Dlaczego mój ojciec pił kawę z solą? – rodzinna tajemnica, która zmieniła moje życie

– Znowu ta sól? – syknęłam, patrząc jak tata wsypuje szczyptę białych kryształków do parującej kawy. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a za oknem szarzał listopadowy poranek. Mama już dawno wyszła do pracy, a ja miałam wolne przed maturą. Tata spojrzał na mnie spod krzaczastych brwi i uśmiechnął się lekko.

– Każdy ma swoje dziwactwa, Martynko – odpowiedział, mieszając powoli. – Ty na przykład nie jesz ogórków kiszonych, choć wszyscy w domu je uwielbiają.

Zawsze mnie to irytowało. W szkole śmiali się ze mnie, że mam „dziwnego ojca”. Kiedyś nawet koleżanka zapytała: „A on nie wie, że kawa powinna być słodka?”. Wtedy nie umiałam odpowiedzieć. Teraz wiem, że nie wszystko jest takie proste.

Tata zmarł nagle, dwa tygodnie po moich osiemnastych urodzinach. Zawał. Zostawił po sobie pustkę i mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Przez kilka miesięcy nie mogłam wejść do jego pokoju. Mama zamknęła drzwi na klucz i powiedziała: „Jeszcze nie czas”.

Pewnego dnia, kiedy wróciłam ze studiów na weekend, znalazłam mamę siedzącą przy stole z jego kubkiem w ręku. W środku była kawa – i sól. Płakała cicho.

– Mamo…? – zaczęłam niepewnie.

– Musisz coś wiedzieć – powiedziała, nie patrząc mi w oczy. – O twoim tacie… i o tej soli.

Usiadłam naprzeciwko niej. Czułam, jak serce wali mi w piersi.

– To nie była jego fanaberia – zaczęła cicho. – Kiedy był młody, mieszkał z babcią na Mazurach. Byli bardzo biedni. Cukier był luksusem, sól – jedyną przyprawą, jaką mieli pod ręką. Babcia robiła mu kawę z solą, żeby choć trochę zabić gorycz…

Zatkało mnie. Przez całe życie myślałam, że tata po prostu lubi dziwactwa.

– Ale to nie wszystko – dodała mama i wyjęła z szuflady stary list.

Drżały mi ręce, gdy go otwierałam. Był adresowany do mnie, ale nigdy go nie dostałam.

„Martynko,

Jeśli to czytasz, to znaczy, że już mnie nie ma. Chciałem ci powiedzieć prawdę o sobie, zanim dorośniesz i zaczniesz zadawać pytania. Kawa z solą to nie tylko wspomnienie biedy. To także przypomnienie o tym, że nawet w najgorszych chwilach można znaleźć coś dobrego. Sól zabija gorycz, ale też wydobywa smak. Tak samo jest w życiu – czasem trzeba przełknąć coś trudnego, żeby docenić to, co dobre.

Wiem, że byłem surowy i zamknięty w sobie. Bałem się pokazać ci swoje słabości. Ale zawsze cię kochałem i chciałem dla ciebie lepszego życia niż miałem sam.

Twój tata”

Łzy kapały mi na kartkę. Mama objęła mnie ramieniem.

– On bardzo cię kochał – wyszeptała.

Przez kolejne dni nie mogłam przestać myśleć o tej historii. Przypominały mi się wszystkie nasze kłótnie: o szkołę, o chłopaków, o moje marzenia o wyjeździe do Warszawy. Tata zawsze powtarzał: „Nie uciekaj od problemów”. A ja myślałam, że po prostu chce mnie zatrzymać przy sobie.

Zaczęłam rozmawiać z mamą o przeszłości taty. O tym, jak musiał pracować na budowie już jako nastolatek, żeby utrzymać babcię po śmierci dziadka. O tym, jak marzył o studiach na politechnice, ale nie było go stać nawet na bilet do Olsztyna. O tym, jak poznał mamę na wiejskiej potańcówce i obiecał jej „lepsze życie”.

Zrozumiałam wtedy, że jego surowość była tarczą – przed światem i przed własnymi lękami.

Pewnego wieczoru usiadłam sama w kuchni z jego kubkiem i wsypałam do kawy szczyptę soli. Smak był dziwny – słony i gorzki jednocześnie. Ale poczułam coś jeszcze: ciepło i bliskość.

Zaczęłam inaczej patrzeć na nasze rodzinne konflikty. Mama przez lata tłumiła żal do taty za to, że był zamknięty w sobie. Ja miałam pretensje, że nie potrafił okazywać uczuć. Ale teraz widziałam w nim człowieka z krwi i kości – ze swoimi ranami i marzeniami.

Któregoś dnia odwiedziła nas ciocia Basia – siostra taty. Przyniosła stare zdjęcia i opowiadała historie z dzieciństwa: jak tata ratował ją przed pijanym ojcem; jak oddawał jej ostatnią kromkę chleba; jak płakał nocami po śmierci mamy.

– On nigdy nie mówił o swoich uczuciach – powiedziała ciocia Basia – ale był najwrażliwszym człowiekiem, jakiego znałam.

Po pogrzebie długo nie mogłyśmy się z mamą dogadać. Ona zamknęła się w sobie jeszcze bardziej niż tata kiedyś. Ja uciekałam w naukę i pracę dorywczą w kawiarni na rynku.

Pewnego dnia przyszła do mnie mama z kubkiem kawy.

– Spróbujmy razem – powiedziała i wsypała sól do obu filiżanek.

Siedziałyśmy długo w ciszy, popijając słoną kawę i patrząc sobie w oczy przez łzy.

Od tamtej pory kawa z solą stała się naszym rytuałem pojednania. Za każdym razem przypomina mi o sile przebaczenia i o tym, że każdy człowiek nosi w sobie historię, której inni nie znają.

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze takich rodzinnych tajemnic kryje się za codziennymi przyzwyczajeniami naszych bliskich? Czy potrafimy słuchać ich historii zanim będzie za późno?