Dlaczego mama wybrała ojczyma, a nie mnie: po latach poznałam gorzką prawdę

— Zosiu, nie płacz już, kochanie. — Babcia głaskała mnie po głowie, a jej dłonie pachniały chlebem i lawendą. Siedziałam na drewnianej ławce pod kuchennym oknem, patrząc, jak za szybą pada drobny deszcz. Miałam wtedy osiem lat i czułam się jak ktoś niepotrzebny, jak stara zabawka, którą odłożono na półkę. Mama spakowała walizkę i wyszła z domu razem z panem Markiem. Nie spojrzała na mnie nawet przez ramię.

Przez pierwsze tygodnie czekałam na jej powrót. Każdy dźwięk samochodu na naszej ulicy sprawiał, że serce podskakiwało mi do gardła. Dziadek próbował tłumaczyć: — Twoja mama musi sobie ułożyć życie na nowo. Ale co to znaczy dla dziecka? Dla mnie znaczyło tylko jedno: nie byłam jej potrzebna.

W małym miasteczku na Podlasiu wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkich. Szeptali za moimi plecami: „To ta Zosia, co ją matka zostawiła dla nowego chłopa”. W szkole dzieci patrzyły na mnie inaczej. Nauczycielka raz powiedziała mi wprost: — Musisz być dzielna, Zosiu. Ale ja nie chciałam być dzielna. Chciałam tylko mamy.

Lata mijały. Mama dzwoniła czasem na święta, przysyłała paczki z ubraniami i słodyczami. Nigdy nie pytała, jak się czuję. Nigdy nie zaprosiła mnie do siebie, do nowego domu w Białymstoku. Ojczym był tematem tabu — nawet babcia nie chciała o nim mówić. Widziałam go raz, przypadkiem, gdy przyjechali do miasta na zakupy. Mama odwróciła wzrok, a on spojrzał na mnie chłodno, jak na obcą osobę.

Kiedy miałam szesnaście lat, postanowiłam napisać do mamy list. Pisałam całą noc, łzy kapały mi na papier. „Dlaczego mnie zostawiłaś? Czy zrobiłam coś złego?” Odpowiedź przyszła po miesiącu: „Zosiu, to była trudna decyzja. Kiedyś zrozumiesz”. Ale ja nie rozumiałam niczego.

W domu dziadków czułam się bezpieczna, ale zawsze brakowało mi matki. Babcia robiła wszystko, żebym czuła się kochana — piekła moje ulubione drożdżówki, tuliła mnie do snu. Dziadek zabierał mnie na ryby i uczył rozpoznawać ptaki po głosie. Ale pustka po mamie była jak rana, która nigdy się nie goi.

Po maturze wyjechałam do Warszawy na studia. Tam życie nabrało tempa — nowe znajomości, pierwsza miłość, praca w kawiarni. Ale wciąż nosiłam w sobie żal i pytania bez odpowiedzi. Czasem śniło mi się, że stoję przed domem mamy i proszę ją, żeby mnie przyjęła z powrotem.

Minęło dziesięć lat od tamtego dnia, gdy mama odeszła. Pewnego listopadowego wieczoru zadzwonił telefon. To była babcia — głos miała drżący: — Zosiu, mama jest w szpitalu. Musisz przyjechać.

Wsiadłam w pierwszy pociąg do Białegostoku. W szpitalu zobaczyłam mamę bladą i słabą jak cień dawnej siebie. Ojczym siedział przy jej łóżku, ale wyszedł, gdy weszłam do sali.

— Cześć, mamo — powiedziałam cicho.
— Zosiu… — Jej oczy były pełne łez. — Przepraszam cię za wszystko.

Usiadłam obok niej i przez chwilę milczałyśmy. W końcu zapytałam:
— Dlaczego? Dlaczego wybrałaś jego zamiast mnie?

Mama długo milczała. W końcu zaczęła mówić:
— Kiedy poznałam Marka… Byłam wtedy bardzo samotna po śmierci twojego taty. On był dla mnie wsparciem… Ale potem… potem zaczęło się robić źle.

Spojrzałam na nią pytająco.
— Marek nie chciał mieć dzieci pod swoim dachem — wyszeptała mama. — Powiedział mi wprost: „Albo ja, albo Zosia”. Byłam słaba… Bałam się zostać sama… Myślałam, że jakoś to będzie…

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
— Więc oddałaś mnie dla niego?
— Tak… Przepraszam… Codziennie tego żałuję…

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez tyle lat obwiniałam siebie — myślałam, że to ze mną było coś nie tak. A to ona była słaba…

Mama płakała cicho:
— Twoi dziadkowie dali ci więcej miłości niż ja kiedykolwiek mogłabym dać… Ale wiem, że cię skrzywdziłam.

Wyszłam ze szpitala z ciężarem na sercu większym niż kiedykolwiek wcześniej. Ojczym stał na korytarzu.
— Zadowolona? — rzucił zimno.
Spojrzałam mu prosto w oczy:
— Nigdy ci nie wybaczę.

Wróciłam do domu dziadków i długo nie mogłam zasnąć. Babcia tuliła mnie jak za dawnych lat.
— Twoja mama była zagubiona… Ale ty jesteś silniejsza niż myślisz.

Po śmierci mamy zostało mi tylko kilka zdjęć i listów. Próbowałam ją zrozumieć — jej samotność, strach przed przyszłością… Ale czy można wybaczyć matce taki wybór?

Czasem patrzę w lustro i widzę w sobie jej oczy — smutne i pełne żalu. Czy gdybym była starsza albo bardziej odważna, mogłabym ją zatrzymać? Czy każdy z nas jest skazany na powielanie błędów swoich rodziców?

Może właśnie dlatego tak trudno jest wybaczyć — bo najbardziej boli nas zdrada tych, których kochamy najmocniej.