w książkach. Mama powtarzała: „Marto, ucz się od Eli, ona wie, jak się odnaleźć wśród ludzi”.

W dniu jej wesela wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Każdy gest, każde spojrzenie przypominało mi, że jestem tylko dodatkiem do tej rodziny. Nawet babcia, która zawsze była po mojej stronie, tego dnia wydawała się bardziej przejęta szczęściem Eli niż moim smutkiem.

– Marto, podaj mi jeszcze te kwiaty – rzuciła Ela tonem rozkazującym, nie patrząc nawet w moją stronę.

– Jasne – odpowiedziałam cicho i podałam jej bukiet.

Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i wyjść. Ale zostałam. Dla mamy. Dla siebie?

Podczas ceremonii kościelnej siedziałam w drugim rzędzie. Mama płakała ze wzruszenia, ojczym trzymał ją za rękę. Ja czułam się jak widz na cudzym przedstawieniu. Kiedy ksiądz mówił o rodzinie i miłości, ścisnęło mnie w gardle. Czy ja kiedykolwiek poczułam się kochana tak bezwarunkowo?

Po ślubie wszyscy ruszyli na salę weselną. Ela była gwiazdą wieczoru – piękna suknia, szeroki uśmiech, tłum gości wokół niej. Ojczym patrzył na nią z dumą, jakby była jego jedynym dzieckiem.

W pewnym momencie podeszła do mnie ciotka Basia.

– Marto, nie martw się, twoje szczęście też przyjdzie – powiedziała z wymuszonym uśmiechem.

Chciałam jej odpowiedzieć coś kąśliwego, ale tylko skinęłam głową.

Kiedy nadszedł czas pierwszego tańca, Ela poprosiła mnie do siebie.

– Pomóż mi poprawić welon – szepnęła. – Tylko ty potrafisz to zrobić dobrze.

Na chwilę poczułam dumę. Może jednak jestem jej potrzebna?

Ale zaraz potem usłyszałam za plecami szept ojczyma:

– Dobrze, że Ela ma taką pomocną siostrę.

Pomocną. Nie kochaną. Nie ważną. Pomocną.

Po północy goście zaczęli się rozchodzić po sali. Siedziałam sama przy stole i patrzyłam na tańczących ludzi. Wtedy podszedł do mnie Bartek – kuzyn Eli.

– Czemu siedzisz sama? – zapytał.

– Bo chyba nikt mnie tu nie potrzebuje – odpowiedziałam szczerze.

Spojrzał na mnie uważnie.

– Wiesz, zawsze myślałem, że jesteś silniejsza od Eli. Ona musi mieć wszystkich wokół siebie, a ty… Ty potrafisz być sama ze sobą.

Te słowa coś we mnie przełamały. Może rzeczywiście jestem silniejsza? Może czas przestać czekać na czyjeś uznanie?

Wstałam i podeszłam do mamy.

– Mamo, muszę z tobą porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Spojrzała na mnie zdziwiona.

– Teraz? Przecież to wesele Eli…

– Właśnie dlatego teraz. Mamo… ja też tu jestem. Też jestem twoją córką. Chciałabym choć raz poczuć się ważna dla ciebie.

Mama milczała przez dłuższą chwilę. W końcu objęła mnie mocno.

– Przepraszam cię, Marto… Chyba za bardzo skupiłam się na Eli i jej szczęściu…

Łzy popłynęły mi po policzkach. Po raz pierwszy od lat poczułam się zauważona.

Wieczorem podeszła do mnie Ela.

– Marto… Dziękuję ci za wszystko dzisiaj. Bez ciebie bym sobie nie poradziła.

Spojrzałam jej prosto w oczy.

– Chciałabym być dla ciebie nie tylko pomocną siostrą, ale też przyjaciółką. Ale musisz mi na to pozwolić.

Ela przytuliła mnie mocno.

Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym wszystkim, co wydarzyło się przez lata – o faworyzowaniu, o bólu i zazdrości. Ale też o tym jednym wieczorze, kiedy odważyłam się zawalczyć o siebie.

Czy naprawdę trzeba aż tylu lat i tylu łez, żeby poczuć się ważnym dla własnej rodziny? A może czasem wystarczy jeden krok odwagi? Co wy o tym myślicie?