Czy cud może trwać wiecznie? Historia Zofii i Jakuba

— Spodoba ci się, mamo. To po prostu cud! — głos Jakuba odbił się echem w ciasnej kuchni, gdzie od lat wszystko miało swoje miejsce. Stałam przy kuchence, mieszając zupę, choć nie czułam głodu. Odkąd odszedł mój mąż, gotowanie straciło sens. Robiłam to z przyzwyczajenia, z poczucia obowiązku wobec syna, który – choć dorosły – wciąż wracał do domu jakby szukał w nim czegoś więcej niż tylko obiadu.

— A nie znudzi ci się życie z cudem? — spytałam z ironią, nie odwracając się do niego. Słyszałam, jak stawia coś na stole. Zawsze był pełen entuzjazmu, jakby świat miał mu jeszcze coś do zaoferowania. Ja już dawno przestałam wierzyć w cuda.

Jakub westchnął ciężko. — Mamo, czasem mam wrażenie, że ty już nie potrafisz się niczym zachwycić. — W jego głosie była nuta żalu, której nie chciałam słyszeć. — Przynajmniej spróbuj.

Odwróciłam się powoli. Na stole stała mała szklana kula, w której wirowały srebrne płatki. Śnieżna kula – prezent od kogoś, kogo nie znałam. — To tylko zabawka — powiedziałam chłodno.

— Dostałem ją od Magdy — wyjaśnił Jakub. — Chciała, żebym ci ją pokazał. Powiedziała, że każdy potrzebuje czasem cudu.

Zacisnęłam dłonie na fartuchu. Magda. Nowa dziewczyna Jakuba. Nie znałam jej dobrze, ale już czułam, że zabiera mi syna. Odkąd pojawiła się w jego życiu, coraz rzadziej rozmawialiśmy naprawdę. Czułam się niepotrzebna.

— Cudów nie ma — mruknęłam pod nosem.

Jakub usiadł naprzeciwko mnie. — Mamo, dlaczego nie chcesz spróbować? Przecież nie musisz być sama. Magda jest naprawdę miła. Chciałaby cię poznać.

Poczułam ukłucie zazdrości i wstydu. Czy naprawdę byłam aż tak zamknięta? Czy strach przed utratą syna był silniejszy niż chęć bycia szczęśliwą?

— Nie wiem, czy jestem gotowa — powiedziałam cicho.

Jakub spojrzał na mnie uważnie. — Minęło osiem lat, mamo. Tata by chciał, żebyś była szczęśliwa.

Zamilkliśmy na chwilę. W kuchni słychać było tylko tykanie zegara i bulgotanie zupy. Przypomniałam sobie tamte wieczory sprzed lat, kiedy czekałam na powrót męża. Wszystko było wtedy prostsze – miałam cel, miałam rodzinę. Teraz zostały tylko wspomnienia i lęk przed przyszłością.

— A jeśli to wszystko się rozpadnie? Jeśli znowu zostanę sama? — zapytałam nagle, sama siebie zaskakując.

Jakub uśmiechnął się smutno. — Może warto zaryzykować? Może cud to nie coś trwałego, ale coś, co trzeba pielęgnować każdego dnia?

Spojrzałam na śnieżną kulę. Srebrne płatki opadały powoli na dno, jakby czas zwolnił tylko dla mnie. Przez chwilę poczułam ciepło – wspomnienie dawnych świąt, kiedy wszyscy byliśmy razem.

— Magda zaprosiła nas na kolację w sobotę — powiedział Jakub ostrożnie. — Chciałabyś pójść?

Zawahałam się. W głowie kłębiły mi się myśli: co jeśli nie będę umiała się odnaleźć? Co jeśli Magda mnie nie polubi? Co jeśli stracę Jakuba na zawsze?

— Spróbuję — powiedziałam w końcu, choć serce waliło mi jak oszalałe.

Jakub uśmiechnął się szeroko i podszedł do mnie. Przytulił mnie mocno – pierwszy raz od dawna poczułam się naprawdę kochana.

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku i patrzyłam na śnieżną kulę stojącą na nocnym stoliku. Myślałam o tym, jak łatwo zamknąć się w swoim bólu i nie dopuścić do siebie niczego nowego. Czy naprawdę chciałam tak żyć?

W sobotę ubrałam się starannie – jakby to miało coś zmienić. W drodze do Magdy milczeliśmy z Jakubem; każde z nas pogrążone było we własnych myślach.

Drzwi otworzyła nam młoda kobieta o ciepłym uśmiechu i oczach pełnych troski. — Dzień dobry, pani Zofio! Bardzo się cieszę, że pani przyszła.

Czułam się niezręcznie, ale Magda była uprzejma i serdeczna. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym: o pracy, o książkach, o dawnych czasach. Z każdą minutą napięcie opadało.

Pod koniec wieczoru Magda podała deser – sernik według przepisu mojej mamy. Zaskoczyło mnie to tak bardzo, że łzy napłynęły mi do oczu.

— Jakub mówił mi o pani mamie — wyjaśniła Magda delikatnie. — Chciałam sprawić pani przyjemność.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Po raz pierwszy od lat poczułam wdzięczność za obecność drugiego człowieka.

Wróciliśmy do domu późno w nocy. Jakub odprowadził mnie pod drzwi i zapytał cicho:

— I jak?

Uśmiechnęłam się przez łzy. — Może jednak cuda się zdarzają…

Teraz siedzę przy kuchennym stole i patrzę na śnieżną kulę. Myślę o tym wszystkim, co straciłam – i o tym, co jeszcze mogę zyskać. Czy cud może trwać wiecznie? A może to my sami musimy nauczyć się go dostrzegać każdego dnia?