Czy wracają dla mnie, czy dla pieniędzy?

– Mamo, dlaczego nie powiedziałaś nam o tej decyzji? – głos Pawła drżał, choć próbował brzmieć spokojnie. Stał w progu mojego mieszkania, a za nim, z rękami w kieszeniach, milczał Marek.

Patrzyłam na nich obu – moich synów, których nie widziałam od lat. Przyszli nagle, bez zapowiedzi, w środku tygodnia, jakby coś ich popchnęło do tej wizyty. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tęsknota. Ale potem zobaczyłam w ich oczach coś innego – niepokój, może nawet wyrzut.

– O czym miałam wam mówić? – odpowiedziałam cicho, czując jak serce wali mi w piersi. – Przez tyle lat nie dzwoniliście, nie pytaliście, czy żyję. Teraz nagle się pojawiacie…

Marek spojrzał na mnie z ukosa. – Słyszeliśmy od cioci Zosi, że chcesz przepisać mieszkanie na Kasię. Naszą kuzynkę. – W jego głosie była nuta ironii.

Poczułam, jak ogarnia mnie fala gorąca. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć, wyrzucić im wszystko: samotność, ciche święta, puste telefony. Ale tylko westchnęłam.

– Kasia się mną opiekuje. Jest przy mnie codziennie. Wy…

– My pracujemy! – przerwał Paweł. – Mamy swoje życie, dzieci…

– A ja nie miałam życia? – zapytałam gorzko. – Czy matka przestaje być ważna, kiedy dzieci dorastają?

Zapadła cisza. Słychać było tylko tykanie starego zegara na ścianie.

Wróciłam myślami do tych wszystkich lat. Do dnia, kiedy ich ojciec odszedł i zostałam sama z dwójką chłopców. Do nieprzespanych nocy, kiedy martwiłam się o ich przyszłość. Do chwil, gdy Paweł rzucił studia i wyjechał do Warszawy za pracą, a Marek zamknął się w sobie po pierwszym zawodzie miłosnym.

Próbowałam być dla nich wsparciem, ale z czasem coraz rzadziej odbierali telefony. Zaczęłam czuć się jak ciężar. Potem pojawiła się Kasia – córka mojej siostry – która po śmierci matki została sama. Pomagała mi w zakupach, sprzątała, rozmawiała ze mną godzinami.

– Mamo… – Paweł podszedł bliżej i usiadł naprzeciwko mnie przy stole. – Rozumiemy, że Kasia ci pomaga. Ale przecież jesteśmy twoimi synami.

– Synami na papierze? – uśmiechnęłam się smutno. – Kiedy ostatni raz byłeś u mnie na Wigilii?

Marek spuścił wzrok. – To nie tak…

– A jak? – podniosłam głos. – Boję się starości. Boję się samotności bardziej niż śmierci! Czy wy to rozumiecie?

Paweł spojrzał na mnie z wyrzutem. – Nie wiedzieliśmy…

– Nie chcieliście wiedzieć! – przerwałam mu ostro.

Wstałam i podeszłam do okna. Za szybą padał deszcz, krople spływały po szybie jak łzy.

– Kasia jest dla mnie jak córka. Gdyby nie ona… nie wiem, czy jeszcze bym tu była.

Usłyszałam szelest krzeseł. Paweł podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu.

– Mamo… przepraszamy.

Nie odpowiedziałam. Bałam się uwierzyć w szczerość tych słów.

Wieczorem zadzwoniła Kasia.

– Ciociu, wszystko w porządku? Słyszałam, że byli u ciebie chłopaki…

– Byli – westchnęłam ciężko. – Chyba bardziej ich interesuje mieszkanie niż ja.

– Nie mów tak… Może po prostu nie wiedzą, jak z tobą rozmawiać?

Zastanowiłam się nad tym długo po zakończeniu rozmowy. Może rzeczywiście zawiodłam jako matka? Może powinnam była bardziej walczyć o kontakt?

Następnego dnia Paweł zadzwonił.

– Mamo, możemy przyjechać jeszcze raz? Chcielibyśmy pogadać spokojnie.

Zgodziłam się niechętnie. Bałam się kolejnej rozmowy o mieszkaniu.

Przyjechali wieczorem. Tym razem przynieśli ciasto i kawę.

– Mamo… chcemy ci pomóc – zaczął Marek niepewnie. – Może moglibyśmy częściej wpadać? Zabrać cię do nas na weekend?

Spojrzałam na nich podejrzliwie.

– A mieszkanie?

Paweł pokręcił głową.

– To twoja decyzja. Chcemy tylko być bliżej ciebie.

Nie wiedziałam, czy wierzyć tym słowom. Przez tyle lat byłam sama… Czy można odbudować rodzinę tylko dlatego, że pojawiła się groźba utraty majątku?

Minęły tygodnie. Synowie zaczęli dzwonić częściej, czasem przyjeżdżali z wnukami. Kasia nadal była przy mnie codziennie.

Ale wciąż czułam w sercu niepokój.

Któregoś dnia Marek zapytał:

– Mamo… czy naprawdę myślisz, że zależy nam tylko na mieszkaniu?

Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Nie wiem już niczego na pewno.

Wieczorami leżałam w łóżku i rozmyślałam: czy powinnam wybaczyć synom lata obojętności? Czy mogę zaufać ich nagłej trosce? Czy to ja jestem winna temu oddaleniu?

Czasem patrzę na Kasię i myślę: ona niczego ode mnie nie oczekuje poza obecnością i wdzięcznością za zwykłą bliskość.

A potem wracam myślami do synów i pytam siebie: czy można odbudować rodzinę po tylu latach milczenia? Czy miłość naprawdę jest silniejsza niż pieniądze?

Może wy mi powiecie: co byście zrobili na moim miejscu?