Czy naprawdę jestem złą babcią? Historia o miłości, rozczarowaniu i poszukiwaniu siebie na emeryturze

– Mamo, nie rozumiesz ich. Jesteś złą babcią. Oni czują, że ich nie kochasz.

Te słowa mojej córki, Magdy, rozbrzmiewają w mojej głowie już trzeci dzień. Siedzę przy kuchennym stole, patrzę na kubek zimnej herbaty i nie mogę uwierzyć, że to naprawdę się wydarzyło. Po tylu latach troski, po niezliczonych dniach spędzonych z wnukami, po wszystkich nieprzespanych nocach i łzach wylanych w ukryciu – usłyszałam, że jestem złą babcią.

Kiedy przeszłam na emeryturę, myślałam, że wreszcie odpocznę. Przez czterdzieści lat pracowałam jako pielęgniarka w szpitalu wojewódzkim w Poznaniu. Każdy dzień był walką – z bólem innych, z własnym zmęczeniem, z systemem. Ale dawałam radę. Wiedziałam, że jestem potrzebna. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi szpitala po raz ostatni, poczułam ulgę i… pustkę. Nie wiedziałam, co zrobić z wolnym czasem. Magda szybko znalazła dla mnie zajęcie – opiekę nad swoimi dziećmi: siedmioletnią Zosią i pięcioletnim Antkiem.

Początki były trudne. Dzieci są inne niż kiedyś. Mają swoje tablety, bajki na żądanie, nie chcą słuchać bajek o Czerwonym Kapturku czy Jasiu i Małgosi. Zosia potrafi godzinami siedzieć z nosem w telefonie Magdy, a Antek krzyczy, kiedy próbuję zabrać mu konsolę. Próbowałam ich zainteresować czymś innym – wspólnym pieczeniem ciasta, układaniem puzzli, nawet szydełkowaniem! Ale oni tylko przewracali oczami.

– Babciu, to nudne – mówiła Zosia.

Czułam się coraz bardziej niepotrzebna. Ale starałam się. Gotowałam ich ulubione naleśniki, chodziłam po nich do przedszkola i szkoły, znosiłam humory i fochy. Magda wracała późno z pracy i rzucała tylko:

– Dzięki, mamo. Jesteś niezastąpiona.

Ale ostatnio coś się zmieniło. Magda była coraz bardziej rozdrażniona. Zosia zaczęła mnie unikać, a Antek zamykał się w swoim pokoju. Pewnego dnia usłyszałam przez drzwi rozmowę mojej córki z jej mężem:

– Mama nie potrafi się z nimi dogadać. Dzieci mówią, że babcia jest zimna.

Zabolało mnie to jak nic innego w życiu. Przecież robiłam wszystko dla nich! Czy naprawdę jestem taka chłodna? Czy przez lata pracy w szpitalu stałam się twarda jak skała?

Wczoraj wieczorem Magda przyszła do mnie do kuchni. Usiadła naprzeciwko i patrzyła na mnie długo.

– Mamo… musimy porozmawiać.

Poczułam ścisk w żołądku.

– Dzieci… one czują się przy tobie nieswojo. Mówią, że jesteś surowa, że nie okazujesz im czułości. Że nie bawisz się z nimi tak jak inne babcie.

Zatkało mnie. Próbowałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle.

– Przepraszam – wyszeptałam tylko.

Magda westchnęła ciężko.

– Wiem, że chcesz dobrze. Ale może powinnaś trochę odpuścić? Pozwolić im być sobą?

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim. Czy naprawdę jestem złą babcią? Czy przez lata pracy zapomniałam jak okazywać uczucia? Przecież kocham te dzieci nad życie! Ale może nie potrafię tego pokazać?

Rano postanowiłam spróbować inaczej. Zrobiłam śniadanie – kolorowe kanapki z uśmiechniętymi buźkami z warzyw. Zosia spojrzała na mnie podejrzliwie.

– Babciu… co to za miny?

– To kanapki specjalnie dla was! – uśmiechnęłam się szeroko.

Antek zachichotał i zaczął wybierać ogórki z kanapki.

– Nie lubię ogórków – mruknął.

– To dam ci więcej pomidora – odpowiedziałam spokojnie.

Przez chwilę było miło. Ale potem Zosia zaczęła płakać, bo Antek zabrał jej ulubioną łyżeczkę. Zamiast krzyczeć – jak zwykle – przytuliłam ją mocno.

– Wszystko będzie dobrze, kochanie – powiedziałam cicho.

Zosia spojrzała na mnie zdziwiona.

– Babciu… ty nigdy mnie nie przytulasz.

Zrobiło mi się głupio i smutno jednocześnie. Może rzeczywiście za mało ich przytulam? Może za bardzo skupiam się na obowiązkach?

Wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra Basia.

– Słyszałam od Magdy, co się stało – zaczęła ostrożnie. – Nie przejmuj się tak bardzo. Każda rodzina ma swoje problemy.

– Ale ja naprawdę nie wiem, co robić – wyznałam przez łzy. – Czuję się bezużyteczna. Jakby wszystko, co robiłam przez te lata, nie miało sensu.

Basia milczała przez chwilę.

– Może czas pomyśleć o sobie? O swoich marzeniach? Przecież masz prawo do szczęścia na emeryturze.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Może rzeczywiście za bardzo poświęciłam się innym? Może czas nauczyć się być szczęśliwą dla siebie?

Następnego dnia poszłam na spacer do parku. Usiadłam na ławce i patrzyłam na bawiące się dzieci. Obok mnie usiadła starsza pani z psem.

– Ciężko być babcią w tych czasach – zagadnęła nagle.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Czasem mam wrażenie, że już nie pasuję do tego świata.

– Ja też tak myślałam – odpowiedziała kobieta. – Ale dzieci potrzebują nas bardziej niż myślimy. Tylko musimy nauczyć się ich słuchać.

Wracając do domu poczułam dziwną ulgę. Może jeszcze nie wszystko stracone? Może mogę nauczyć się być inną babcią?

Wieczorem zaproponowałam Zosi wspólne malowanie paznokci. Była zachwycona! Antek chciał zrobić własną pizzę – pozwoliłam mu wybrać składniki i samodzielnie ją przygotować (choć kuchnia wyglądała potem jak po wybuchu bomby). Śmialiśmy się razem pierwszy raz od dawna.

Magda przyszła później do kuchni i spojrzała na nas zaskoczona.

– Widzę, że dobrze się bawicie – powiedziała cicho.

Poczułam ciepło w sercu. Może jeszcze potrafię być dobrą babcią?

Dziś wieczorem siedzę sama przy stole i myślę o wszystkim, co się wydarzyło przez ostatnie dni. Nadal boję się przyszłości – pustki po pracy, samotności na emeryturze, niezrozumienia ze strony najbliższych. Ale wiem jedno: nigdy nie przestanę próbować być lepszą wersją siebie dla moich wnuków i… dla siebie samej.

Czy można nauczyć się okazywać miłość na nowo? Czy da się naprawić relacje po tylu latach? Może warto spróbować – nawet jeśli czasem boli.